Skocz do zawartości
Nerwica.com

nana0011

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nana0011

  1. WITAM. Mam 25 lat, jestem kobietą. Proszę o wysłuchanie. Błagam. Męczę się ze sobą od miesiąca. Nie wiem co tak naprawdę mi dolega, ale dość mam swojego życia. Nie chcę już żyć. Nic mnie nie cieszy. Mam problem z zaśnięciem, budzę się w nocy, nie mam apetytu. Staram się wychodzić do ludzi, ale jak już kogoś dorwę do rozmowy to potrafię skupić się jedynie na takim temacie jak mój problem. Chodzi o to, że boję się, nie wiem czego. Jak ten lęk nadchodzi serce bije mi szybko, ręce drżą, nie mogę się na niczym innym skoncentrować. Chcę mówić o tym cały czas. Wkręcam się w to bardziej i bardziej. Boję się być sama. Boję się siebie, swoich myśli, zaczęłam nawet siebie nienawidzić. Stałam się sobie obca, podczas gdy jeszcze miesiąc, dwa wcześniej uważałam się za najszczęśliwszą osobe na świecie. Mam naprawdę fajną pracę, bez stresu, z młodymi, fajnymi ludźmi, robię to co zawsze chciałam robić, jestem samodzielna, mam kilka koleżanek, które się szczerze o mnie martwią, mamę dla której zrobiłabym wiele i brata i tatę, no i najwspanialszego na świecie chłopaka (ideał jesteśmy razem od 6 lat). Nie mieszkam teraz ani z rodziną, ani z chłopakiem tylko z koleżanką poznaną pół roku temu - mamy osobne pokoje, czasem nie widzimy się kilka dni. Nie wiem czego się boję. Przeraża mnie myśl o przyszłości. Nawet o tej niezbyt odległej, np. to co będzie za tydzień. Kiedyś czekałam na weekend, na święta. Teraz....czuję, że nic nie jest w stanie mnie ucieszyć. Nie chodzę na zakupy, przestałam troszczyć się o wygląd. Jestem wciąż smutna i zła jednocześnie. W głowie mam tylko swój problem i nie potrafię nawet na chwilę się od tego uwolnić. Nie chce mi się nawet myć :/ do wszystkiego się zmuszam, bo nie chcę zawalić studiów i stracić pracy. Mam jeszcze problem z tym, że wszystko sobie wyobrażam, planuję. Nawet małe, głupie rzeczy... Przeżywam to w wyobraźni a potem już mnie to życie w realu nawet nie cieszy. Nie przeżyłam żadnej traumy, mam wszystko czego chciałam. Teraz studiuję i pracuję. Co się ze mną dzieję? Czego się boję? Boję się tego, że zwariuje, że zamkną mnie, że wszystko to stracę, że cos mi się stanie z czym sobie nie poradzę, boję się, że jestem słaba, że nie wytrzymam do jutra. Co mam zrobić? Byłam na wizycie u psychiatry. Powiedziała, że wszystko minie, że to przez stres związany z sesją, ale nie wiem, czy to o to chodzi, dlaczego to nie mija. Jak przestać wkręcać sobie chorobę psychiczną. Błagam pomóżcie!
  2. lony - dziękuję za Twoją odpowiedź :) Dla mnie te wyobrażenia to chyba swojego rodzaju nałóg. Nie zawsze myślę, jak mogłoby być fajnie - często wyobrażam sobie chwile, których nie chciałabym doczekać. Każdy impuls może rozpocząć mój "trans". Bardzo mnie to irytuje, bo często właśnie przez to mam problem, żeby się skupić. Zauważam to u siebie coraz częściej. Nawet zwykłe sprawy zaczynają sprawiać mi trudność (np. proste dodawanie w pamięci). Czasem czuje jakbym tak naprawdę w głowie miała pustkę. Te obrazy, które przewijają się przed moimi oczami tak często są bez najmniejszego sensu, nic do mojego życia nie wprowadzają. Rozumiem, że niektóre żeby ludzie sobie wyobrażają, jakieś ważniejsze wydarzenia, coś na co czekają, co jest niepewne. To jest normalne. Ale ja przestaję czuć się jak normalna osoba. Boję się, że oszaleję, że nie będę potrafiła myśleć racjonalnie. A im dłużej o tym myślę, tym bardziej czuję się chora. Dużo czasu poświęcam na myślenie, że może nie jestem normalna. Wpędzam siebie w ślepy zaułek. Chyba wolałabym być nienormalna i o tym nie wiedzieć :/ Strasznie mnie to już męczy. Niby chciałabym się dowiedzieć, jak mogłabym z tym walczyć, a z drugiej strony wolałabym już przestać o tym myśleć..
  3. beladin - nie ukrywam, że to co napisałeś/aś jest dla mnie bardzo pocieszające i chciałabym, żebyś miał rację. Dziękuję Wam za to, że mogłam poczuć się wysłuchaną w tym dziwnym temacie
  4. Czasem czekam długo na jakieś wydarzenie, spotkanie z kimś. W czasie, kiedy na to czekam wciąż o tym myślę, przeżywam to w wyobraźni, każdy gest, każdą głupią sprawę, układam możliwe scenariusze. A kiedy już dochodzi do tego oczekiwanego wydarzenia to moje myśli znów uciekają, już w coś innego, na czym wcale mi nie zależy (np. wieczorna toaleta, kładzenie się do łóżka, jaką założę piżamę, których kosmetyków użyję, czy umyję włosy, czy będę je suszyć itd.... :/ ). Postanowiłam, że nie chcę tak żyć. Ważne, wyczekiwane wydarzenia mi umykają, giną gdzieś w morzu mojej wyobraźni. Potem jest żal, że nie wykorzystałam tego czasu, że znów nie umiałam tego przeżyć. Żałuję i znów czekam na moment, bym mogła naprawić ten błąd, tym razem mówię sobie, że teraz już bym umiała to przeżyć i znów o tym myślę, znów na to czekam i rozmyślam jak będzie. Koło się zatacza, a ja czuję się wciąż przegrana. Czuję się tak źle, tak bezsilnie. Czy zna ktoś sposób na walkę z moim zaburzeniem? Szukam przyczyn tego zjawiska. Nie wiem na ile moje podejrzenia mogą być prawdziwe, bo nie kontaktowałam się jeszcze z psychologiem, ale od około 1,5 już się nie uczę, w sensie ukończyłam już studia, a kiedy się uczyłam zawsze poświęcałam dużo czasu na naukę, bo zależało mi na bardzo dobrych wynikach - zawsze byłam wzorową uczennicą, uwielbiałam matematykę, fizykę i wszystko co wymagało liczenia i logicznego myślenia. Lubiłam skupiać swoje myśli i dochodzić do wniosków przez analizę. Teorii uczyłam się bardzo łatwo i szybko, mój mózg chłonął wszystko dość sprawnie (za wyjątkiem historii, której zwyczajnie nie umiałam się nigdy nauczyć). Teraz pracuję, jestem już dość doświadczona w tym co robię, nie mam konieczności ciągłego zdobywania nowej wiedzy. I tak sobie czasem rozmyślam, że może mój mózg nie jest w stanie żyć bez myślenia, ciągłego, wytężonego, głębokiego. Co o tym myślicie? Chciałabym mieć jakąś nadzieję, jakiś sposób, który może nie dziś, nie za tydzień, ale za kilka miesięcy wyleczyłby mnie i pozwolił na życie prawdziwym życiem.
  5. Powietrzny Kowal - raczej nie cierpie na bezsenność, bardzo rzadko zdarza mi sie ze nie mogę zasnąć.
  6. Byc moze jest to bogata wyobraźnia, ja jednak przestaje nad nią panować, ona mnie porywa. Potrafie w trakcie roznowy z kimś mimowolnie przypomieć sobie jakies zdarzenie, przeżywać je ponownie, układać dalszą historię. A z rozmowy się wyłączam, nie mówię nic, z kolei do tej rozmowy wracam czasem później, wtedy układam sobie w głowie co powinnam wowczas mówić, jak zareagowałby mój rozmówca itd. Przeżywam sobie wszystko wtedy kiedy chce, wtedy jest to juz dobrze przemyślane, twórcze, coś wnoszące. noszila - Lepiej mi wiedząc, że ktoś ma podobnie. Chociaż wolalabym oczywiście żeby każdy był szczęśliwy.. Ja raczej nie tworze dlugich historii jak mówisz odcinków, za to wyobrażam sobie momenty naprawdę błahe, np. podróż tramwajem do pracy, droge na przystanek, coś na co wcale nie czekam, co nie daje mi jakiejs szczególnej radości, czego nie mam potrzeby planować. Dziekuję, że odpowiedzieliście na mój wpis.
  7. Hej. Jestem tu nowa - jeśli piszę w nieodpowiednim miejscu - proszę o przeniesienie. Często ostatnimi czasy przeglądam to forum. Piszę tutaj głównie po to, by dowiedzieć się, w jakim stopniu jestem dziwna A więc mój problem polega na tym, że w mojej głowie non stop mam różne wyobrażenia. Wyobrażenia o przeszłości, przyszłości, ale też o sytuacjach, które raczej nie mają prawa się nigdy wydarzyć. Bardzo się na tym myślach skupiam. Przeżywam w swojej głowie najróżniejsze scenariusze. Przyłapałam się nawet na sytuacji, gdy byłam pewna, że z kimś naprawdę rozmawiałam o danej rzeczy, a po chwili dotarło do mnie, że tak, rozmawiałam, ale wyłącznie w swojej głowie. Jestem uzależniona od wyobrażeń, niekiedy z zewnątrz może być nie widać, że myślę o czymś innym, a poleci mi łza, bo właśnie w mojej głowie zmarł ktoś mi bliski (np. wyobrażałam sobie wypadek). Nie czuję, że jestem tu gdzie jestem, nie czuję swojego życia, tego co mnie otacza, że jest to tak blisko mnie. Kiedy na coś patrze widzę to jakby przez mgłę, jakby to nie było prawdziwe, jakby to była tylko jakaś gra, film. Jakby to wszystko nie istniało naprawdę. Moje życie toczy się w mojej głowie, tam uznaje je za bardziej realne, niż te które mam faktycznie. Jestem tego świadoma, że wyobrażenia nie mają racji bytu, a żyję w tym świecie. Mam niby tą świadomość, jednak czuję, że życie mi ucieka, dzień za dniem, rok za rokiem, kiedy nie żyję tym prawdziwym życiem - tak mi go żal. Nie skupiam się na tym co prawdziwe, robię większość czynności odruchowo, racjonalnie. Przez to coraz więcej rzeczy mi umyka, nie pamiętam niektórych zdarzeń, nie mogę sobie przypomnieć co i komu mówiłam kilka dni temu. Czasem bardzo skupiam się na tym, by żyć tu i teraz, bywa tak, że mi się to udaje. Zejść na ziemie, czuć swoje ciało, każdy zapach, każdy dźwięk - jest to dla mnie wspaniałe uczucie, świat jest taki piękny...bez moich myśli. Gdy tylko jestem, gdy mogę po prostu tu być. Uwielbiam ten stan. Chciałabym czuć się tak ciągle. Często udaje mi się to osiągnąć przez modlitwę lub w kościele, gdy bardzo się skupię. Czuję, że moja dusza zamknięta jest w mojej głowie, chciałabym ją uwolnić i pozwolić jej żyć. Proszę, powiedzcie mi, czy jest to jakaś jednostka chorobowa? Czy można to leczyć w jakiś sposób?
×