Skocz do zawartości
Nerwica.com

AnneBlack

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AnneBlack

  1. Witam, czy ktoś z Was miał może podobne problemy z autoagresją? Nie wiem, czy mam nerwicę natręctw, bo nie chodzę do psychologa, nie mam takiej możliwości, mam 17 lat, rodzice nie pozwalają mi pójść. Nieważne. W każdym razie to natręctwa - więc piszę tutaj. Od wielu lat obgryzam paznokcie i skórki - ok, to jest w miarę normalne. Ale od ponad 2 lat mam dwa inne problemy - gryzę policzki i wargi od wewnętrznej strony. Raczej nie robię tego nieświadomie. Jestem bardzo nerwowa, robię to z pełną świadomością, ale nie mogę przestać. Dziwne, nie? Po prostu coś mi każe to robić, nie jestem w stanie tego opisać. Później to puchnie, boli, a ja nadal robię to samo. Drapię też skórę głowy. Mam kilka ran, które cały czas rozdrapuję do krwi, nad tym też nie panuję, mimo że robię to całkowicie świadomie. Na szczęście mam długie włosy, więc tego nie widać, ale jest to bardzo męczące, tym bardziej jeśli mam iść do fryzjera. Tak samo z ranami na ciele, zawsze je rozdrapuję, po czym mam spore blizny. Nie potrafię sobie z tym poradzić. A, jeszcze od dziecka czuję jakby flegmę w gardle. Chociaż laryngologicznie jestem czysta. Mam to od zawsze, podejrzewam, że też może mieć związek z powyższym. Do psychologa nie pójdę, moi rodzice uważają, że to nie jest problem. Jak mogę się tego pozbyć? "Wyleczył" się ktoś z tego? Jak?
  2. Dziękuję bardzo za odpowiedź i również pozdrawiam. :)
  3. Nie mam możliwości podjęcia pracy, mieszkam na wsi, jestem w 2 liceum, nikt mnie nie zatrudni niestety. W innym miejscu będzie ciężko, bo w mieście, w którym się uczę, nie ma poradni psychologicznych, dopiero 30 km od mojego miejsca zamieszkania, ale to właśnie tylko ta jedna pani psycholog, reszta prywatnie. Małe miasto, większe typu Poznań dopiero ponad 150 km dalej. Rozmawiałam z nimi wiele razy, 3 lata temu wiedzieli o samookaleczaniu, później przestałam, jakiś czas temu znowu do tego wróciłam, ale nie chcę im o tym mówić. Według nich tylko się nad sobą użalam, wyolbrzymiam (być może i tak jest, ale ja sobie po prostu nie radzę, a chcę być w końcu "zdrowa"). Nie da rady niczego na nich wymusić, i tak mają mi za złe, że wydali 300 zł na psychoterapeutę wcześniej. Beznadzieja.
  4. Na nfz byłam, to psycholoszka w ogóle nie wzięła mojego problemu na poważnie, zbyła mnie po prostu. Poza tym zaczęła mi zadawać takie pytania, stworzyła tak niemiłą atmosferę, że się popłakałam i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa więcej. Powiedziała mi tylko: "wychodź więcej ze znajomymi" - super rada, co? Tamten psychoterapeuta, u którego byłam, dał mi wiele fajnych rad, zawsze wychodziłam od niego z dobrym humorem, potrafił mi pomóc w pewnym sensie. Potrafił żartować, przy czym wypytywał mnie o poważne rzeczy - na przykład o samookaleczanie, wiedział, jak mnie podejść, poza tym raz skłamałam, od razu się zorientował, bo powiedział mi, że wie, że nie powiedziałam mu prawdy, ale zrozumiał. Moim zdaniem bardzo profesjonalny i nadal chciałabym tam chodzić... Po prostu nie zdążyłam mu wszystkiego opowiedzieć. Za wizytę płaciłam 100 zł, chyba będę musiała poczekać aż zacznę sama na siebie zarabiać, bo rodzice nie dadzą mi już pieniędzy na psychologów... Dla nich to wstyd, że tam chodziłam. W szkole nawet nie mamy psychologa, a pedagoga. Strasznie nie lubię tej pani, jest niesympatyczna, uczyła mnie w pierwszej klasie, niestety odpada.
  5. Nie wiem, czy mogę tutaj napisać, jeśli zły dział - przepraszam. Tak naprawdę strasznie mi wstyd, że tutaj piszę, ale nie wiem już, gdzie i jak szukać pomocy... Mam 17 lat, chodzę do liceum. Co jest moim problemem... ja sama. Akceptuję w pełni swój wygląd zewnętrzny, nawet myślę, że jestem ładna, ale nie akceptuję tego, jaka jestem. Nienawidzę siebie, swojej osobowości. Jestem głupia, nudna, beznadziejna, irytująca. Niby z ludźmi dobrze się dogaduję, ale boję się w cokolwiek angażować, więc trzymam ludzi na dystans. Boję się, że ich zawiodę. Ostatnio w mojej szkole był półmetek. Bałam się iść, ale bawiłam się świetnie z koleżankami. Same chciały ze mną tańczyć, nawet zaprosiły mnie na kolejną imprezę (niestety nie wypaliła, ale nieważne). Dzień później nie chciałam z nimi rozmawiać. Zrobiłam na nich chyba dobre wrażenie, ale myślałam, że na drugi dzień pomyślą, że jednak jestem nudna i odsuną się ode mnie. Po prostu boję się, że ich zawiodę, a jednocześnie tak bardzo chcę się z nimi przyjaźnić. Paranoja. Często zdarza mi się wpadać z euforii w "dół", bardzo lubić kogoś, za chwilę nienawidzić za nic. Ciągle czuję, że nic mnie w życiu nie czeka, że moje życie jest nic niewarte. Kolejną sprawą są niekontrolowane wybuchy agresji. Mimo, że jestem spokojna i cicha, to w domu nie wytrzymuję, jestem nerwowa i agresywna. Tylko w domu. Moi rodzice wymagają ode mnie bardzo dużo jeśli chodzi o szkołę. Bardzo dużo się uczę, ale czasem zdarzy mi się dwójka czy trójka, zawsze są o to awantury, zawsze. Mimo że poza tym mam większość 4,5 i 6, to i tak uważają, że się nie uczę. Nie wytrzymuję tego, zawsze porównują mnie do mojej młodszej siostry. "zobacz, jaka ona jest grzeczna, zobacz, jak ona się uczy, a ty co?" ciągle mnie krytykują. Kiedyś zdarzało mi się dostawać w twarz, jak byłam mała tzw "klapsy". Przez to nadal boję się mojego ojca. Kocham moich rodziców, ale nie umiem z nimi żyć, nigdy nie będę taka, jaką chcieliby, abym była. Ciągle tylko jem, śpię i się uczę. Mam dziwne wyrzuty sumienia i poczucie winy bez powodu. Non stop. Gryzę policzki od wewnątrz od roku, obgryzam paznokcie, drapię stare rany do krwi, przez co się nie goją, nawet na głowie to robię. Nie kontroluję tego, jestem świadoma, że to robię, ale coś mi po prostu każe to robić. Milion razy sprawdzam w pociągu, czy zabrałam bilet, do sklepu nie potrafię wejść bez pieniędzy w ręce. Po kłótniach z rodzicami jestem na siebie tak zła, że się okaleczam... bo czuję, że nigdy nie będę idealna. Nie radzę sobie, dlatego szukam pomocy tutaj. Chodziłam do psychoterapeuty. Byłam 3 razy, miałam problem z czytaniem na lekcji - stresowałam się, głos mi się załamywał, ciśnienie strasznie mi skakało i ludzie to widzieli. Po 3 wizytach nie mam z tym problemu absolutnie. Psychoterapeuta powiedział mi, że mogę mieć osobowość paranoiczną. O większości z moich objawów mu nie powiedziałam, bo ważne było dla mnie uratowanie mnie od tej paniki przed czytaniem. Rodzice stwierdzili, że skoro sobie z tym poradziłam, nie będę tam więcej chodzić, bo to wstyd i strata pieniędzy. Prosiłam wiele razy, oni wiedzą, że nie radzę sobie z emocjami, wiedzą o większości z tego, co tu napisałam, poza autoagresją, ale uważają, że to moje wymysły, że inni mają większe problemy. Co ja mam robić? Coraz częściej mam ochotę odebrać sobie życie, nie chcę być dla nich już ciężarem, nie potrafię sobie pomóc i nie wiem, skąd to się wzięło. Przecież ja tak naprawdę nie mam problemów. Chcę cieszyć się życiem, a nie bać o każdy dzień, przecież ja tak naprawdę nie mam problemów. Nie wiem, czy to ma jakiś związek - ale mam niedoczynność tarczycy, przez co nigdy nie mam energii, jestem wiecznie zmęczona, osłabiona. Psycholog szkolny nie wchodzi w grę. Jest i strasznie wstyd, że tutaj o tym piszę, ale po prostu nie wiem już, co robić.
  6. Robię dokładnie to samo i za nic nie potrafię tego zignorować. Tak samo z każdym strupem, raną, czymkolwiek. Miewacie problemy z oddychaniem? Oczywiście na tle nerwicowym. Typu nie możecie wciągnąć całego powietrza, czujecie dyskomfort przy oddychaniu? Ostatnio zaczęłam mieć znowu z tym problem, kiedyś miałam, ale samo przeszło, teraz wróciło. Jak sobie radzicie? (nie mam stwierdzonej nerwicy, ale mam większość objawów, więc proszę tutaj o radę)
  7. Nie mam zamiaru nawet pić, tylko iść potańczyć i po prostu się dobrze bawić. Dzięki wszystkim, jadę!
  8. Hej. Mam lat siedemnaście, jestem osobą trochę zamkniętą w sobie i nieśmiałą, mam bardzo niską samoocenę. Często wydaje mi się, że nikt mnie nie lubi, ale nieważne. Niedawno zaprosiły mnie na wspólną imprezę dziewczyny ze szkoły, które lubię, są naprawdę bardzo w porządku i zdziwiło mnie, że zechciały mnie zaprosić. Nigdy nie byłam w klubie, nie piję, bo nie lubię, ale chcę się dobrze bawić. Tańczyć raczej umiem i myślę, że mogłabym naprawdę fajnie się bawić po jakimś czasie, otworzyłabym się i wyluzowała, tylko strasznie się boję, nie wiem nawet czego, ale obawiam się, że się wycofam. Chciałabym pojechać mimo to. Jedziemy z innymi osobami jeszcze, więc poznam nowych ludzi. Też fajnie. One chcą, żebym jechała. Za 3 tygodnie mamy klasowe połowinki. Chyba o wiele lepiej czułabym się, gdybym "zaliczyła" wcześniej imprezę, wyluzowała, złapała lepszy kontakt z tamtymi dziewczynami. Co myślicie? Pójść czy zrezygnować?
  9. AnneBlack

    Co robić?

    Nie chcę mieć żadnej depresji... Tylko to nie jest tak, że ja nie próbuję. Cały czas staram się z kimś spotkać, wyjść, pogadać, mieszkam w bardzo małej miejscowości, więc mam ograniczone możliwości, ale bardzo często spotykam się z odmową, nawet ze strony przyjaciółek. Dlaczego? Bo nie ma czasu, bo coś tam, nieważne. Nie mam siły już dłużej starać się o relacje z innymi. Im bardziej jestem miła, tym bardziej mnie olewają. A swoją drogą przebywanie z większością ludzi w szkole strasznie mnie irytuje. Ja widzę w nich milion wad, tak jak w sobie, bo też myślę, że oni widzą je we mnie i myślą o mnie dziwne rzeczy, spędzanie czasu z nimi z jednej strony jest dla mnie udręką, bo tak strasznie czasem ich nienawidzę za nic i chcę, żeby dali mi po prostu spokój, a czasem chcę z nimi rozmawiać, spędzać czas. Nie rozumiem tych skrajnych uczuć i tej nienawiści, przecież nikt z nich nigdy nic mi nie zrobił.
  10. AnneBlack

    Co robić?

    Niete, niedoczynność, nie nadczynność. W sumie mój psychoterapeuta powiedział mi, że może mieć to dość spory związek z tym wszystkim, ale szczerze mówiąc, nie rozumiem tego, bo nawet jeśli biorę leki i mam dobre wyniki to nic poza wartością TSH się nie zmienia. Co do diagnozy, coś wspomniał o osobowości paranoicznej, ale nie wiem, czy to diagnoza czy przypuszczenia. kotta, ja też zawsze byłam takim typem osoby, bardzo skrajny introwertyk, co zawsze wychodziło mi w testach na osobowość, kiedy robiliśmy je na lekcji dotyczącej predyspozycji do wykonywania jakiegoś zawodu w szkole. Nie akceptuję tego, jaka jestem, bo wiem, że ludzie tego nie akceptują. Wiele razy usłyszałam już od innych "jesteś fajną osobą, ale zbyt spokojną, bądź czasem szalona", krew mnie zalewa jak to słyszę i obniża to jeszcze bardziej moją samoocenę, która już i tak jest równa... zero. Czuję po prostu, że ludzie tego nie akceptują i dlatego ja sama próbuję za wszelką cenę bardziej się otwierać i nawet jeśli mi się to udaje to i tak czuję się jakbym nie była sobą. Nie wiem, dlaczego taka jestem. Myślę, że przyczyniło się do tego moje dzieciństwo, a raczej podstawówka, bo byłam raczej kozłem ofiarnym, ciągle byłam wyśmiewana z powodu tego, że jestem nieśmiała, tak samo było z wf'em, kilka lat śmiali się ze mnie, że mnie umiem w nic grać, bo nie umiałam, słyszałam tylko jak beznadziejna jestem. Chociaż z lekkoatletyki w sumie byłam niezła. Z tymi ludźmi chodziłam do 3 gimnazjum. Nienawidzę swojego nudnego charakteru i tej flegmatyczności, melancholii, chciałabym być otwarta, szczęśliwa, wygadana, ale nie potrafię.
  11. AnneBlack

    Co robić?

    Witam. Jestem tutaj nowa, piszę, bo potrzebuję pomocy od osób, które być może mają/miały podobny problem. Mam 17 lat, chodzę do liceum. Nie mam żadnych powodów, by czuć się tak, jak się czuję. Więc dlaczego tak jest? Powinnam być szczęśliwą, otwartą nastolatką, niestety jest zupełnie inaczej. Od 3 lat czuję się źle, praktycznie ciągle jestem smutna, już nawet samo śmianie się jest dla mnie męczące. Kompletnie nie mam zainteresowań - kiedyś miałam. Ciągle myślę o śmierci (po co żyć, wszyscy i tak umrzemy, czas mija, itd), nie mam siły wstawać z łóżka, wszystko mnie męczy, ciągle jestem zmęczona, żyję od snu do snu, mam masę natręctw psychicznych (np. sprawdzanie kilkanaście razy czegoś, co już dawno sprawdziłam, np. czy zabrałam portfel), ale też tych fizycznych (gryzienie warg, drapanie ran, itp). Jem za dużo, ostatnio same słodycze. Ale nie tyję raczej, na szczęście. Mam potworne wahania nastroju. Nie zdarza mi się czuć się... normalnie. Raz jestem bardzo smutna, zła, rozdrażniona, agresywna wobec domowników (to często), a czasami czuję euforię bez powodu, mam tyle planów, potem wpadam w okropny "dół" (to zdarza się rzadko, ale jednak) Kiedyś byłam wyśmiewana przez rówieśników, bo byłam nieśmiała. W domu nie miałam patologii, aczkolwiek zdarzało mi się oberwać. Niby nie byłam bita, ale klapsy były na porządku dziennym. Moi rodzice też byli tak wychowani - dla mnie to nic dobrego. Chyba przez to mam tak złe stosunki z rodzicami, nie potrafię im tego wybaczyć do dzisiaj. Ciągle się awanturuję i mam niekontrolowane ataki agresji. Zdarza mi się okaleczać, bardzo często myślę o samobójstwie, ale chyba nie mogłabym tego zrobić. Wśród ludzi czuję się... źle, jak powietrze. Niby każdy ze mną rozmawia, ale często czuję się, jakbym do nich nie pasowała. Mam wrażenie, że oni mnie nie lubią. Nienawidzą. Co do szkoły... ciągle się uczę, tylko to pozwala zapomnieć mi o wszystkim. Jestem przesadną perfekcjonistką, moi rodzice wymagają ode mnie dużo jeśli chodzi o szkołę. Co ja mam zrobić, żeby być szczęśliwa, otwarta, szalona? Nie chcę tak żyć. Nie chcę mieć żadnej depresji, żadnego innego gówna, nie obchodzi mnie to, chcę żyć normalnie. Chodzę do psychoterapeuty (byłam 3 razy), ale jak na razie efektów brak. Nie wiem, czy to ma jakikolwiek związek, ale mam niedoczynność tarczycy. Podobno ona może być przyczyną takich zaburzeń, nie wiem.
×