Dziękuję za odpowiedź.
25 lat, pracuję. Nie chcę diagnozy.
Moje życie to dość ponura opowieść. Wychowywałem się z siostrą i matką, która na 90% ma chwiejną osobowość. Potrafiła wrzeszczeć z byle powodu, by po jakimś czasie się śmiać, wyzywała mnie, potem przepraszała. Torpedowała wszystkie moje pomysły, każde marzenie było złe, w niczym mnie nie wspierała. Nigdy nie czułem się kochany czy potrzebny. Dwa lata temu wyprowadziłem się, bo miałem już dość. Zerwałem wszystkie kontakty, bo znajomi przypominali mi o dawnym życiu. Nie poznałem przez ten czas nikogo, choć mam internetowych znajomych, z którymi się nie spotkałem nigdy. Doskwiera mi samotność oraz desperacka potrzeba, żeby ktoś mnie kochał. Mam bardzo niskie mniemanie na swój temat.
Niedawno poznałem kobietę i miałem z nią romans. Pech chciał, że mieszka od wielu lat z chłopakiem. Na początku się zauroczyłem, a potem zakochałem. No i zaczęły się jazdy. Niepewność i zazdrość mnie niszczyły. Wysyłałem jej dziwne wiadomości, nie kontrolowałem tego. Pokazała moje wiadomości koleżance, koledze i babci - wszyscy uznali, że jestem wariatem i powinna uciekać ode mnie. Ta dziewczyna (nazywajmy ją K.) nie poświęcała mi czasu ani uwagi, bo jest stale zajęta. Spotykaliśmy się podczas jej pracy. A ja chcę poczuć się potrzebny komuś. K. twierdzi, że byłbym taki sam nawet gdyby była wolna. Ale ja nie zgadzam się z tym do końca. Odczuwam przy niej stres i ciągły niepokój. Bo przecież śpi w łóżku z jednym facetem! Mimo że przysięgała, że nie uprawiali seksu, ja nie mogłem jej do końca zaufać. K. zarzuca mi teraz, że nie mam zaufania do niej. Robi ze mnie kompletnego świra. Pisze niemiłe rzeczy, że jestem dla niej gorszy niż pierwszy facet, który ją bił. Mówi, że nikt ze mną nie wytrzyma, że jestem wariatem. Jest to dla mnie szokiem, bo ja ją kocham, wspierałem ją we wszystkim, pomagam w pracy, a tak naprawdę z jej strony nie otrzymałem nic (oprócz seksu).
Była taka sytuacja, że zachorowałem, miałem opuchnięte, bolące gardło. Potem K. napisała mi, że jej chłopak jest również chory. Zdołowało mnie, że wspomina o nim, bo starałem się nie myśleć o nim. Odpisałem jej, że pewnie całowała się z nim przed spotkaniem ze mną i tak mnie zaraziła. Dodałem też, że jak o tym myślę to mam mdłości. To było głupie, ale czy nie miałem prawa tak napisać skoro praktycznie żyła w dwóch związkach i nic z tym nie robiła?
To przykładowa wiadomość od niej:
"Zrozum, że NAWET GDYBYM BYŁA SAM NA SAM Z TOBĄ TO BY CI ODWALAŁO, NIE MASZ ZAUFANIA, KŁAMIESZ, JA BYM Z TOBĄ NIE WYTRZYMAŁA NIESTETY, A JA CI MÓWIŁAM CHCIAŁAM MICHAŁA ZOSTAWIĆ DLA CIEBIE. Nie zwalaj tylko na mój związek. Zrozum, musisz się leczyć bo nikt z tobą nie wytrzyma, przepraszam, ale to prawda."
Trochę dziwnie usłyszeć zarzut, że kłamałem od osoby, która zdradza chłopaka i utrzymuje to w sekrecie, ale mniejsza z tym.
Czy możliwe jest, że po prostu ta sytuacja mnie przerosła, że tylko wobec niej taki byłem? Kiedy zadaję pytanie, które jej nie odpowiada, reaguje złością i agresją, wysyła mnie do lekarza. Nie wiem już co naprawdę jest nie tak ze mną, a w co uwierzyłem dzięki niej. Najgorsze jest to, że nie mogę się uwolnić, bo ciągle myślę o niej. Podejrzewam, że to przez to iż jestem bardzo samotny, a ona dała mi choć odrobinę poczucia bycia kochanym. Marzę, żeby iść z kimś na spacer, bo teraz jest śliczna pogoda, w parkach jest tak pięknie, a z nią nie mogę, bo nie ma czasu, a w głowie mam tylko ją. To też wywołuje u mnie przygnębienie. Przez większość czasu jestem spokojny, ale miewam napady paniki, kiedy koniecznie potrzebuję poczuć, że ktoś mnie kocha. Wtedy zaczynam swoje długie wywody.
Jest mi źle ze sobą pod tym względem, że jak kogoś poznaję (dowiedziałem się o tym 5 miesięcy temu) to idealizuję tę osobę i chcę spędzać z nią mnóstwo czasu, a kiedy mi odmawia, bo np. nie ma czasu, odczuwam wtedy przygnębienie i niepokój. A może nie wiem jak okazywać miłość skoro nigdy jej nie zaznałem? Może ten długi okres (2 lata), kiedy nie spotykałem się praktycznie z nikim, ma na mnie taki wpływ, może "zdziczałem"?
Podsumowując, K. przekonuje mnie, że ze mną coś jest nie tak, ale nie umie wskazać konkretnie co. Ja problemu nie mogę dostrzec. Uważam, że zbyt długo byłem odludkiem, ale nieco miłości i poświęconego czasu mnie uleczy. Nie wiem, co miałbym powiedzieć psychiatrze...
Moja wiadomość jest zapewne chaotyczna i sama w sobie może być objawem jakiegoś zaburzenia... Trudno mi określić mój problem... Czuję ogromny niepokój, też dlatego, że mam świadomości bycia innym, ale nie umiem określić tych różnic...