Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ann-a

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ann-a

  1. Ann-a

    Depresja a szkoła/studia

    hello,od półtora roku jestem z chłopakiem chorym na depresje,zaczęła sie ona właśnie od szkoły :/ pisałam o tym pół roku temu na forum ( zwi-zek-chory-zdrowy-czy-chory-chory-t11121-36.html ),ale chyba w złym temacie,bo nie otrzymałam odpowiedzi. wszystko zaczęło się od rozpoczęcia liceum,gimnazjum zakończył ze świetną średnią, lubiał udziela sie na lekcjach,w życiu szkoły. w liceum tez mu szło na poczatku dosyc dobrze,jedynie kulał z niemieckiego,z ktorym nigdy wcześniej nie miał styczności (jak większośc z jego miasta w klasie,szkoła jestw miescie obok). niestety zbyt wysokie stawianie sobie poprzeczki sprawiło,że nie zadowalał się 2 z niemca,to pociagnęło za sobą opuszczanie się w nauce także z innych przedmiotów. w tym samym czasie zaczęliśmy się spotykac,starałam się go motywowac,pomagac,chociaż na początku myślałam,ze to po prostu urażona ambicja,a nie jakieś poważniejsze komplikacje. jednocześnie z problemami w szkole miały miejsce problemy rodzinne,o czym dowiedziałam się mniej więcej pod koniec roku szkolnego. pierwszą klasę ledwo zdał,paradoksalnie z większości przedmiotów miał 6,5 i 4,z niewielu 2,ale naciagnięte,bo pod koneic roku praktycznie w ogole nie chodził. po wielu zawirowaniach miedzy nami,z rodzicami,z samym sobą poszedł do drugiej klasy. ale z nim samym niestety było coraz gorzej,bardziej złosliwi ludzie patrzyli na niego dziwnie,co też go bolało,nie kazdy nauczyciel był wyrozumiały,niektórzy traktowali go ulgowo (czego nie chciał,bo czuł się gorszy przez to). zupełnie zamykał się w sobie na lekcjach,nie odpowiadał pytany,nie pisał na sprawdzianach,tak jak niektórzy pisali w postach wyżej,bardzo chciał,ale nie potrafił przełamac blokad w sobie. po bożym narodzeniu już w ogole nie wrocił do szkoły,przez co nie zdał,w przyszłym roku nie chce wracac do skzoły. po czesci czuję się winna,bo niby mam na niego największy wpływ,ale powoli zatracam wiarę w to,że mu się uda wrócic do szkoły wiele osob mi mówiło,ze jestem dla neigo za łagodna,że nie powinnam tolerowac tego,ze odpuścił sobie szkołe,ale nie potrafie,nie mam już pomysłu na to,jak go zmotywowac żeby uwierzył że zmiana szkoły i ponowna próba podniesienia się są szansą na lepsze. kiedyś pomagało mu powtarzanie,że bedzie lepiej,że po weekendzie/świetach/wakacjach wypoczety da rade,bo przeciez ma wiedzę i inteligencję (w luźnej rozmowie potrafi wypowiadac sie świetnie na naukowe tematy,w szkole blokada),od dłuższego czasu go to irytuje,bo nie dzieje się lepiej,a wręcz gorzej :/ przepraszam za chaos wypowiedzi i proszę o rady,szczegolnie tych osob,które także nie miały sił na naukę,wiary w udaną przyszłośc i jakoś to przezwyciężyły
  2. Ann-a

    nerwobóle

    dobrze nauczyć sie jakoś z tym żyć, funkcjonowac...ja mam tak czasami, że jak idę czy siedzę łapie mnie taki ból w klatce,że nie mogę wziąć normalnego oddechu,bo czuję się jakby mi w nią wbijano miliony igieł od środka na początku myslalam,że to od serca idie,ale na szczęście na badaniach wyszło,ze mam je całkiem zdrowe
  3. Tez mi zawsze zimno jak sie zdenerwuje,czy coś mnie dobije,trzęse sie przy tym często. Fiolka,mam tak samo,często też mi ręce czy stopy sinieją nawet w ciepłym pomieszczeniu,wiąże sie to u mnie właśnie z choroba krążenia,ale nazwy nie pamiętam. w sumie chyba nie ma na to zimno skutecznego sposobu,prócz wyciszenia się czy poprawy nastroju :/
  4. Jestem od roku z chłopakiem chorym na depresje,mimo tego ze wczesniej przez 3 lata balansowałam na granicy zupełnego załamania, to nie potrafie mu pomóc czuję sie troche winna ze jego obecny stan,bo nasz zwiazek zaczynał sie rozwijać prawie że równocześnie z jego załamaniami,zaczęło sie od niepowodzen w szkole (w gimnazjum swietny uczeń,przyszedł do liceum i JAK KAŻDY spadł z wynikami,zbyt wysoko stawia sobie poprzeczke i za nic nie chce jej opuścić),teraz ciagnie to za soba wszystko,choć jeszcze są momenty kiedy jest radosny. Całkowicie już unika szkoly,zrezygnował z przyszłości,z marzeń Staram sie go wspierac cała soba,ale nie zawsze sama mam do tego siłe,kilkakrotnie przez pierwsze pół roku chciałam zakonczyc tę znajomosć,wtedy brał sie za siebie,wracał do szkoły (bo już w zeszłym roku nie chodził na wszystkie lekcje),ale mimo tego,ze jest cholernie zdolny nie we wszystkim byl w stanie nadrobic np miesięczną nieobecność. Od dłuższego czasu już nie stosuje takiego szantazu bo po pierwsze zrozumiałam,ze to jest igranie na jego uczuciach,po drugie za bardzo mi na nim zalezy,a on jest teraz za słaby,zeby walczyć o cokolwiek. od niedawna wznowił terapię,ale jest nioechętny psychologom czy psychiatrom,unika ze mna rozmów o tym a ja nie naciskam,dodatkowo bierze leki. z nim jest coraz gorzej,pomimo tego,że ten semestr poszedl mu lepiej niż zakończenie ubieglej klasy. między nami z kolei wydaje sie byc coraz lepiej,ale to tylko pogarsza sytuacje,bo on sie zalamuje tym,ze nie bedzie potrafil zapewnić mi przyszłości,ze nie bedzie robił w życiu tego co planował...nie wiem jak go motywowac do dzialania,on nie chce ani kontynuowac obecnego roku nauki,ani nie chce odpuscic sobie teraz żeby sie pozbierac i zacząć na nowo w przyszłym...staram sie go zrozumieć,wiem że to nie jest do końca zalezne od tego czy on chce czy nie,nie raz miał takie sytuacje,że na lekcji potrafił coś zrobić perfekcyjnie ale jak przyszło do sprawdzian blokował sie zupełnie...dla wielu jego problem jest idiotycznym wymyslem,bo w sumie kto by sie aż tak przejmował szkoła...tylko ze jemu procz szkoły dowala też wiele innych rzeczy,zrestzą od nauki własciwie zalezy cała dasza część zycia...ja juz się w tym nie potrafie odnaleźć,sama czuję że znowu mi nawraca podobny tok myślenia jak kiedyś (to byla co najwyżej lekka odmiana depresji,w porównaniu do tego co z nim sie dzieje)...staram sie wierzyc za nas oboje,jego rodzice tez robią wiele żeby mu pomóc,ale on się czuje gorszy też przez to,ze musi być wspierany.
×