Skocz do zawartości
Nerwica.com

Widur

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Widur

  1. Miałem wsparcie psychologiczne... Co z tego, że znów się tam udam i być może zacznę normalnie funkcjonować skoro i tak gdy zobacz/usłyszę o jakimś wypadku to pewnie wszystko mi się przypomni... Nie chcę rozmawiać o tym z siostrą, bo po co ma się mną przejmować? Teraz ma dziecko i męża, niech sobie szczęśliwie żyją. Kolegów miałem w czasach technikum (obecnie mam 30 lat), jak poszedłem na studia to jakoś przestaliśmy utrzymywać ze sobą kontakt. Potem studiowałem zaocznie i pracowałem, więc nie było za bardzo czasu na jakieś wyjścia na piwo z kolegami ze studiów. Teraz do pracy dojeżdżam 75km, więc nie ma mnie praktycznie cały dzień. Wcześniej weekendy spędzałem z dziewczyną, a po jej śmierci... nic nie robiłem w wolnych chwilach. Grałem na komputerze, oglądałem filmy. To nie jest poczucie winy, a fakty. Gdybym jechał normalnie, a nie jak jakiś idiota, który nie potrafi opanować emocji to nie doszłoby do tego wypadku, a najwyżej skończyłoby się na na kilku siniakach. Cały czas mam świadomość, że ona zginęła przeze mnie, ale wcześniej jakoś się z tym pogodziłem, a teraz nie potrafię z tym żyć...
  2. To wydarzyło się 2 lata temu na początku sierpnia... Wracałem z moją dziewczyną z wakacji z Zakopanego. Pamiętam, że byłem wtedy strasznie zdenerwowany, bo we wrześniu mieliśmy się pobrać, a podczas tego pobytu ostro się pokłóciliśmy (nie będę pisał o co). Powiedziała mi nawet, że jakby był jakiś autobus to nie wracałaby ze mną samochodem. Była godzina 23:15, kiedy ostatnio spojrzałem na zegarek. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, bo byłem już zmęczony i szlag mnie trafiał, że prawdopodobnie nie uda mi się związek z kobietą, którą naprawdę bardzo kocham. Wracaliśmy krajową drogą, było całkowicie ciemno, a ja jak jakiś głupi 18-latek jechałem 180km/h. Droga była pusta, myślałem, że nic nie może mnie zaskoczyć. Nagle z podporządkowanej drogi wyjechał tir. Nie miałem wyhamować, przy około 100km/h uderzyłem w naczepę przejeżdżającego przez drogę tira. Odtąd już nic nie pamiętam. Ocknąłem się dopiero w szpitalu po kilku dniach. Lekarze powiedzieli mi, że miałem cholerne szczęście i uniknąłem poważniejszych obrażeń. Postanowiłem wtedy, że jak moja dziewczyna z tego wyjdzie to zrobię wszystko, żebyśmy byli szczęśliwi jak dawniej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ona leży na OIOM-ie w stanie krytycznym... Zmarła po dwóch dniach. Świat mi się wtedy zawalił, chciałem się zabić. Jednak dzięki mojej siostrze, z którą chodziłem na terapię powoli zaczynałem normalnie funkcjonować. Po okresie półtora roku, jakoś się z tym pogodziłem, zacząłem normalnie żyć. Wszystko było dobrze, do pewnego momentu... Wracając z pracy w środę, mijałem wypadek z udziałem tira. Wtedy wszystko mi się przypomniało. Teraz nie mogę spać, cały czas o tym myślę, jeśli już zasnę to śni mi się to po nocach, po czym budzę się przerażony. Wziąłem urlop w pracy... Nie mogę sobie ze świadomością, że ona zginęła przeze mnie... Kierowca tira uznany za winnego spowodowania wypadku i skazany, ale to przecież przeze mnie ona nie żyje... Gdybym do cholery jechał normalnie to wyhamowałbym, ewentualnie skończyłoby się na kilku złamaniach. Jej rodzice nazwali mnie mordercą i mieli rację... Nie chcę zawracać głowy siostrze, ona ma własne sprawy na głowie. Nie mam z kim o tym porozmawiać, nie mam przyjaciół. Co mam robić? Mam już dość takiego życia...
×