Skocz do zawartości
Nerwica.com

o628

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez o628

  1. o628

    Poczucie straconego czasu

    NN4V, thaur, atic, Dziękuję Wam za odpowiedzi. Samo napisanie tego pomogło mi się nieco zdystansować. To rzeczy, z którymi już sobie raz poradziłam, oswoiłam poprzez medytację i lekturę, ale teraz znów się wyłaniają i czuję się kompletnie rozbrojona. Ale chyba muszę ponownie przejść tą drogę
  2. o628

    Poczucie straconego czasu

    Hej! Ostatnio spojrzałam trochę inaczej na swoje problemy. Już kiedyś się udzieliłam na tym forum, jednak tym razem chciałabym zweryfikować swój problem bardziej pod kątem przyczyny niż skutków. Przepraszam za mechaniczność zdań jeśli takową zauważycie, jestem sfrustrowana, bo mój wyczerpujący wpis niestety się usunął... Będę wdzięczna za wszelkie spostrzeżenia Od 1 gimnazjum do 1 roku studiów zajmowałam się czymś, co najprawdopodobniej miało 'uszczęśliwić' moich rodziców (obojga poświęconych karierze, każdy swojej). Podporządkowane temu było całe moje życie, łącznie ze szkołami i miejscami zamieszkania (2 gimnazja, 4 licea i 5 miast, licząc tylko ten okres). Kiedy w 2 liceum wyznałam, że jednak nie chcę już tego robić, napotkałam potężny sprzeciw ojca - bo on robił coś wyłącznie dla mnie, a ja miałam to przyjąć (z resztą uwierzyłam, że budujemy coś razem, znienawidziłam więc go szczerze, kiedy nagle zostawił mnie samą - bo poszłam za nim dosłownie i w przenośni). Wierzyłam również, że to mi jakoś pomoże na studiach. Zdałam maturę, poszłam na jakiekolwiek studia (co również miało związek z moim zajęciem) z których i tak zrezygnowałam po 2 latach. Obecnie jestem na 3 roku studiów, które wydawały mi się być sensowną alternatywną, ale zamiast tego pokazały mi mnóstwo osobistych blokad. Od kiedy idę własną drogą ojciec przestał mnie wspierać finansowo. Mam okrutne poczucie nieodwracalnej straty aż 7 lat. Czuję wstręt, pogardę wobec siebie, zastanawiam się jak mogłam dopuścić, aby tkwić w tym wszystkim przez tyle czasu? Jestem wściekła, bo nie cieszyłam się życiem, nie pielęgnowałam własnych zajawek. Po latach poczułam, jak bardzo nie mam własnego zdania ani jakiegokolwiek światopoglądu. Czuję się cofnięta w rozwoju. Chciałabym obwiniać w tym rodziców, ale w końcu każdy decyduje o swoim życiu? Dlatego też obwiniam głównie siebie. Od jakichś 2 tygodni jest mi dość trudno. Jak mantra krążą w mojej głowie pytania 'jak to się stało?', 'jak mogłam doprowadzić do tego, że to wszystko trwało tak długo?'. Jest to dla mnie strasznie trudne, bo brakuje mi dystansu, a te pytania krążą jak karuzela, którą zatrzymać mogę tylko wtedy, gdy ze sobą skończę. Zapominam kim jestem, co potrafię (a może mam fałszywy obraz siebie?). Czuję wewnętrzne rozbicie. Kiedy tracę kontrolę nad swoją głową, to po nakręconym 'jak to się stało?' następuje moja nienawiść do siebie i wszystkich ludzi, którzy mogli podejmować decyzje w zgodzie z sobą, a na końcu racjonalizowanie, że 'przecież każdy ma swoją własną drogę'. A potem wszystko leci od nowa. Bywa, że wycofuję się do tej 'czarnej przestrzeni myślowej' i tam pojawia się tylko nienawiść i zazdrość, a nie ma jakiejkolwiek alternatywy. Więc na siłę szukam jakiejś pozytywnej myśli i staram się ją jakoś zrównoważyć tą zazdrość czymś miłym. A czasami trudno mi się zdecydować, bo będąc w tej 'czarnej przestrzeni' widzę różne reakcje jakie mogłabym przybrać. Czasami chciałabym być cały czas na haju, żebym się nie zastanawiała jak mogłaby wyglądać moja alternatywna przeszłość. Czasami usprawiedliwiam sobie haj odbiciem sobie szkolnych lat. Co teraz? Postanowiłam napisać, kiedy wróciłam od wspaniałej osóbki z którą dzielę zainteresowania. I którą poczułam, że chciałabym rozwalić za jej idealne życie.
  3. o628

    Cześć :)

    Myślisz, że psychiatra może w czymś pomoc? -- 11 wrz 2014, 12:06 -- Chyba po prostu żeby przestać płakać, pamietam ze kiedyś dużo plakalam -- 11 wrz 2014, 14:36 -- Acha i wtedy też wraca ta 'racjonalna' część mnie i łatwiej mi jest spojrzeć z dystansem na wszystko
  4. o628

    Cześć :)

    Przyszłam tu, ale nie wiem kim jestem. Raz czuję się bardzo pewna siebie i swoich umiejętności, dobrze się czuję w swoim ciele i jestem osobą atrakcyjną, bardzo poukładaną, racjonalną i ze zdrowym dystansem, a czasem dopada mnie totalna niechęć do swojej osoby. Szukam wtedy jakichś wzorców i zachowań które pomogą mi być sobą, albo pomogą mi stworzyć nową i lepszą siebie. Oprócz tego moje myśli coraz bardziej zagłębiają mnie w stan jakiejś dziwnej melancholii. Próbowałam poczytać o różnych dolegliwościach, ale przez ten natłok informacji weszłam w jeszcze gęstszą mgłę. W ciągu 22 lat mojej egzystencji doszukałam się rzeczy, które do mnie wracają i sprawiają, że czuję się jak Syzyf, takie trudniejsze to: - totalna niechęć do obcowania z ludźmi - stan otępienia czy 'zawieszenia' w głowie - czasem kiedy ktoś (głównie mój chłopak) pyta mnie, co się dzieje i co czuję dopada mnie totalne odrętwienie, nie jestem w stanie się ruszyć ani powiedzieć słowa, a jak próbuję cokolwiek z siebie wydusić to zaczynam strasznie płakać. Wyobrażam sobie wtedy taką głęboką rysę do której zaglądam i w której błądzę, zastanawiam się wtedy czy ona kiedyś zniknie i czy będę w stanie kiedyś żyć normalnie i bez takich akcji - wrażenie, że wszyscy ludzie i totalnie cały świat jest przeciwko mnie - obawy, że będę kimś nielubianym, przeciętnym, bezwartościowym, że zrobię coś co będzie komuś przeszkadzało - denerwuję się drobnymi rzeczami, jak coś nie jest zrobione 'po mojemu' - myśli o samobójstwie - totalne odcięcie emocji lub wewnętrzne bycie pochłanianą przez emocje - słabość w rękach i myśli o samookaleczaniu się (kiedyś kaleczyłam się regularnie przez parę lat) - trudności w tworzeniu długotrwałych relacji (a jak już się w jakieś angażuję to kończy się 'racjonalna ja' a zaczyna wszystko, co wyżej wymieniłam) - brak koncentracji - trudności z zasypianiem, ciągłe zmęczenie Odczuwam to tak 'w środku' i nie daję niczego po sobie poznać. To wszystko przychodzi do mnie i odchodzi, już nie czuję się tak non stop (kiedyś tak się czułam o wiele częściej) Chodziłam na prywatne spotkania do psychoterapeutki, ale zrezygnowałam z nich po pół roku. Nie chciałam się rozpisywać, ale jakoś tak wyszło fajna piracka emotka.
×