Skocz do zawartości
Nerwica.com

odkopacz

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez odkopacz

  1. odkopacz

    Heloł

    @tahela bardzo możliwe, że za dużo racjonalizuję. często to słyszałem, jednak nie wierzę w pełni żadnemu z tych głosów. zawsze czułem się w konflikcie w relacji ja-świat/inni z powodu uczonych mnie ideałów o życiu i praktyki, która nazbyt często pokazywała co innego. często wewnętrzny ja krzyczy, że jest nie tak jak powinno być. że na świecie jest za dużo konfliktów, z którymi nie wiadomo co dalej zrobić. że ludzie na siłę trzymają się stworzonego przez siebie "ładu", który na dłuższą metę nie ma sensu. co "czuję"? to dobre pytanie. na pewno umiem odczuwać negatywne emocje, a w dobrych chwilach popadam w letarg, który mnie zadowala i pozwala mi się zrelaksować. nie potrafię się skupiać na własnych emocjach i odczuciach, uświadomiono mi dawno temu, że nie są one istotne i nauczono mnie je trzymać na wodzy. ostatnio kiedy wybuchłem, ponad 10 lat temu, nie skończyło się to dobrze dla nikogo. męczy mnie to bardzo, jednak ostatnio coraz częściej gubię się w strachu i gniewie. strumień świadomości #1 czy innym, "zdrowym" ludziom z łatwością przychodzi akceptowanie świata i nie mają wewnętrznych oporów przed chęcią uczestniczenia w nim na co dzień? (i pomimo tego, że to co naprawdę robią w dalszym rozrachunku nie ma sensu? tylko dla przeżycia i bez głębszych idei?) nigdy nie chcieli żyć z daleka od zgiełku i niepotrzebnych informacji generowanych praktycznie w nieskończoność na co dzień? nigdy nie chcieli połączyć w całość faktów, że obecnie rodzący się ludzie coraz częściej chorują na aspergery, autyzmy i wykrywają u nich kolejne dysfunkcje i wysnuć z tego globalnych wniosków? trudno mi w to uwierzyć, tym bardziej, że osoby, które miały znaczący wpływ na rozwój świata i do tej pory ich idee i dzieła mają 'duże branie' bardzo często same były dysfunkcyjne, fanatycznie czemuś oddane. goethe spowodował falę samobójstw po tym, jak go rzuciła szlachcianka. freud miał problemy z kobietami (matką, a jakże! - "pasje zygmunta freuda"). a hitler był wykluczonym niemotą który nie potrafił czytać i pisać, a później lekcje przemówień brał od podrzędnego aktorzyny (niestety, nie podam źródła, wyniesione z wykładów literaturoznawczych). do tej pory ludzie są pod wrażeniem cierpień młodego wertera (klasyk nasączony jadem i nienawiścią do życia), psychoanalizy czy faktu jak szybko i skutecznie w odpowiedniej epoce zadziałał ten trzeci, rzeczony jegomość, by przejąć kontrolę nad umysłami ludzi i dać im "wizję", lub nawet być zafascynowanym jego wizją. dlaczego piszę o takich rzeczach? chciałbym, żeby ktoś mi udowodnił, że ten świat ma sens i że warto w nim uczestniczyć. miło by było również wiedzieć, że są jakieś istoty, które mają dobre intencje i chcą zrobić coś dobrego. czułbym się wtedy o wiele spokojniej i czułbym, że nie jestem sam.
  2. odkopacz

    Heloł

    bywam sobie na różnych forach okołopsychologicznych i doszedłem do wniosku, że i tu się powitam i wypowiem, a co? od kilku lat zauważam w sobie niechęć do życia na tym konkretnym świecie. im bardziej poznaję "dorosły" świat tym mocniej mnie odrzuca i tym mniej chcę w nim uczestniczyć. nawarstwia to moje podejście do życia, które kontrastuje z podejściem normalnych, dorosłych ludzi. zawsze racjonalizuję swoje stany i na razie doszedłem do wniosku, że są one wywołane tym, że kiedyś w ciągu historycznym ktoś popełnił błąd i pozamieniał miejscami wartości liczbowe z tymi naprawdę i najgłębiej cenionymi przez ludzi. za swoje stany winię więc konieczność zarabiania pieniędzy i zajmowanie się nimi (co jest wyuczone, a nie naturalne) https://strimoid.pl/c/p4gboR/malpy-pieniadze-i-prostytucja . kolejne są w zasadzie pochodną pierwszego, rozkładają ją na czynniki pierwsze. wychodzę z założenia, że będąc sobą, wcale nie potrzebuję w tym uczestniczyć. ludzie rozmawiając ze mną często zarzucają mi też, że potrafię wszystko strywializować i psuję im nastrój. mnie osobiście to podejście do mnie nie dziwi. jak można zaprzeczyć człowiekowi, który pokazuje, że wszystko to, co uznawało się za prawdziwe i świadczące o czymś "wielkim" jest warte tyle samo, co życie w nędzy i niedostatku? jestem też przekonany, że odgórna i niekwestionująca akceptacja świata zewnętrznego, jak i brak wyobraźni ku temu co z tym zrobić dla samego siebie jest powodem nie tylko moich negatywnych stanów (możliwie depresji, nie badałem się) ale i wielu innych ludzi. możliwe jest też to, że to co specjaliści nazywają zmianami w mózgu jest po prostu naturalną potrzebą życia w innych warunkach, w inaczej zorganizowanym świecie. ludzie mi mówią, że osiągnąłem w życiu wiele: skończyłem dwa kierunki studiów, jestem z kochającą dziewczyną, udało mi się przeprowadzić do większego miasta z wcześniejszego wy......wka, mam czarny pas w karate, umiem grać na różnych instrumentach muzycznych, piszę poezję i takie tam. potrafię wszystko, gdy tylko tego chcę. ludzie się więc dziwią jak to możliwe, że ktoś taki jak ja nie chce "przejąć odpowiedzialności za siebie" "nie chce się cieszyć tym co ma", natomiast jeżeli o mnie chodzi, to mógłbym temu wszystkiemu zaprzeczyć i uznać za nieistniejące, niepotrzebne i niesatysfakcjonujące z wielu powodów. kierują mną słowa jednego z moich wykładowców, które wyrażały mniej więcej to, że jeżeli ktoś czegoś namacalnie nie widzi, to zawsze będzie mówił, że tego nie ma. zmieniając perspektywę mam szansę zmienić postrzeganie a potem świat. w pewnym sensie nie chcę się asymilować w obecnie istniejącym świecie. uważam go za krzywdzący i wyrosły na zbyt wielu ludzkich błędach. dla samego siebie i dla czytających ten wątek: szukam inspiracji. chciałbym zebrać jak najwięcej pomysłów na to w jaki sposób alternatywnie żyć nie zasilając tego, co sprawia nam ból i cierpienie. wiecie dokładnie czego chcecie? wiecie w jakim świecie chętnie byście chcieli żyć? co sprawia Wam najwięcej radości? chętnie porozmawiam na ten temat w tym bądź w innym, zasugerowanym wątku. pozdrówko
  3. odkopuję. zastanawiam się jaki procent ludzi w PL na obecny czas ma taki problem? zastanawiam się też w czym widzą oni swoje problemy i w jaki sposób chcieliby zmienić swoje życie? ten problem również dotyczy mnie, jednak chciałbym przyjąć wobec niego aktywne stanowisko. nie chcę chodzić na jakiekolwiek terapie, bo ktoś kiedyś powiedział mądre słowa: "jeżeli inni tego nie widzą, to wcale nie znaczy, że to naprawdę nie istnieje". dlatego widzę też terapeutów, jako osoby, które co najwyżej mogą pomóc wrócić do standardowej rzeczywistości, a problem i tak zawsze wróci niezależnie od ilości podawanych leków i wmawianiu sobie, że dobrze jest jak jest. na pewno nie jestem pierwszą osobą, która coś takiego pisze. coś co odstaje od szeroko akceptowanej "normalności" wymaga kontrreakcji ze strony ludzi uznających się za "normalnych". a co jeżeli to początek czegoś głębszego i zupełnie nie ma co tego leczyć, bądź zatrzymywać?
×