Skocz do zawartości
Nerwica.com

Oleksandra2014

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Oleksandra2014

  1. Arasha, - nie ma ludzi normalnych, podobno są tylko niezdiagnozowani... cyklopka, jak wjedziesz na ośle, to się bardzo spodoba mojej paranoidalnie religijnej matce, niczym Jezusek!
  2. Kurcze, chyba cofnęłam się w czasie, bo u mnie tak robią Nie cofnęłaś się, to ludzkość nie nadąża za cywilizacją, w moim rodzinnym mieście jest to samo. Chodzisz do psychiatry = jesteś wariatem i będziesz latać po mieście i strzelać do ludzi. Psychiatra to nie lekarz, psychiatra to człowiek, który się zajmuje świrami. Cytuję światopoglądy rodem z mojej 'wsi'. Witam Was wszystkich, hope podobną ponoć do mnie :) i Arasha i w ogóle wszystkich, jak kogoś pominęłam. Dzięki za życzliwe przyjęcie mnie i moich lęków . -- 11 sie 2014, 21:53 -- Wstawiam tu Wam moją historię, skopiowaną z wątku o nerwicy, jakby ktoś chciał bliżej mnie poznać. Kilka lat temu przechodziłam potworne zapalenie ucha środkowego, do tego miałam takie zawroty głowy, że nie umiałam sama stać prosto, nie wspominając o chodzeniu: uderzałam w ściany, deptałam psu po ogonie, nie umiałam usiąść na toalecie. Spanikowana i przerażona pojechałam z chłopakiem na ostry dyżur, gdzie laryngolog stwierdził stan zapalny ucha, ale nie wiązał z nim zawrotów głowy. Mimo wszystko, oprócz antybiotyku, przepisał mi betahistynę na te kosmiczne zawroty głowy. Podczas owych zawrotów cały świat mi wirował, przeleżałam 3 tygodnie w łóżku, płakałam, panikowałam, że być może umieram, było mi bardzo, bardzo źle, na nic wizyty przyjaciół i rodziny. Stopniowo, do 5 tygodni, wszystko zaczęło wracać do normy, a ja powróciłam do normalnego życia. W tym samym czasie w mojej rodzinie zaczęły się kłopoty finansowe, potężne kłopoty, które przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie wywołała moja matka. Następnie w długi dla ratowania matki popadł ojciec. Rodzice przestali ze sobą rozmawiać, zaczęli do siebie wrzeszczeć. Działo się to, kiedy byłam na 2gim roku studiów, trudnych i wymagających, na których nieraz spędzałam po 12 godzin. Nagle, znienacka, bez żadnych dodatkowych objawów - boom! - znów dopadły mnie zawroty głowy. Dokładnie takie, jak wcześniej, do tego bez jakichkolwiek objawów dodatkowych (żadnych gryp, zatruć, wirusów itp.). Spędziłam kilka tygodni, trzymając się ścian, konflikty w domu narastały. Chwyciłam się neurologa jako ostatniej deski ratunku. Po wzięciu opakowania betahistyny napady minęły, oddałam się więc swojemu normalnemu życiu, które już normalne nie było: było lawiną stresów, kłamstw i oszczerstw mojej matki, kryzysu w mojej rodzinie i religijnej paranoi, w jaką wpadła moja matka. Wkrótce po tym zawroty głowy wróciły. Ze zdwojoną siłą i częstotliwością. Do tego ataki paniki, obsesyjne podejrzenie zawału i ciężkiej choroby, napięciowe bóle głowy i mięśni, płacz, strach przed każdym dniem, przerażenie rzeczywistością - wróciłam do neurologa w podskokach. Do laryngologa też. RTG zatok, pomiary ciśnienia w uchu, wymaz z ucha i rezonans magnetyczny głowy nie wykazały niczego niepokojącego. Z hydroksyzyną w ręce, zapłakana (bo już od dłuższego czasu nic innego nie robiłam, tylko ryczałam), wyszłam od neurologa ze wskazaniem do lekarza psychiatry. Do głowy by mi nie przyszedł psychiatra (przecież nie jestem 'wariatką'!), ale mimo wielkich obiekcji postanowiłam go odwiedzić. Okazało się, że opisywane przeze mnie dolegliwości można zakwalifikować jako F41.0 - Zespół lęku napadowego. Jestem miesiąc od diagnozy, w tej chwili widuję się z psychiatrą i psychologiem, czekam na przyjęcie do grupy terapeutycznej, zażywam regularnie inhibitor MAO i zaczynam wracać do świata żywych. Mam 24 lata, mieszkam już tylko z ojcem - wyprowadziliśmy się od matki, przede mną ostatni rok studiów.
  3. Plus: witam kosmostradę :) -- 11 sie 2014, 21:16 -- Parada Niestabilności Psychicznej... a na końcu będą na nas czekali z kaftanami
  4. Ach, dajcie spokój... ja niby jestem z miasta, i to dużego terytorialnie, a mentalność jakby się ludzie ledwo od pługa oderwali... w dodatku wszyscy wszystkich znają, nie ma intymności za grosz... przeniosłam się do nowego miejsca niedawno, nikt mnie tu nie zna, wiodę spokojne życie, ale i tak nikomu się nie przyznaję do moich zaburzeń lękowych. Wiedzą tylko moi rodzice, chłopak i dwie przyjaciółki. Co do rodziców, to matka jest jednym z punktów zapalnych mojej nerwicy, a i do końca nie jestem pewna, czy nie rozpowiada o mnie jak o wariatce po znajomych... przykre to jest w ogóle to, że mam poczucie, że muszę się ukrywać...
  5. Jestem zaskoczona, że jest nas tak wielu. Gdzie my, ludzie z problemami psychologicznymi, się chowamy? To chyba ten strach przed społeczną stygmatyzacją...
  6. My się tu nie dzielimy, wręcz przeciwnie - zwalczamy Ponimaju sugestiu. Więc co zwalczamy? Bo, jak mniemam, po pobieżnym przejrzeniu, nie wszyscy mają tu problem z nerwicą lękową?
  7. Już miałam napisać 'towarzysze łez padołu', ale doszłam do wniosku, że to niedobry pomysł na początek ... A moi nowi koledzy jakimiś psychoproblemami mogą się podzielić? [dokładniej swoją historię opisałam w wątku o nerwicy przed chwilą, jak ktoś jest ciekawy, jak się tu znalazłam].
  8. Napiszę o swoich objawach, może komuś to pomoże i popchnie do pójścia do psychiatry. Kilka lat temu przechodziłam potworne zapalenie ucha środkowego, do tego miałam takie zawroty głowy, że nie umiałam sama stać prosto, nie wspominając o chodzeniu: uderzałam w ściany, deptałam psu po ogonie, nie umiałam usiąść na toalecie. Spanikowana i przerażona pojechałam z chłopakiem na ostry dyżur, gdzie laryngolog stwierdził stan zapalny ucha, ale nie wiązał z nim zawrotów głowy. Mimo wszystko, oprócz antybiotyku, przepisał mi betahistynę na te kosmiczne zawroty głowy. Podczas owych zawrotów cały świat mi wirował, przeleżałam 3 tygodnie w łóżku, płakałam, panikowałam, że być może umieram, było mi bardzo, bardzo źle, na nic wizyty przyjaciół i rodziny. Stopniowo, do 5 tygodni, wszystko zaczęło wracać do normy, a ja powróciłam do normalnego życia. W tym samym czasie w mojej rodzinie zaczęły się kłopoty finansowe, potężne kłopoty, które przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie wywołała moja matka. Następnie w długi dla ratowania matki popadł ojciec. Rodzice przestali ze sobą rozmawiać, zaczęli do siebie wrzeszczeć. Działo się to, kiedy byłam na 2gim roku studiów, trudnych i wymagających, na których nieraz spędzałam po 12 godzin. Nagle, znienacka, bez żadnych dodatkowych objawów - boom! - znów dopadły mnie zawroty głowy. Dokładnie takie, jak wcześniej, do tego bez jakichkolwiek objawów dodatkowych (żadnych gryp, zatruć, wirusów itp.). Spędziłam kilka tygodni, trzymając się ścian, konflikty w domu narastały. Chwyciłam się neurologa jako ostatniej deski ratunku. Po wzięciu opakowania betahistyny napady minęły, oddałam się więc swojemu normalnemu życiu, które już normalne nie było: było lawiną stresów, kłamstw i oszczerstw mojej matki, kryzysu w mojej rodzinie i religijnej paranoi, w jaką wpadła moja matka. Wkrótce po tym zawroty głowy wróciły. Ze zdwojoną siłą i częstotliwością. Do tego ataki paniki, obsesyjne podejrzenie zawału i ciężkiej choroby, napięciowe bóle głowy i mięśni - wróciłam do neurologa w podskokach. Do laryngologa też. RTG zatok, pomiary ciśnienia w uchu, wymaz z ucha i rezonans magnetyczny głowy nie wykazały niczego niepokojącego. Z hydroksyzyną w ręce, zapłakana (bo już od dłuższego czasu nic innego nie robiłam, tylko ryczałam), wyszłam od neurologa ze wskazaniem do lekarza psychiatry. Do głowy by mi nie przyszedł psychiatra (przecież nie jestem 'wariatką'!), ale mimo wielkich obiekcji postanowiłam go odwiedzić. Okazało się, że opisywane przeze mnie dolegliwości można zakwalifikować jako F41.0 - Zespół lęku napadowego. Jestem miesiąc od diagnozy, w tej chwili widuję się z psychiatrą i psychologiem, czekam na przyjęcie do grupy terapeutycznej, zażywam regularnie inhibitor MAO i zaczynam wracać do świata żywych. Mam 24 lata, mieszkam już tylko z ojcem - wyprowadziliśmy się od matki, przede mną ostatni rok studiów. Jeśli ktoś z was ma wątpliwości, czy jego lęki, bóle głowy, zawroty głowy i ogarniające go przerażenie to nerwica/ lęk napadowy, niech niezwłocznie zasięgnie porady psychiatry - to może uratować wam życie i normalność :).
  9. 24. lata, zdiagnozowany ostatnio zespół lęku napadowego, studentka, na co dzień radosna, ciepła i empatyczna [aż za bardzo...], witam wszystkich jako nowa na forum. Jestem tu, bo potrzebuję wsparcia ludzi, którzy miewają podobne problemy i objawy, którzy rozumieją i których zrozumiem ja. Nerwicy dorobiłam się w dużej mierze dzięki mojej "kochającej matce", po trosze także dzięki własnej naiwności i głupocie. Obecnie próbuję się jakoś poskładać do kupy, ale ciężko, bo dopiero zaczynam. Nie dopuszczałam do siebie nigdy myśli o "chorobie psychicznej" (przecież kto jak kto, ale ja jestem "normalna"), tym bardziej o tym, że sparaliżuje mnie i wykluczy na ładnych parę lat z normalnego życia. Mówię 'witam' i pozdrawiam wszystkich tu obecnych :) !
×