Hej!
Ostatnio spojrzałam trochę inaczej na swoje problemy. Już kiedyś się udzieliłam na tym forum, jednak tym razem chciałabym zweryfikować swój problem bardziej pod kątem przyczyny niż skutków. Przepraszam za mechaniczność zdań jeśli takową zauważycie, jestem sfrustrowana, bo mój wyczerpujący wpis niestety się usunął... Będę wdzięczna za wszelkie spostrzeżenia
Od 1 gimnazjum do 1 roku studiów zajmowałam się czymś, co najprawdopodobniej miało 'uszczęśliwić' moich rodziców (obojga poświęconych karierze, każdy swojej). Podporządkowane temu było całe moje życie, łącznie ze szkołami i miejscami zamieszkania (2 gimnazja, 4 licea i 5 miast, licząc tylko ten okres). Kiedy w 2 liceum wyznałam, że jednak nie chcę już tego robić, napotkałam potężny sprzeciw ojca - bo on robił coś wyłącznie dla mnie, a ja miałam to przyjąć (z resztą uwierzyłam, że budujemy coś razem, znienawidziłam więc go szczerze, kiedy nagle zostawił mnie samą - bo poszłam za nim dosłownie i w przenośni). Wierzyłam również, że to mi jakoś pomoże na studiach. Zdałam maturę, poszłam na jakiekolwiek studia (co również miało związek z moim zajęciem) z których i tak zrezygnowałam po 2 latach. Obecnie jestem na 3 roku studiów, które wydawały mi się być sensowną alternatywną, ale zamiast tego pokazały mi mnóstwo osobistych blokad. Od kiedy idę własną drogą ojciec przestał mnie wspierać finansowo.
Mam okrutne poczucie nieodwracalnej straty aż 7 lat. Czuję wstręt, pogardę wobec siebie, zastanawiam się jak mogłam dopuścić, aby tkwić w tym wszystkim przez tyle czasu? Jestem wściekła, bo nie cieszyłam się życiem, nie pielęgnowałam własnych zajawek. Po latach poczułam, jak bardzo nie mam własnego zdania ani jakiegokolwiek światopoglądu. Czuję się cofnięta w rozwoju. Chciałabym obwiniać w tym rodziców, ale w końcu każdy decyduje o swoim życiu? Dlatego też obwiniam głównie siebie. Od jakichś 2 tygodni jest mi dość trudno. Jak mantra krążą w mojej głowie pytania 'jak to się stało?', 'jak mogłam doprowadzić do tego, że to wszystko trwało tak długo?'. Jest to dla mnie strasznie trudne, bo brakuje mi dystansu, a te pytania krążą jak karuzela, którą zatrzymać mogę tylko wtedy, gdy ze sobą skończę. Zapominam kim jestem, co potrafię (a może mam fałszywy obraz siebie?). Czuję wewnętrzne rozbicie. Kiedy tracę kontrolę nad swoją głową, to po nakręconym 'jak to się stało?' następuje moja nienawiść do siebie i wszystkich ludzi, którzy mogli podejmować decyzje w zgodzie z sobą, a na końcu racjonalizowanie, że 'przecież każdy ma swoją własną drogę'. A potem wszystko leci od nowa. Bywa, że wycofuję się do tej 'czarnej przestrzeni myślowej' i tam pojawia się tylko nienawiść i zazdrość, a nie ma jakiejkolwiek alternatywy. Więc na siłę szukam jakiejś pozytywnej myśli i staram się ją jakoś zrównoważyć tą zazdrość czymś miłym. A czasami trudno mi się zdecydować, bo będąc w tej 'czarnej przestrzeni' widzę różne reakcje jakie mogłabym przybrać. Czasami chciałabym być cały czas na haju, żebym się nie zastanawiała jak mogłaby wyglądać moja alternatywna przeszłość. Czasami usprawiedliwiam sobie haj odbiciem sobie szkolnych lat.
Co teraz?
Postanowiłam napisać, kiedy wróciłam od wspaniałej osóbki z którą dzielę zainteresowania. I którą poczułam, że chciałabym rozwalić za jej idealne życie.