Skocz do zawartości
Nerwica.com

bananowo25

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia bananowo25

  1. Bittersweet! Bardzo dziękuję Ci za odpowiedź. Nie mam pojęcia co zmieniło nasze relacje. Być może brak zaangażowania w dom ze strony mojego męża tak mnie od niego odepchnęło. Czyżby dlatego że za dużo wzięłam na siebie np ten remont - wiem, że to obowiązek faceta. Ale ja jestem osobą która chce pokazać światu że bez niczyjej pomocy dam sobie radę. Brnę uparcie do celu i chyba to mnie przygniotło. On pewnie w ogóle nie widzi problemu. Jest typem mężczyzny który wszystko bierze na żart czy na trzeźwo czy po alkoholu. Nie ma poważnych rozmów. Nigdy nie było. Bardzo cieszę się z macierzyństwa jak zauważyłaś/łeś, po pierwszej ciąży powiedziałam sobie że mój syn będzie najlepszym dzieckiem pod słońcem. Bedzię miał wszystko czego zapragnie, najlepsze ubrania, najlepsze zabawki, najlepsze przedszkole... Najlepszą matkę, która staje na głowie żeby mu to zapewnić czasem kosztem siebie. To postępowanie chyba wpędziło mnie w zaułek. ? Jestem jedynaczką. Mój syn też będzie. Nie zamierzam mieć więcej dzieci. Może to i dobrze bo już raz usłyszałam od mojej mamy, że nie wychowuje a rozpieszczam więc psuję swoje dziecko. Tylko szkoda, że ona jak mnie wychowywała to nie zwracała uwagi co czuję. Przynosiłam do domu dobre oceny - matka chciała jeszcze lepsze. Przynosiłam 3,2,1 było lanie, krzyk. Czemu twierdzisz że mam depresję? Bo wolałabym przespać całe dnie jak mój syn idzie do przedszkola? Ale jednak odpycham to i robię to co mam zrobić. Bo kto to za mnie zrobi? Kogo mam poprosić o pomoc jak tylko w naszej rodzinie, w naszym domu nie pracuje? Każdy oczekuje, że przyjdzie po 8 -12h do domu i zje ciepły obiad. Albo będzie posprzątane, żeby można było gdzie usiąść i odpocząć. ( Mieszkamy z moimi rodzicami w bliźniaczym domku jednorodzinnym.) Robię to głównie dla mojego dziecka bo ja dorastałam w jednym pokoju z rodzicami przedzielonym regałem. Wszędzie były sterty nieuprasowanych ubrań a w zlewie przewalały się gary. Wiem, że jak ja odpuszczę to nikt inny tego nie zrobi. A nie pozwolę, żeby moje dziecko miało tak jak ja.
  2. bananowo25

    Witajcie Forumowicze!

    Trafiłam tu bo nie umiem poradzić sobie z własnym życiem. Mam nadzieję, że ktoś nakieruje mój tok myślenia. Na wstępie opiszę moją historię. Otóż.. Pięć lat temu poznałam mojego męża, zakochaliśmy się - wszystko było idealnie. Po 3 miesiącach znajomości byliśmy zaręczeni, i z miłości i z powodu ciąży. Mój mąż, wtedy jeszcze narzeczony bardzo o mnie dbał, troszczył się także o nasze bliźniaki. Okazało się jednak, że ciąża zagrożona. Przerwałam studia. Leżałam. Dwa dni przed ślubem 23.12 pojechaliśmy na wizytę. Bliźnięta umarły w 5 miesiącu. Nie mogłam znieść bólu w sercu, dostałam skierowanie do szpitala na wywołanie porodu. Niestety, leki nie zadziałały, chcieli zrobić zabieg - nie zgodziłam się i wypisałam do domu. Odbył się ślub, wesele wraz z martwymi dzieciaczkami w moim łonie. 28 grudnia byłam już w innym szpitalu. Tam je naturalnie urodziłam wraz z mężem, mamą i teściową. Bardzo to przeżyłam. W trakcie tej trudnej sytuacji trwał dla mnie jeszcze jeden dramat. Ukochani rodzice rozstawali się. Były nagminne awantury, szarpaniny... tłumiłam wszystko w sobie, choć byłam tego świadkiem. Po porodzie rodzice wrócili do siebie. Każdy zapomniał już o bliźniakach - albo nie chciał o tym mówić. A ja byłam spragniona rozmów o nich. Chciałam całemu światu wykrzyczeć, że chce je odzyskać. Po konsultacji z lekarzem odczekaliśmy 3 miesiące i za pierwszym razem byłam w ciąży. Chuchaliśmy, dmuchaliśmy na zimne. Donosiłam ślicznego chłopczyka, niedługo kończy 4 latka :) Poród był bardzo ciężki i bardzo długi, mały się prawie udusił szybko zabrali go ode mnie. Każdy płakał w niepewności. Tylko nie Jaś. Ja dostałam hektolitry krwi i osocza. Bóg z moimi bliźniakami jednak czuwali nad nami. Dwa dni później wyszliśmy do domu. Wszystko układało się dobrze, mały rósł, relacje z mężem kwitły do czasu gdy wróciłam na studia. Pięć dni zajmowałam się domem, małym synkiem a w weekendy miałam odskocznie, dodatkowe zajęcie tylko dla siebie. To diametralnie zmieniło moje relacje z mężem. Aktualnie robię magistra, Jasio chodzi do przedszkola choć często choruje. Ja siedzę jak na razie w domu na bezrobociu, co jest dla wszystkich nie do zniesienia zwłaszcza dla mnie. Mąż mechanik ciężarówek non stop pracuje, jak nie pracuje to wymyśla sobie zajęcia wokół domu. Nie mamy już czasu, chęci rozmawiać ze sobą. Tylko uszczypliwości i zgryzoty. Jak tu sobie dogryźć. Zastanawiam się o jeszcze kocham, mentalnie już go zdradziłam. Wielokrotnie z jego bratem... Jestem okropna ale sex z mężem to dla mnie przykry obowiązek. Nie chce mi się. Czuję obrzydzenie często, wstręt nawet do jego dotyku. Odejść? Kiedyś po alkoholu nawet wybił dziurę w drzwiach od łazienki w amoku alkoholowym bo nie chciałam z nim się kochać... Dodam, że nie pije alkoholu przez co nie jestem kompanem dla mojego męża do sobotnich imprez z rodziną, znajomymi. On woli inne towarzystwo. Wytyka mi, że już nie śmieję się z jego żartów. Jak można śmiać się z głupich, ironicznych tekstów mówionych przez pijanego. Mnie już to irytuje. Albo to jego nagminne bluźnienie nawet w obecności dziecka. Proszę go żeby przestał ale on nie zwraca uwagi... Co mam robić? Ogólnie rzecz biorąc nie jestem idealna ale staram się z całych sił aby naprawić to co było. Jak mąż przychodzi z pracy jest posprzątane, ugotowane, uprane, wyprasowane. Nawet sama remont kuchni zrobiłam, bo on nie lubi szpachli, farby itd. Jasne że czasami mam ochotę to wszystko rzucić ale mamy dziecko, które nas potrzebuje. Jak mam żyć? Szczerze, potrzebuje pomocy. Może ze mną coś jest nie tak? Proszę o komentarze. Pozdrawiam, Ewelina -- 13 paź 2014, 09:08 -- Ciągle boję się o jutro. Najchętniej bym spała całe dnie nie myśląc o niczym. Jestem przygnębiona, odosobniona. Jedyną radość sprawia mi mój synek. Choć i on czasem jest dla mnie "upierdliwy" i nie umiem sobie z nim poradzić. a studiuje pedagogikę... mam dosyć ciągłego gotowania dla 5 osób (moi rodzice + nasza 3) sprzątania po dorosłym byku (mężu). Nie daje sobie rady...
×