Skocz do zawartości
Nerwica.com

robertos12

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez robertos12

  1. Nie chodzi o to co ktoś zrobił, tylko jak to postrzega i autor poprzez wcześniejsze doświadczenia odczuwa ,że jest to coś właśnie tragicznego. Dodam do tego, że to właśnie on ma większe doświadczenie życiowe niż Ty, bo przeżył to gorzej. Nasz świat jest bardzo subiektywny i nie wolno podważać go w żaden sposób. Czesctoja - wcale nie zamierzałam się z nikim licytować o to kto ma gorzej, tylko uświadomić autorowi, że nie ma powodu do paniki. Ludzie rozsądni nie nabijają się z nikogo ot tak, bo i po co? To, że czasami komuś się wydaje, że coś jest straszne, że zaraz się stanie katastrofa, to wcale nie musi oznaczać, że tak będzie. Czyż nie? Po prostu spojrzałam na wszystko bardziej obiektywnie. Poza tym, nie zrobił nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób sprawić, by faktycznie było się czego obawiać. Autor studiuje, jest dorosły, a więc ma już okreslony wiek, podobnie jak i panna jaką się zauroczył, a w tym wieku nie odwala się już takich dziennych akcji jak nasmiewanie z kogoś. Sama jestem studentką i z różnymi osobami miałam do czynienia, różne dziwactwa ludzie mają, ale wiem, że sytuacja jaką opisuje raczej nie miałaby prawa bytu... Czy uważasz więc, że autor widzi wszystko obiektywnie? Ja myślę, że ma prawo się przejmować, zaznaczając, że kiedyś był może obrażany z racji swojej niepełnosprawności, ale kiedy już mam ogólny zarys sytuacji, widzę, że to nie jest tragedią... bo w jego zachowaniu nawet nie ma odrobiny nienormalności, by było w ogóle co rozstrząsać... Ja dziękuję za ten post. Trochę mi to rozjaśniło. Prawda jest taka, że mam problemy ze sobą i nie potrafię do tego jakoś normalnie podejść, ale pracuję nad sobą. Może kiedyś mi się uda zmienić charakter jakoś.
  2. No jest kilka opcji. Podnieść samoocenę, czyli na przykład starać się robić coś pożytecznego, coś co sprawiałoby ci samemu przyjemność. PO drugie przestać myśleć o tym bo to do niczego nie prowadzi. Po trzecie jest taka teoria, że regularne ćwiczenia fizyczne podobno zwiększają samoocenę. Ja też miałem kiedyś z tym problem, ale ode mnie jakieś 90% społeczeństwa jest sprawniejsze, więc po prostu to olałem bo co mogę zrobić. Ucz się olewać wszystko co nie istotne i na co nie masz wpływu i bierz życie w swoje ręce to może coś z tego wyjdzie. Zazdrość do niczego nie prowadzi. Powiesz pewnie, że to oklepane, ale cóż więcej mogę powiedzieć.
  3. Sam nie wiem właściwie. W jakiś sposób się tego obawiam i mam jakąś blokadę chyba. Jestem ogólnie przerażony tym co pomyślą o mnie ludzie, których nawet nie znam. Taka sytuacja to jest raczej standard u mnie. Podejrzewam jakąś odmianę fobii społecznej, ale postaram się przełamać na następnej wizycie i wspomnieć o tym. Ja nie umiem chyba funkcjonować w społeczeństwie bo za bardzo się wszystkim przejmuję, ale i tak jest znacznie lepiej niż kiedyś bo dawniej balem się w ogóle wyjść na ulice, czy do sklepu, a teraz gadam na luzie z obcymi ludźmi chociaż i załatwiam wszystko sam bez problemu. Ja się boje wyjść na ulicę, do sklepu, a nawet zamówić sobie jedzenie przez telefon. Z tego co opisujesz to mamy to samo :) Ile kosztował Cie psychoterapeuta? Teamat jak najbardziej powinieneś z nim poruszyć - w końcu to specjalista Chodzę na NFZ ale dopiero w sumie od niedawna. W dzieciństwie chodziłem też przez krótki okres do psychologa, ale generalnie prez cały czas udawało mi się funkcjonować o własnych siłach. Wiem, że powinienem poruszyć ten temat ale jest mi jakoś niezręcznie. Będę próbować za dwa tygodnie bo wtedy mam kolejną wizytę. Za tydzień mi wypada niestety. Ja generalnie staram się mówić lekarzowi o wszystkim ale mam jakieś opory wynikające ze strachu jak ktoś inny będzie mnie postrzegać jak mu coś powiem dlatego tak długo to trwa. Staram się powoli też to przełamywać, ale trochę mi to przypomina walkę z wiatrakami czasami. Ale niesamowicie mnie cieszy taki wniosek, że przesadzam bo w takim razie mogę wracać na uczelnie trochę spokojniejszy chociaż.
  4. Sam nie wiem właściwie. W jakiś sposób się tego obawiam i mam jakąś blokadę chyba. Jestem ogólnie przerażony tym co pomyślą o mnie ludzie, których nawet nie znam. Taka sytuacja to jest raczej standard u mnie. Podejrzewam jakąś odmianę fobii społecznej, ale postaram się przełamać na następnej wizycie i wspomnieć o tym. Ja nie umiem chyba funkcjonować w społeczeństwie bo za bardzo się wszystkim przejmuję, ale i tak jest znacznie lepiej niż kiedyś bo dawniej balem się w ogóle wyjść na ulice, czy do sklepu, a teraz gadam na luzie z obcymi ludźmi chociaż i załatwiam wszystko sam bez problemu.
  5. Rozumiem do czego zmierzasz i pewnie masz rację. masz jakieś pojęcie co można z tym zrobić?
  6. Ciężko powiedzieć. Już się w znacznej mierze z tym pogodziłem. Będzie mi pewnie ciężko ale jakoś przeboleje jak wszystko zresztą.
  7. Nie chodzi o to co ktoś zrobił, tylko jak to postrzega i autor poprzez wcześniejsze doświadczenia odczuwa ,że jest to coś właśnie tragicznego. Dodam do tego, że to właśnie on ma większe doświadczenie życiowe niż Ty, bo przeżył to gorzej. Nasz świat jest bardzo subiektywny i nie wolno podważać go w żaden sposób. Moim zdaniem to raczej świadczy o braku doświadczenia życiowego jeśli chodzi o kontakty z kobietami to nie mam absolutnie żadnego. Jak już wcześniej pisałem mogło mieć to związek z taką podświadoma obawą przed odrzuceniem, czy czymś w tym rodzaju. Niestety negatywne doświadczenia dzieciństwa sprawiają, że jestem na tym punkcie trochę nadwrażliwy, ale to chyba nie ma doświadczenia z doświadczeniem życiowym w ścisłej mierze tylko po prostu warunkami w jakich się dorastało. Z tego co wiem mój ojciec nigdy nie robił sobie problemów z takich pierdół zbyt długo tylko godził się z tym i przechodził dalej. Miło mi słyszeć , że nie zrobiłem nic złego tylko sobie coś ubzdurałem. Mam nadzieję, że tak jest w istocie, ale o tym przekonam się w październiku. Pisałem do owej koleżanki w sierpniu jedną wiadomość ale natychmiast po tym zrobiła się niedostępna. Nie chcę siać żadnych niepewności tutaj, przekonam się w październiku jaki ma stosunek do mnie bo może wtedy zwyczajnie nie miała czasu.
  8. Witam, Właściwie to potrzebuję pomocy tylko w jednej sprawie, która mnie dręczy od kilku miesięcy, jednak zacznę od skrótowego przedstawienia siebie. Jestem od urodzenia osobą niepełnosprawną jednak całkowicie samodzielną i poruszającą się siłą włąsnych mięśni i obecnie radzącą sobię z problemami dnia codziennego bez większych problemów. W dzieciństwie jednak jako, że z moim zdrowiem było znaczie gorzej stałem się ofiarą przemocy, głownie psychicznej ze strony rówieśnikiów, czasem też fizycznej jako żesam nie byłęm w stanie się obronic. Chodziłęm do zwykłęj szkoły publicznej gdzie wychowawcy klas 1-3 w ogóle zabraniali mi wychodzenia na przerwe obawą, że w międzyczasie mogłoby coś mi się stać i oni byliby podciągnięci do odpowiedzialności. W rezultacie jak na przykład musiałęm wyjść do toalety chodziłem w asysycie kolegów, którzy wykorzystywali sytuacje żeby mi dogryzać. Rodzicom zawsze bałem się o tym mówić, włąśnie z powodu wstydu,że mogą pomyśleć o mnie jakoś źle( ze na przykład jestem beznadziejny bo nie potrafie sobie ztym sam poradzic- tak walsnie myslalem jescze jako dziecko). W gimnazjum trafiłęm do towarsystwa, które mnie zaakceptowało i dzięki temu udało mi się jakoś otworzyć bardziej na ludzi, aż do tego stopnia, że jestem w stanie nawiązywać pozytywne, jednka bardziej zawodowe stosunki z ludzmi. Mam klilku kolegów z którymi znam się trochę dłużeji czuje się przy nich trochę bardziej swobodnie. Generalnie jednak pójście na jakąś impreze z kolegami nie stanowi dla mnie jakigoś problemu, gdyż udało mi się w jakimś zakresie otworzyć na ludzi. Jednak to do czego zmierzam jest sprawa nawiązywania relacji z kobietami. Celowo tutaj starałem się zaznaczyć, że obracam się głównie w męskim gronie, gdzie jestem w stanie długo dyskutować na różne tematy, nawet te dotyczące życia prywatnego. Natomiast z kobietami zawsze ograniczałęm się do rozmowy na tematy związane ze szkołą i jakoś podświadomie unikałęm z nimi kontaktu. Nie stanowiło to dla mnie problemu do czasu kiedy poszedłęm na studia i zauroczyłem się w jednej dziewczynie z tego samego roku. Przez pierwszy semestr bałęm się w ogóle do niej podejśc, jednak nie potrafiłęm w ogóle zagadać do niej w żaden sposób, bojąc się, że uzna mnie za jkeigoś odmieńca albo wyśmieje( mam taki zwyczaj myślenia o sobie w najgorszyvch możliwych kategoriach. Obecnie staram się przepracować to z psychologiem bo ustawicznie popadam prze to w stany przypominające depresję.) Na początku II semestru zagadałem do niej przez facebooka. Całkiem przyjemnie nam się rozmawiało, zacząłęm nawet mówić coś o swoich zainteresowaniach itp. Trwało to przez jakiś czas, ale w międzyczasie zauważyłęm, że staje się chorobliwie o nią zazdrosny, do tego stopnia, że z jakiegoś błahego powodu zerwałęm z nią całkowicie, kontakt zacząłem jej unikać. . Poźniej ona napisałą do mnie jakąś wiadomość z pytaniem dotyczącym jakiejś książki chyba. Natomiast ja całkowicie bezsensownie napisałęm jej jakiegoś posta o tym, że przepraszam, że jej się narzucam. Natomiast ona mi odpisała, że nie do końca rozumie o co mi chodzi i że chciałąby ze mna porozmawiać w cztery oczy. Jakoś kilka dni poźniej, spotkaliśmy się prze przypadek na uczelni. ja zaraz jak ją zobaczyłęm trafiłęm w jakiś dziwny stan, że w jakimś napadzie strachu i wstydu nie odpowiedziałem jej nic tylko wziąłem nogi za pas i uciekłem. Sytuacja byłą bardzo niezręczna i było mi później głupio znowu, więc ją znowu internetowo przeprosiłem i kontynuowaliśmy te pseudo znajomość. Gadałęm z nią przez jakiś miesiąc o różnych sprawach i zacząłem się przed nią trochę otwierać, jednak to zawsze ja bylem stroną inicjującą wszelkie kontakty. Myślałęm długo nad sposobem w jaki mógłbym jakoś ją do siebie przekonać i wpadłem na całkowicie durny pomysł wręczenia jej kwiatów. Długo czekałęm aż uda mi się ją spotkać w jakimś ustronnym miejscu, żeby nie narobić ani jej, ani sobie jakiegoś wstydu. Jednak chwile przed dokonaniem, kiedy już sytuacja była idealna wręcz, znowu stchórzyłem i uciekłem. Jednak tym razem odważyłem wspomnieć jej przez facebooka o tym że planowałęm coś takiego. Odpisała mi wtedy, że nie sprzedaje swoich uczuć i żebym przestał zachowywać w ten sposób. Zerwaliśmy kontakty znowu, jakieś dwa tygodnie napisałęm jej wiadomość z przeprosinami na co ona wypaliła, że nie chowa do mnie urazy, ale nie oczekuję niczego więcej ponad to co aktualnie jest(?). Od tamtego czasu, właściwie zerwaliśmy kontakt. Może oprócz jednej wiadomości jaką wysłałem do niej w lipcu z pytaniem jak jej mijają wakację, na którą odpisałą mi bez żadnego problemu. Jednak od końca roku akdemickiego prześladuje mnie wręcz paranoiczne poczucie wtsydu za swoje zachowanie i niezdolność do przestania myślenia o tym jak głupi byłem. Do tego dochodzi także strach przed wróceniem na uczelnie i spojrzenia chociażby na nią na zajęciach. Nie wiem dlaczego, ale wyrobiłem w sobie takie przekonanie, że ona mnie w jakiś sposób nienawidzi. Ja w żaden sposób nie chciałęm kupować jej uczuć, po prostu chciałem aby spojrzała na mnie jakoś przychylniej, gdyż od wczesnego dzieciństwa przyzwyczajony jestem do słuchania wyzwisk na swój temat. Nawet teraz jest kilka osób w moje dalszej rodzinie, którzy nie chcą nawet podać mi ręki uważając mnie za ograniczonego umysłowo. Do tego drwią sobie ze mnie przy nadarząjącej się okazji ale z racji, że widzimy się rzadko takie sytuacje praktycznie nie mają miejsca. W obecnej sytuacji nie zamierzam dłużej kontynuować adorowania tej dziewczyny. Po prostu chciałbym wrócić do neutralnych stosunków z nią ale uniemożliwia mi to ogromne poczucie wstydu, które towarzyszy mi kiedy choć na moment o niej pomyśle. Boje się wrócić na uczelnie przez to ze ona tam będzie. Zapisałem się jakiś czas temu do psychoterapeuty, który mi pomaga pozbyć się fobii nabytych w dzieciństwie,jednak jak do tej pory brakowało mi odwagi aby poruszyć ten temat. Ogólnie rzecz biorąc mam jedne z lepszych ocen na uczelni, więc pewnie dostane wysokie stypendium z tego co sobie wyliczyłem, wsrod znajomych z uczelni nikt o tej sprawie nie wie jednak ja strasznie boje się tam wracać. Wiem ze to zapewne zabrzmi głupio, ale przez pewien czas chciałem nawet rzucić studia. Przy najbliższej okazji powiem o tym w końcu mojemu psychoterapeucie, jednak póki co wolałem wyrzucić to z siebie tutaj. Chciałbym po prostu jakiejs porady jak o tym zapomnieć i przejść do dnia codziennego w taki sposb aby ona nie czula się pokrzywdzona przeze mnie w jakis sposob tym ze ja olewam w bo przeciez ona nie jest niczemu winna, tylko ja mam problemy ze soba. PS. Przepraszam za chaos w tym poście nie radze sobie za bardzo z emocjami jak o tym myśle, stad ten chaos. Pozdrawiam
×