Hej. Jestem tu nowa.
Ania, 17 lat. :)
Nie wiem, w jakiej kategorii pisać. Jeśli ta jest nieodpowiednia - przepraszam. Potrzebuję pomocy, bo sama ze sobą nie wytrzymuję, chyba jestem wariatką...
Jestem osobą bardzo nieśmiałą, w szkole raczej jestem spokojna, w domu też potrafię być, ale często bez powodu mam jakieś napady agresji i nie potrafię tego opanować.
Mam paniczny lęk związany z wystąpieniami publicznymi. Do tego dochodzi czasem autoagresja, różne natręctwa typu rozdrapywanie ran gdzie się da (głównie na głowie, wiem, jak to brzmi, ale tak jest... kiedyś zdarzyło mi się w nią uderzyć, miałam ranę, którą zaczęłam rozdrapywać, teraz nieświadomie cały czas to robię i jest ich kilka... wstyd, wiem. na szczęście tego nie widać), natrętne myśli, wiele rzeczy muszę zrobić "parzyście", do tego dochodzi obżarstwo słodyczami (ale nie tyję, jestem szczupła mimo niedoczynności tarczycy. i nie, nie mam bulimii ani nic z tych rzeczy), raczej nigdzie nie wychodzę, bo nie mam z kim. Przyjaciółka nie ma dla mnie czasu, a w szkole przyjaciół nie mam, ale mam z kim pogadać. Boję się w cokolwiek angażować, bo wydaje mi się, że zaraz zrobię coś głupiego i dana osoba mnie odrzuci... ale te cholernie chcę mieć przyjaciół. Z jednej strony unikam tego jak ognia, z drugiej chcę mieć przyjaciół.
Ponadto wszędzie widzę złe zamiary. Wydaje mi się, że każdy o mnie mówi, że się ze mnie śmieje, nawet jeśli tak nie jest.
Ciągle mam wyrzuty sumienia, nawet jeśli nic złego nie zrobię, to czuję, że się wygłupiłam.
Paranoja. Czasem cieszę się bez powodu, co jest dziwne, później z byle powodu płaczę. Wystarczy mała sprzeczka.
Mam zaniżoną samoocenę i inne, dziwne rzeczy.
I bardzo często muszę biegać do toalety. W szkole jestem tam co przerwę, czuję ucisk na pęcherz i ciągle sikam. W domu rzadziej. W nocy budzę się raz, albo wcale. Nic mnie nie boli, brzuch, pęcherz, nic.
Do psychoterapeuty chodzę. Ostatnio miałam drugą wizytę, nie postawił żadnej diagnozy, ale muszę chodzić. On sam nie wie, co mi jest. Coś wspomniał o osobowości paranoidalnej, ale to raczej nie była diagnoza, tylko przypuszczenia.
Powiedział mi też, że nie wie, skąd ta agresja.
Ostatnio zapisał mi jakieś ziołowe leki na uspokojenie.
Czy to możliwe, że nic mi nie jest? Co sądzicie? Nie wiem, może wszystko wyolbrzymiam, ale naprawdę nie mam siły.