Skocz do zawartości
Nerwica.com

ŻółtaKamizelka

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ŻółtaKamizelka

  1. Witam wszystkich :) Chciałabym prosić o pomoc, sama nie potrafię zinterpretować przyczyn mojego negatywnego podejścia do życia. Podejrzewam, że złożyło się na nie wiele "czynników", ale chciałabym przynajmniej znaleźć główny i wyeliminować go, żeby chociaż częściowo wrócić do świata żywych. W październiku 2013 rozpoczęłam pierwszy rok studiów; mimo zamiłowania i talentu do języków obcych postanowiłam (jak pewnie wielu studentów) wybrać studia inżynierskie, o wiele przecież bardziej pożądane na rynku pracy. Pierwsze dwa semestry dostarczyły mi olbrzymiej dawki emocji - trudne przedmioty, trochę poprawek... Nerwy, niby trzymane na wodzy, dawały jednak o sobie znać. Do tego problemy ze snem... Od dziecka miewałam w nocy dziwne "napady", z których większości nie pamiętałam. Najłagodniejszym scenariuszem było mówienie przez sen; zdarzało mi się jednak chodzić po pokoju, przenosić przedmioty, albo zawzięcie czegoś szukać (cały czas śpiąc). Później zaczęłam widzieć różne rzeczy - krzyczałam do rodziców o latających po pokoju osach i nie mogłam się uspokoić dopóki tata nie zdjął lampy, nad którą rzekome osy latały. Dzisiaj doszłam do momentu, w którym boję się spać. Budzę się z nagłym przerażeniem, przepełniona świadomością, że coś grzebie mi w głowie kiedy śpię... Takie wrażenie pomieszanych myśli, uczuć. Innym razem usiadłam na łóżku, po czym na kolanach podeszłam do krawędzi i z wielką desperacją w głosie i przerażeniem (relacja brata, mamy pokoje po sąsiedzku) krzyczałam "nie, ja nie chcę! nie chcę czerwonej tarantuli!". Z tego wydarzenia pamiętam tylko, że obudziłam się klęcząc na krawędzi łóżka. Zdarzyło mi się też, że nie mogłam się obudzić, czułam jakby moja dusza opuściła ciało i wisiała nad nim, mając trudności z powrotem. Sytuacja sprzed tygodnia - w nocy po łóżku zaczęła mi pełzać dłoń... Sama dłoń. Pomyślałam, że to tylko koszmar i zasnęłam ponownie, ale incydent powtórzył się. Nie byłam w stanie opanować drżenia ciała i strachu, jaki nade mną zapanował. Kilka następnych nocy musiałam przespać z bratem... Na samą myśl o zostaniu samej w pokoju, po ciemku i o spaniu robiło mi się niedobrze, słabo. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mam kontakt z jakąś inną sferą, równoległym światem... I że może ktoś/coś stamtąd czegoś ode mnie oczekuje, a przez sen mnie o tym informuje... Sama nie wiem. Kolejną sprawą jest życie towarzyskie. Nigdy nie byłam specjalnie otwarta, ale zawsze miałam jakichś znajomych. Teraz sytuacja się zaostrzyła, nie potrafię znieść ludzi w bliskim otoczeniu, męczy mnie rozmowa i słuchanie ich. Monotematyczność tych rozmów też ma tu wielkie znaczenie, bo większość otaczających mnie osób (liceum+studia) główną atrakcją czyniła zawsze imprezy i alkohol, czyli dwie rzeczy, które kręcą mnie najmniej. Odtrącam więc ludzi, którzy próbują się do mnie zbliżyć i odrzucam potrzebę kontaktów międzyludzkich. Jedynymi bliskimi mi osobami, z którymi spędzam czas są mój brat i chłopak. Mam również kilka fobii... Panicznie boję się igieł, mdleję przy każdym zastrzyku i pobraniu krwi. Bardzo ostrożnie postępuję z wszelkimi sprzętami elektronicznymi, mam zawsze wrażenie, że wybuchną (nawet moja komórka!). Idąc ulicą podejrzewam, że ktoś za mną idzie i w panice zamykam drzwi od klatki schodowej, kiedy już się w niej znajdę. Bardzo nie lubię też zostawać sama w domu, momentalnie opadają mnie złe przeczucia i ścisk w żołądku. Jeśli chodzi o zdrowie, nie mogę powiedzieć, żeby było z nim źle, ale również nie podnosi ono zbytnio mojego codziennego samopoczucia i samooceny. Od szóstego roku życia noszę okulary o sporych mocach, które jednak nie zapewniają mi 100% poprawnego widzenia (astygmatyzm, przy większej mocy ciężko dobrać szkła). Generalnie sporo rzeczy sprawia, że na co dzień życie wydaje mi się beznadziejne. W dodatku naczytałam się o dobroczynnym wpływie zwierząt na człowieka i jego zdrowie psychiczne, o dogoterapii i od zawsze gorące marzenie o posiadaniu psa rozgorzało z nową mocą. Ujrzałam w nim zapewne odskocznię od problemów, wiernego przyjaciela i pocieszenie w trudnych chwilach. W towarzystwie psa mojego chłopaka czuję się naprawdę bezpieczna i wyluzowana, zmartwienia odpływają. Uwielbiam chodzić z nim na długie spacery, czesać a przede wszystkim kocham ten mądry i rozumny wyraz jego oczu. Niestety stanowisko moich rodziców w tym temacie jest jasne i niezmienne. Są przeciwni posiadaniu zwierząt, bo obowiązki, bo weterynarz, bo problem na wakacje, bo mało miejsca, bo nie trzyma się zwierząt w bloku i jeszcze pewnie masa innych. A do tego uważają, że mało im w domu pomagam (nie sądzę, żeby to była prawda, ale to jest temat na całą nową dyskusję, więc tutaj go pominę) więc nie będą sobie brali kolejnego zajęcia na głowę. Rozumiem, że jak 8-letnie dziecko chce psa to może mu się on znudzić i rodzice będą mieli obowiązek... Ale ta sytuacja jest zgoła inna, niedaleko mi już do 21 lat. Ostatnia rozmowa na temat potencjalnego psa jak zwykle zakończyła się awanturą, więc postanowiłam pokazać rodzicom co to znaczy "mało pomagać w domu". Liczyłam, że zobaczą i w jakiś sposób uznają, że jednak mogłabym się przyłożyć i dostać psa. (100% starania się nie dawało przedtem żadnego efektu). A do tego wydaje mi się, że wpadłam w depresję; nie mam ochoty wychodzić z domu jeśli nie muszę. Oglądanie ludzi z ich psami jest dla mnie przykre i bolesne, łzy same mi się cisną do oczu. Od jakiegoś czasu siedzę więc w domu, gram w gry, oglądam filmy i seriale... Jakoś nie potrafię się zabrać za nim sensownego, wszelkie wyjścia wydają mi się zbędne a wręcz przytłacza mnie myśl o opuszczeniu moich czterech ścian... Wszystko wydaje mi się puste i pozbawione sensu... Moi rodzice twierdzą, że to wszystko przez nadmiar komputera; szkoda, że nie widzą, że nadużywanie komputera i przesiadywanie w domu jest tylko następstwem piętrzącej się bezradności i bezsilności... No to się rozpisałam Z góry dziękuję za odpowiedzi, będę wdzięczna za każdą pomoc :)
×