Skocz do zawartości
Nerwica.com

emdi

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia emdi

  1. Witam wszystkich użytkowników forum. Potrzebuję pomocy. Potrzebuję pomocy od kogoś obcego, kto nie znając mnie, szczerze wyrazi swoje zdanie. Postaram się nie rozpisywać. Jestem w związku z dziewczyną od 5 lat. Ona mnie kocha (czuję to, czuję się kochany). Ja do tej pory byłem przekonany, że też ją kocham. Byłem szczęśliwy. Kilka dni temu coś mi się stało. Leżałem w łóżku i nagle poczułem ogarniającą mnie obojętność. Pojawiła się myśl "Ty jej tak naprawdę nie kochasz". Pojawił się również ogromny strach, bo w głębi duszy czuję, że... ta myśl jest prawdziwa. Coś nieustannie powtarza mi, że nie kocham tej dziewczyny, że powinienem ją zostawić, że tylko ją ranię. Że jestem egoistą, bo jestem z nią tylko ze strachu przed samotnością i nie mam prawa dalej tak robić. Oczywiście ogromne wyrzuty sumienia. Od kilku dni wałkuję te myśli, nie potrafię ich wyprzeć, bo gdzieś głęboko jest przekonanie "Ty jej nie kochasz", którego nie potrafię się pozbyć i które czuję, że jest prawdziwe. Próbuję racjonalizować. To nie jest tak, że minęło pierwotne zauroczenie i nic nie zostało. Znamy się. Znam jej charakter, który mi odpowiada. Akceptuję ją z jej wadami i zaletami. Jest dla mnie atrakcyjna fizycznie. Kiedy sobie wyobrażam, że miałbym ją zostawić, jednocześnie myślę, że nie spotkam już w życiu kobiety, która tak mi odpowiada pod wszystkimi względami. Tylko wtedy pojawia się to alarmujące uczucie... pustka. W tej chwili czuję, że jedyną słuszną rzeczą, którą powinienem zrobić, to powiedzieć jej uczciwie o swoich uczuciach i odejść. Tylko... boję się. Uświadomiłem sobie, że kiedy wyobrażam sobie to rozstanie, to niby czuję ulgę, bo gdzieś tam w podświadomości fantazjuję o tym, że po kilku tygodniach/miesiącach dociera do mnie, że jednak ją kocham i wracam do niej i znów jesteśmy razem, szczęśliwi. Uświadomiłem sobie, że... boję się stracić ją na zawsze. Boję się pozwolić jej odejść. Czuję, że bez niej nie będę szczęśliwy, że moje życie będzie szare, samotne, puste. Nawet nie mam ochoty poznawać kogoś innego. Ona patrzy na życie optymistycznie, jest pełna radości, szczęśliwa. Czuję, że nawet kiedy jej powiem o tym, co przeżywam i się rozstaniemy, to ona pocierpi, pozbiera się i pójdzie dalej, będzie szczęśliwa tak czy inaczej. Ja tego nie mam. Jestem pesymistą. Czuję, że nie kocham jej, bo tak naprawdę nie kocham w pełni siebie, nie potrafię być szczęśliwy sam, więc jak mam być zdolny do pokochania prawdziwie kogoś? Nie chcę jej tracić. Jednocześnie jestem świadom swojej ułomności i nie chcę jej wykorzystywać ani krzywdzić. Czy jest dla mnie ratunek, abym pozbył się lęku i nauczył się prawdziwie kochać? Ostatnio czytałem sporo o miłości, o tym, że to świadomy wybór, a nie grom z jasnego nieba i motyle w brzuchu. Chciałbym ją pokochać i uszczęśliwić, bo ta kobieta jest tego warta. Lecz w tej chwili miotają mną złe emocje, ból, wyrzuty sumienia, wszystko to na podłożu panicznego lęku. Czy mogę nad sobą pracować i uratować ten związek, czy wyjście jest jedno - rozejść się, ogarnąć swoje życie w samotności, a potem... czas pokaże?
×