Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zax

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zax

  1. @betty_lou - jutro niestety nie będę miał jak (wrócę do domu, gdy będzie ciemno), ale jakoś to przeżyję. Dzięki za rady, spróbuję mniej siedzieć przy komputerze. Łatwo się denerwuję i jestem wybuchowy niestety, gdy znów dochodzi do sytuacji, gdy zwracana jest mi uwaga z powodu jakiejś bzdurki. @ladywind - spróbuję, choć obawiam się, że to niewiele da. Może po prostu przesadzam i wcale tak nie jest. Z drugiej strony siostra studiuje poza domem, dostaje kasę na mieszkanie, jedzenie, co tam chce. Wkurza mnie to, jakby to była nagroda za to, że nie dostała się na studia do Warszawy i musiała iść na słabszą uczelnię. No bo sama raczej do opłaty za mieszkanie nie dokłada, skoro całą zarobioną gotówkę wydała na komputer, koncert i jakieś tam swoje zachcianki. Siedzi sobie w mieszkaniu, ma własny pokój (bo nie mieszka w akademiku), niewiele zajęć i może robić co chce przez mnóstwo czasu. Jak wróci do domu to się wywyższa, wraca sobie o 5 rano od chłopaka i mnie budzi, bo nie liczy się z ludźmi. Ja zostałem w domu, męczę się codziennie z długimi dojazdami (razem 2,5 - 3h dziennie) i w nagrodę, po powrocie, słucham durnych programów w TV. Brzydko mówiąc - zajebiście. O, teraz druga siostra przyszła i ma to w dupie, że ja siedzę i nie chce słuchać TV. Co z tego, że w drugim pokoju jest drugi telewizor i może oglądać tam - jak zwykle wszyscy mają mnie gdzieś. A spróbuj się odezwać, żeby może poszła sobie tam, skoro przed chwilą siedział w tamtym pokoju przy komputerze. Zawsze to ja muszę ustępować i się wynieść. Czuję niemoc i brak jakiejkolwiek szansy na zmianę mojej sytuacji. Nie wiem, może powinienem się cieszyć, że jeszcze mnie z domu nie wyrzucili i dają jeść. Mam wrażenie, jakby bardzo chcieli mnie się pozbyć, ale nie umieją tego powiedzieć. Może faktycznie jestem już za stary na mieszkanie z rodzicami i im mnie żal. Nie wiem. Nie znam chyba nikogo na roku, kto sam się utrzymuje, więc raczej nie jestem takim wyjątkowym nierobem. Uczę się normalnie, zdaję wszystko, więc... Dobrze, że mam choć te studia i je lubię, zawsze to jakiś punkt zaczepienia. Jeszcze nie wspomniałem o dziadku i jego psach, które potrafią ujadać o 1 czy 2 w nocy. Także pospać to sobie też nie pośpię. W jednym pokoju z rodzeństwem, które potrafi chrapać głośno jak startujący Boeing... Nie mam już siły do tego wszystkiego, odbija mi. Co do odbiegania od rodziny - kompletnie różne zainteresowania. Nienawidzę telewizji, nie lubię jeździć do galerii handlowych do Warszawy, do której i tak muszę jeździć kilka razy w tygodniu, nie mam wspólnych tematów. Nie mówię, że jestem od nich mądrzejszy czy lepszy, choć czasem mam takie wrażenie, bo czuję zażenowanie patrząc na to, co oglądają. Po prostu się mocno różnimy i tego na pewno nie zmienię. A czemu tak jest? Chyba po prostu takie geny. Może jestem podrzutkiem? Jak proponuję pogranie np. w jakąś grę typu Monopoly, to patrzą się na mnie jak na pierdzielniętego. Lepiej pooglądać TV (tata, siostra), posiedzieć na kwejku (siostra), malować się 2 godziny (druga siostra). A przecież kilka lat temu tak spędzaliśmy czasem czas. Wiem, że różni ludzie mają różne zainteresowania, ale ja nikomu do gardła swojej muzyki nie wpycham, bo słucham jej w słuchawkach. Podobnie jest z książkami czy innymi zainteresowaniami. Rozpisałem się, ale musiałem się wygadać. -- 26 lis 2014, 01:42 -- Dzięki za rady, wyjaśniłem chyba wszystko, co chciałem wyjaśnić. Przynajmniej na razie jest dobrze.
  2. @betty_lou Czasem starałem się podejmować takie tematy, ale byłem traktowany jak wariat. Niestety mocno różnie się charakterem od mamy i sióstr, do ojca mi chyba najbliżej i trudno im zrozumieć, że np. oglądanie telewizji może komuś przeszkadzać. Ale postaram się o tym jeszcze raz pogadać. Lubię chodzić na uczelnię, mam tam trochę znajomych, ale poza tym miejscem rzadko się z kimś spotykam. Ale zawsze coś. Co do ćwiczeń, to trochę jeżdżę na rowerze, ale z tym oczywiście też musi być problem - dziś idę po swoje dresy na rower do szafki, ale przecież mama musiała je wziąć do prania. Po co się pytać... Ja już czasem nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać z takich sytuacji. Jak budować poczucie własnej wartości - tego nie wiem. Nie wiem w ogóle, czy mam zaniżone poczucie własnej wartości. Czasem wydaje mi się, że tak, a czasem wręcz przeciwnie.
  3. Cześć. Nie wiem, czy to dobry dział. Jeśli nie, to bardzo proszę o przeniesienie tematu. Moja sytuacja wygląda tak: ostatnimi czasy (2-3 lata, mniej więcej) stałem się strasznie nerwowy i zaczęły mi przeszkadzać różne rzeczy. Mam mały dom, nie mam własnego pokoju i strasznie mi to doskwiera, o dziwo dopiero od niedawna (mam 22 lata, studiuję, mieszkam z rodziną). Gdy siedzę np. w kuchni i ktoś zmienia strony w przeglądarce internetowej na komputerze w jednym z pokojów, to ta zmiana światła pojawiająca się np. przy przełączeniu ze strony ciemniej na białą strasznie mnie frustruje. Podobnie jest z telewizorem, który gra w moim domu niemal ciągle - ojciec w wolnym czasie praktycznie tylko ogląda telewizję. Programy telewizyjne też mnie wkurzają, bo niestety najczęściej w domu włączone są takie rzeczy jak polskie seriale, wiadomości (kilka różnych z rzędu - najpierw Polsat, potem TVP, potem jeszcze coś) albo jakieś programy typu licytacje jakichś kontenerów. Ja nie cierpię telewizji, ale nie mam wyboru i nie mogę tego ot tak nie słuchać, bo jak coś powiem, to zaraz "jesteś nienormalny" czy coś. Chętnie bym nie słuchał, ale na dworze 3 stopnie, więc raczej nie będę tam siedział. Wydaje mi się też - a może to prawda, sam już nie wiem - że inni znacznie chętniej zauważają u mnie złe rzeczy niż u reszty członków rodziny. Rodzice zawsze widzą, że zostawiłem coś na stole, np. książki, a jak siostra coś położy, to leży 3 dni i nic. Jeśli po prysznicu jest w łazience mokro - to na pewno ja, siostrom uwagi rodzice nie zwracają. Dziś np. stół przed i po obiedzie rozkładała i składała siostra. Nikomu nie przeszkadzało, że złożyła go 2 godziny po obiedzie. Jak ja nie złożę 5 minut po, to już są stęki. Może to głupie sytuacje, ale tak jest codziennie i wszystko składa się na wiecznie poirytowanie. Trudno mi się na czymkolwiek skupić. Odrabianie prac domowych (a trochę ich tam zawsze mam) w takich warunkach jest trudne. Robienie czegoś pokroju czytania książek czy nauki do kolokwium podobnie. Oczywiście, mogę cały dzień siedzieć w słuchawkach i choć trochę to wyeliminować, no ale ile można. Lubię przebywać sam, ale nie mam do tego za wiele okazji. Poza domem ludzie mnie nie denerwują, dźwięki, światła też, więc problem ewidentnie związany jest z konkretnym miejscem i konkretnymi osobami. Wiem, że problem tkwi głównie we mnie, bo prawda jest taka, że gdyby mnie w tym domu nie było, to wszystko byłoby dobrze. Czuję się tu kompletnie zbędny i chętnie bym się wyprowadził, ale nic nie zarabiam i nie mam na to pieniędzy. Czasu na pełnoetatową pracę też, a nie chcę rzucać studiów. Nie mogę porozmawiać z rodzicami na poważne tematy, bo myślą, że jestem jakiś dziwny, zbywają chęć poruszenia wątków poważniejszych niż "a co tam na uczelni". Proszę o jakieś rady, pomoc, cokolwiek, bo już nie wytrzymuję. Moje podejrzenie, co mogło spowodować ten stan: własny komputer, przez który dużo czasu spędzam w internecie i łatwo wpadam w siedzenie dla samego siedzenia i oglądanie różnych stron. Niby nie mam problemu z brakiem internetu gdy jestem na uczelni czy na jakimś wyjeździe - nie jest mi on wtedy kompletnie potrzebny - ale po przyjściu do domu często włączam laptopa i tak siedzę kilka godzin, nie robiąc nic konstruktywnego. Czytałem o tym jakieś książki, internet podobno powoduje chaos w umyślę i rozdrażnienie. Może ktoś coś podobnego zaobserwował?
  4. Hm, może to i racja. Współczuję w taki razie tym, którzy rzeczywiście na to cierpią, bo trudno mi sobie wyobrazić co muszą przechodzić, skoro nawet mnie to tak wkurza.
  5. Witam wszystkich. Nie sądziłem, że tyle osób ma ten problem. Mnie denerwują tylko dźwięki wydawane przez domowników (i psy, niesamowicie durne psy mojego dziadka, który ma dom na tym samym podwórku. Mało się nie zabiją, żeby obszczekać przechodzącą ulicą kobietę z wózkiem. I tak kilkanaście razy dziennie, o każdej możliwej porze). Na mieście czy na uczelni nie ma żadnego problemu, mogę spokojnie pracować w sali komputerowej, gdy piętnaście innych osób pisze. Mogę słuchać dźwięków samochodów, wiertarek, innych maszyn. Mogę słuchać mlaskania, siorpania, chyba, że ktoś już naprawdę przesada, ale wtedy widzę, że i inne osoby w otoczeniu są podirytowane. To nie jest tak, że mówię sobie w myślach "wytrzymaj, jeszcze tyle i tyle godzin i będziesz w domu", nie - po prostu poza domem mi to zupełnie nie przeszkadza, nie myślę o tym i mogę rozmawiać z kimś, kto przez pół godziny je kanapkę i sobie mlaszcze. Tak więc mizofonia poza domem nie występuję i nie przeszkadza mi w kontakcie z ludźmi. Przeszkadzają inne moje wady, ale może to pominę, bo to nie temat na to. Za to w domu - koszmar... mam niestety niewielkie mieszkanie, a razem ze mną są tam mama, tata i dwie siostry. W jednym pokoju telewizor włączony, w drugim telewizor i komputer, a między tymi pokojami kuchnia, jedyne pomieszczenie w domu oprócz przedsionka i łazienki, gdzie żadnych telewizorów nie ma. Tam zazwyczaj siedzę. Pół biedy latem, kiedy mogę wyjść na dwór, ale zimą już gorzej. To zwłaszcza te TV mnie tak irytują, bo wiadomo, czym jest telewizja - głupie pierdzielenie ekspertów od wszystkiego, masa głośnych i przygłupich reklam i innych dennych rzeczy. Tzn. może nie tylko, ale domownicy nie odkryli innych funkcji telewizji. Niestety, mój tata chyba nie umie robić nic innego w domu, a czasem go namawiam na pogranie w jakąś grę planszową, cokolwiek. Bez skutku. Zresztą, nawet jakby pograł, to i tak pewnie przy włączonym telewizorze. Nad siostrami nie chce mi się rozwodzić, bo już oglądanie powtórek seriali pokroju "Nianii" i programów na MTV, gdzie dopakowane pustaki płci męskiej uganiają się za pustakami płci żeńskiej wszystko o nich mówi. Co do snu - ten mam fatalny i budzi mnie byle co. Razem z siostrami śpię w jednym pokoju, więc dochodzi jeszcze chrapanie, rzucanie się po łóżku (nie wiem, czy one w ogóle w nocy śpią, bo zawsze się wiercą i wiercą), dzwonki o dzikich godzinach, bo muszą się wymalować nie wiadomo jak do szkoły (teraz na szczęście wakacje). Śpię w stoperach, ale żeby to jakoś pomagało... jak nie one, to psy "kochanego" dziadka przypomną mi, że mam już wstawać. Co z tego, że jest środek nocy. Nie wiem, z czego to wynika, że tylko w domu mam ochotę przebić sobie bębenki w uszach. Może z tego, że naprawdę nie cierpię swojego rodzeństwa za całokształt? No niestety, jestem inny od sióstr i nie drę się na cały głos, nie bekam jak najgłośniej umiem, nie rzucam się na innych z rykiem. Właściwie to nie bardzo chce mi się cokolwiek mówić, bo nawet jak rozmawiam sobie z mamą o czymś, co mojej siostry nie dotyczy, to i tak nie może powstrzymać swojej jadaczki i musi coś powiedzieć, choćby przekorne "yhym, aha, aha" czy coś w tym stylu. Czasem w takiej sytuacji posyłam w jej stronę wiązankę albo coś w stylu "zamknij twarz" albo "idź sobie", tylko mniej mile, ale nie będę tutaj takich słów używał. To chyba jedyna rzecz, która jakkolwiek pomaga. Nie wiem, może one nie wiedzą, że są irytujące? Dodam, że są młodsze ode mnie, ale mają 17 i 19 lat, więc trochę dziwi mnie ich zachowanie na poziomie młodych szympansów, ale co ja mogę zrobić? Nie będę się zniżał do ich poziomu i rozwalał muzyki na cały dom czy wydzierał suę, żeby tylko im dopiec. Mama i tata raczej mnie nie wkurzają, przy mlaskaniu taty bardziej chce mi się śmiać niż stękać i sam mu się przedrzeźniam. Druga moja hipoteza - mózg mimowolnie traktuje dom jako miejsce odpoczynku, a wszystko poza domem jako miejsce nauki, pracy, obowiązków (poniekąd tak jest - rzadko wychodzę z domu ot tak sobie. Jeżdżę tylko na rowerze, co niesamowicie mi pomaga) i jakoś wyłączą tę cholerną mizofonię. Zaczęło się to kilka lat temu, pamiętam dobrze, jak czytałem "Krzyżaków" przy włączonym telewizorze, więc nie mam tego od urodzenia. Ale nie wiem, co mogło wywołać u mnie ten stan i dlaczego to się pogorszyło (już się raczej nie pogorszy, bo gorzej być chyba nie może). Mam pomysł, aby spróbować choć jeden dzień zdjąć słuchawki z głowy, przerwać to błędne koło i po prostu jakoś spróbować zająć się sobą i zobaczyć, jak to będzie. Czasem wydaje mi się, że bardziej od rozwalonego telewizora denerwuje mnie jego dochodzące echo (jak muzyka gra, to gra, a jak jest przerwa między piosenkami, to przebija się telewizor i cały klimat ciekawej muzyki mija, gdy jakiś politykier wygłasza swoje nic nieznaczące tyrady). Wyprowadzka na razie nie bardzo wchodzi w grę, bo mam dzienne studia i muszę je skończyć, a został mi jeszcze rok. Nie znajdę raczej pracy na tyle opłacalnej, by sam się utrzymać i jeszcze mieć czas na chodzenie na zajęcia. Pocieszeniem jest to, że starsza siostra zaczyna w październiku studia, na szczęście z dala od domu, więc nie będzie przez jakiś czas ze mną mieszkać. Muszę przez ten rok nad sobą popracować i wynosić się gdzieś dalej, bo już chyba czas najwyższy. Przepraszam za sporo negatywnych emocji, ale musiałem to z siebie wyrzucić.
×