Skocz do zawartości
Nerwica.com

LilaLila

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez LilaLila

  1. LilaLila

    Witajcie!

    Cześć kostek :)
  2. Niestety to prawda. Nie rozumiem co jest dziwnego w tym, że nie chcę martwić rodziny. Już raz im dowaliłam swoją próbą samobójczą, mocno to przeżyli, długo musieli sobie z tym radzić. Nie chcę żeby te zmartwienia do nich wróciły.
  3. Nie chcę Cię zniechęcać, emilk, ale możesz mieć problem ze znalezieniem takiej. Poczytaj sobie wątek - Nie dotykać ! Nie każdy lubi się przytulać W każdym razie życzę powodzenia w poszukiwaniach, może akurat trafisz na taką, dla której nie będzie to problem, a nawet będzie się lubiła przytulać, podobnie jak Ty Co do pozostałych cech - wierności, szczerości i zaufania - to jak najbardziej się z Tobą zgadzam. Nie sądzę, żeby dało się bez tego zbudować poważną relację na lata Szkoda tylko, że nie wszyscy mają takie podejście Kiedyś też nie lubiłam się przytulać, wstydziłam się tego i bałam, ale jak już raz tego posmakowałam, to jest to dla mnie coś niezbędnego w związku. Mnie można tulić cały dzień
  4. A ja uważam, że jest wiele kobiet, które niedoświadczenie mogą uznać w tobie za plus. Tak jak są kobiety, które wolą rozrywkowych, pewnych siebie facetów, tak istnieją również takie, które preferują mężczyzn spokojnych, nawet lekko nieśmiałych (np. ja ). Pewnie nie jedna też poczułaby się szczęśliwa, wiedząc, że jest twoją "pierwszą" Bo to w jakiś sposób czyni taką kobietę wyjątkową. Tak więc w twojej sytuacji są nawet pozytywy. I jak ktoś już wyżej pisał - nie spiesz się. Nie wiąż się z kimś tylko po to, by w końcu zacząć jakikolwiek związek. Znajdź kogoś odpowiedniego, życzę ci tego
  5. Po pierwsze dziękuję za odzew. To zawsze chociaż odrobinę podnosi na duchu, gdy ktoś zainteresuje się naszym problemem. Robienie takich tabelek za i przeciw mam już za sobą. Dużym problemem jest fakt, że zarówno jednych jak i drugich aspektów jest mniej więcej po równo, dlatego tak ciężko mi się zdecydować.
  6. Witam, Z góry przepraszam za banalny tytuł tematu, ale jest w nim sama prawda. Piszę tego posta pod kompletnym impulsem, spowodowanym zdarzeniem, które miało miejsce przed chwilą. Ale to może pominę, bo nie jest ono najistotniejsze. Najistotniejsze w tej chwili jest dla mnie to, że jestem ze swoimi problemami kompletnie sama. Dosłownie. Nie mam znajomych, nie rozmawiam z nimi, a jeśli już kogoś znam, to tylko osoby, które nie są mi w żaden sposób bliskie, a co najwyżej sąsiadka czy ludzie z pracy. Nie mogę się im zwierzyć, wyżalić, wypłakać. Chciałabym uniknąć w powitalnym poście pisania monologu na temat mojego życia i spróbuję się streszczać, ale nie wiem jak to wyjdzie. W 2006 roku poznałam pewną osobę. Najpierw była moją przyjaciółką, jednak po jakichś dwóch latach stała się kimś więcej. Nie pokochałam jej jednak jak dziewczyny. Jest transseksualistą. Ciało kobiety - jednak psychika i pragnienia mężczyzny. Nasz związek jest(czy też był, sama już nie wiem) związkiem na odległość. To wszystko to jednak najmniejsze problemy, z którymi sobie w pełni radziłam, dopóki nie pojawiły się inne. Otóż mój partner okazał się nałogowym kłamcą. Nie jestem psychologiem ani żadnym specjalistą, więc nie wiem czy można posądzić mojego partnera o mitomanię, jednak według mnie wiele na to wskazuje. Kłamał na najróżniejsze sposoby: wymyślał dramatyczne historie na temat swojego życia (że ćpa, że ojciec go bije, że jest chory na śmiertelną chorobę), wielokrotnie podszywał się pod inne osoby, by coś ze mną załatwić (np. gdy się o coś pokłóciliśmy, podszywał się pod swojego ojca i wyzywał mnie od najgorszych itd. - robił to oczywiście pisemnie, związek na odległość niestety bardzo mu pomagał kłamać, a potem te kłamstwa tuszować), kiedy w jakiejś dyskusji nie miał racji lub pomylił się w czymś, to wymyślał różnorakie historie (czego to on nie wie, nie widział, lub że ktoś mu coś powiedział), byleby tylko wyszło że jednak tą racje ma. Wszystko załatwiał kłamstwem - chciał zrobić dla mnie coś dobrego? Wymyślał że załatwia mi pracę, podszywał się w e-mailach pod rzekomych pracodawców. Chciał zrobić coś złego? Albo się podszywał pod kogoś by mnie niby jako ta druga osoba zwyzywać albo wymyślał historie, którymi wzbudzał we mnie celowo zazdrość. Chciał zwrócić na siebie uwagę lub też zyskać moje wybaczenie po kłótni? Wymyślał że wpadł pod samochód, że zemdlał, że coś się stało, itd. Chciał mi zaimponować? Zmyślał o wygranych konkursach, osiągnięciach, znanych osobistościach. Mogłabym wymieniać w nieskończoność. Odkrywałam jego kłamstwa najpierw stopniowo, potem wszystko się na mnie posypało i zburzyło całe moje zaufanie do niego. Potem oprócz kłamania na dodatek zdradził mnie, wielokrotnie flirtował i spoufalał się z innymi tak, żebym to widziała (w celu wzbudzenia zazdrości), raz zostawił mnie dla relacji z przyjaciółką. Doprowadził mnie swoim postępowaniem do masakrycznej zaborczości i do strachu na każdym kroku - strachu o to, że znów mnie okłamie, lub zdradzi, lub znów coś robi za moimi plecami by mnie skrzywdzić w taki albo inny sposób. Ten związek trwa od kilku długich lat (mniej więcej od 2008r), teraz ta relacja jest w totalnej rozsypce, ale nadal nie potrafię się od tej osoby uwolnić. Mam tylko jego. Jestem mocno do niego przywiązana pomimo tych wszystkich krzywd które mi zrobił. Jest osobą która zna mnie na wylot, jak nikt inny, która wie o mnie wszystko. Nie mam nikogo innego i boję się spróbować kogoś innego poznać. Jestem teraz osobą płaczliwą, wiecznie zdołowaną, często wpadam w furię (okładam pięściami ściany, raz uderzałam głową, skończyło się siniakami i guzem), nie potrafię nikomu zaufać, boje się że jakakolwiek kolejna relacja znów jedynie mi dowali, albo że ja przez swój obecny stan pociągnę kogoś za sobą w dół. Czuję że potrzebuję kogoś kto mógłby mnie z tego wyciągnąć, ale nie wiem co mam robić i nie wiem czy to fair oczekiwać tego od kogokolwiek. Mam za sobą także próbę samobójczą, to było dawno, od tamtej pory udaje przed rodziną że wszystko jest dobrze. Nie chce ich znów sobą zamartwiać. Jednak coraz częściej łapię się na myślach o zrobieniu sobie czegoś, znowu. Nie są to myśli, przez które ledwo się powstrzymuję przed chwyceniem za nóż - to bardziej takie impulsy w stylu "a co jak obleje się gorącą herbatą? a co jak teraz wbije sobie nóż w brzuch? a co jak wpadnę pod jadące metro?" - to takie przebłyski, pojawiają się, jakby były normalną myślą i po chwili się na tym łapię i natychmiast karcę "o czym ty myślisz, to głupie!". No i wyszedł monolog, niestety, tak jak się spodziewałam. Nie wiedziałam jednak gdzie indziej mogę to napisać. W pytaniu do psychologa? Wiem co bym dostała w odpowiedzi: "powinna pani odwiedzić specjalistę". Tyle że ja w tej chwili potrzebuję nie specjalisty a kogoś bliskiego. Jestem nie do opisania samotna. Nie umiem aż tego wyrazić słowami. Nadal tkwię w tym chorym związku i nie mam nikogo poza tą jedną osobą. Potrzebuję z kimś pogadać, tak od serca. Tylko czego ja oczekuję? Na co liczę? Przecież powinno się liczyć na siebie.
×