Skocz do zawartości
Nerwica.com

whiterabbit

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia whiterabbit

  1. Myślałam o terapii i chyba nawet w końcu się wybiorę, ale boję się że i tak nic na niej nie powiem. Mam blokadę przed mówieniem o takich rzeczach i do tej pory nie udało mi się jej pokonać.
  2. Cześć. Właściwie nie wiem dlaczego tutaj piszę, wiem że nikt mnie tu nie zdiagnozuje ani nie poradzi nic oprócz wizyty u psychiatry, ale chyba po prostu muszę to wszystko z siebie wyrzucić. Napisać to, czego nikomu nie potrafię powiedzieć. Mam białe plamy we wspomnieniach z dzieciństwa aż do 12 roku życia. Pamiętam niektóre rzeczy, szkołę, koleżanki i kolegów, ale zupełnie nie przypominam sobie reszty, jedynie przebłyski. Kiedy miałam 5 lat moi rodzice się rozwiedli. Ponoć chodziłam w tedy do psychologa i po rozwodzie jakiś czas dość regularnie spotykałam się z ojcem, ale nie pamiętam z tego okresu zupełnie nic. Ani jednego,zamglonego wspomnienia. Później mój ojciec wyjechał za granicę a ja straciłam z nim kontakt na kilka lat. W międzyczasie moja mama znalazła faceta i pewnie na początku wszystko wydawało się być z nim w porządku, ale okazało się że ma ze sobą problemy. Był nerwowy, wściekał się,robił sceny. Nie pamiętam zbyt wiele wyraźnych scen, raczej odczucia- strach. Bałam się go i czułam że wolałby , gdyby mnie nie było,w końcu byłam dzieckiem innego mężczyzny. Pamiętam że się na mnie denerwował, ale mama zazwyczaj stawała w mojej obronie. Wiem że czasem mnie dotykał i ten dotyk nie był taki jak być taki jak powinien, unikałam go i wstydziłam się. W ogóle czułam w sobie jakieś wewnętrzne obrzydzenie, kiedy się zbliżał. Tak jak mówiłam- pamiętam bardziej odczucia, niż wyraźne sytuacje. Kiedyś nawet włożył mi rękę pod majtki, ale w pamięć wyraźnie zapadła mi tylko jedna scena i nie wiem dlaczego akurat ta. Moja mama postanowiła go zostawić, nie wiem dokładnie jak to wszystko się stało, ale byłyśmy w tedy same w mieszkaniu, a on już o tym wiedział. Dla mnie był to czas kompieli, więc zaczynałam się rozbierać, kiedy nagle do domu wpadł on ze swoją matką. Jego matka oczywiście próbowała go wyprowadzić i uspokoić, ale on wpadł w szał, zaczął szarpać moją matkę i rzucił w nią telefonem krzycząc, żeby dzwoniła na policję jeśli tego chce bo i tak nic nie wskóra (on sam był policjantem ). Ja stałam w łazieńce z otwartymi drzwiami i zupełnie nie wiedziałam co zrobić, a on w pewnej chwili popatrzył na mnie i właściwie całkiem bez sensu powiedział że mam się rozbierać skoro już głupio stoję w tej łazience przy wannie . Stałam dalej jak wmurowana, więc krzyknął żebym zdjemowała te cholerne ciuchy i przestała się gapić. Kłócił się z moją i swoją matką i co chwilę rzucał do mnie że mam się rozbierać. Nie wiem dlaczego go w tedy posłuchałam, ale w końcu stałam naga i zapłakana w łazieńce na przeciwko trójki szarpiących się ludzi i była to najbardziej upokarzająca chwila jaką pamiętam. Miałam w tedy 11 lat. Kiedy już ten fatalny związek się zakończył, Krzysiek- bo tak miał na imię, zaczął nachodzić mnie w szkole. Przynosił kwiaty i bombonierki prosząc żebym porozmawiała z mamą i przekonała ją żeby mu wybaczyła. W tedy też zaczął odnawiać się mój kontakt z ojcem- miał kolegę policjanta, a matka prosiła go żeby jakoś pomógł w tej sytuacji. Kiedy skończyłam 12 lat , pierwszy raz pojechałam do niego za granicę. Moja rodzina ( głównie dziadkowie) nie mogli zrozumieć dlaczego chcę się z nim widywać, skoro mnie zostawił. Ciągle powtarzali że mnie nie kocha i że matka cały czas prosiła go żeby się ze mną widywał kiedy byłam młodsza, a on nie chciał. Że to nieudacznik i woli inną kobietę niż swoją rodzinę. Raniło mnie to, ale sądziłam ze musi mnie kochać - przecież to mój ojciec i sam zaproponował mi przylot. Jednak później nigdy nie traktował mnie jak córkę- bardziej jak młodszą siostrę czy nawet koleżankę. To za jego przyzwoleniem spróbowałam pierwszego alkoholu i zapaliłam pierwszego papierosa i to chyba trochę zbyt wcześnie , bo w wieku niecałych 13 lat. Teraz mam lat niespełna 20 i problemy ze swoimi emocjami. Odkąd pamiętam czułam się niechciana, porzucona i niekochana i tak zostało do teraz. Czasem czuję do siebie obrzydzenie i wstręt, jest mi źle samej ze sobą. Nie potrafię wyrażać tego co czuję, wszystko tłumię w sobie i kiedy już nie wytrzymuję muszę to jakoś rozładować, najczęściej zadając sobie ból. Od dwóch lat jestem zakochana w kimś kto mnie nie chce, mówi i robi rzeczy, które mnie ranią. Nie potrafię uwolnić się od tej znajomości, ani pozbyć się swoich uczuć. Czuję że zrobiłabym dla tej osoby wszystko, a im bardziej mnie rani, tym moje uczucie paradoksalnie rośnie. Ogromnie pragnę bliskości , ale jednocześnie się jej boję. Nie potrafię okazywać uczuć, chociaż bardzo chcę. Chciałabym żeby w końcu ktoś mnie kochał, ale nie wyobrażam sobie żeby ktokolwiek mógł. Czasem mam tego wszystkiego dość,ale i tak nadal tkwię we wszystkim co sprawia mi ból, jakbym czerpała jakąś chorą i niezrozumiałą satysfakcję z cierpienia psychicznego. Miewam napady lęku, ciągle jestem spięta. Wiadomo że miewam również lepsze chwile,w moim życiu są też dobre rzeczy - studia, znajomi, chwile beztroski. Ale nieważne co się dzieje i tak jestem nieszczęśliwa. Po prostu nie potrafię cieszyć się życiem.
×