Skocz do zawartości
Nerwica.com

iate

Użytkownik
  • Postów

    60
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez iate

  1. Beznadzieja. Jak byłam mała to też często budziłam się w nocy, po tym jak mama wyszła(usypiała mnie). I pamiętam, że tak bardzo bałam sie wyjść z pokoju (zaraz byłby wrzask i prucie mordy, że dlaczego to nie śpię), że potrafiłam pół nocy przesiedzieć w tym ciemnym pokoju sama na podłodze.

     

    Btw - jak czasem próbuję to wypomieć, to zaraz się zaczyna "no już nie przesadzaj, duża byłaś, inne dzieci jakoś spały same i nie marudziły" <3

     

    Brak poczucia winy tak mocno.

  2. Wiele razy grozili mi rozwodem i że to będzie moja wina. Wiele razy słyszałam groźby, że pójdą do szkoły i wszystkim opowiedzą, że śpię z rodzicami. W końcu kupili mi lepszy komputer i uznali, że to jakiś lek na całe zło, zostawili mnie samą w pokoju, wróciłam ze szkoły, a tu w pokoju tylko jedno, nowe, mniejsze łóżko.

     

    Wybacz, że napiszę to o twoich rodzicach, ale naprawdę niektórzy ludzie mają empatię na poziomie rowu mariańskiego. Jak w ogóle można tak podle szantażować dziecko i robić mu jeszcze większą sieczkę emocjonalną w głowie? : o

     

    [Oh, sory, można. Mnie też szantażowali]

  3. Ale nie rozumiem czemu nie można przyjąć, że istnieje coś takiego jak istnienie duchów.

     

    Jasne, że można. Można wierzyć w duchy. Można wierzyć w Boga. Można wierzyć w Illuminati i spisek żydowski. Tylko chodzi o to, że to zawsze pozostanie tylko wiara. Nie udowodnisz tego w żaden sposób. A jak nie ma dowodu - to na dwoje babka wróżyła. Czyli duchy istnieć mogą, ale nie muszą. Ty możesz w nie wierzyć, a ktoś inny ma prawo wierzyć, że gówno się znasz.

  4. Freud też pisał, że leczył ludzi. Różni guru też leczyli z chorób. Scjentolodzy leczą. I różni inni odklejeńcy też leczą.

    To tak nie działa, niestety.

     

    Z cyklu nie znam się, ale się wypowiem: wszyscy schizofrenicy, o jakich słyszałam, albo poznałam musieli brać leki i podkreślali rolę farmakologii w leczeniu tej choroby (stąd też wiem, że schizofrenicy biorą leki, nie wiedziałam tylko, jak pomaga im terapia).

     

    Ostatnio podczas luźnych podróży w internetach znalazłam to:

    Z wieloletniego doświadczenia wiem, że prawie każda choroba psychiczna powstaje wtedy, gdy opętany człowiek daje się nie tylko opętać, ale oddaje też duchowi swoje ciało i umysł w całości, poddając się jego woli. (...)

    Momenty, w których jest "kimś innym" nie są przez chorego ani zauważane ani też ich on nie pamięta. Umysł człowieka można porównać do działania komputera. Informacje z okresu pobytu ducha w chorym zapisane są na dysku twardym ducha a nie chorego. To trochę tak, jakby chory udzielił sobie urlop od bycia sobą. W tym czasie duch kieruje jego ciałem i umysłem. Stąd bierz się luka w pamięci chorego, co wyjaśnia róweniż wiele przypadków chorób Alzheimera.(...)

    Śmiem twierdzić, że główną przyczyną chorób psychicznych jest niewiedza chorego i jego najbliższych, że ich ciałem i umysłem zawładnęły duchy.

     

    W latach 70 bodajże, już jedną schizofreniczkę bawarscy szamani doprowadzili do śmierci. A później nakręcono o tym dziarski horror.

  5. Czy dekompensacja psychotyczna to taki stan, w którym czlowiek w ogóle nie myśli racjonalnie, wierzy swoim wewnetrzym głosom-paranojom, czuje ze wariuje i odlatuje zupełnie od rzeczywistości? A po czasie (kiedy to minie) kojarzy ten stan jako "dziwny", nieracjonalny? Nie umie wyjaśnić, jak to możliwe, że mógł w taki sposób postrzegać rzeczywistość? Coś jak mini-psychoza?

  6. Może pytanie tutaj nie pasuje, ale nie widzę sensu zakładania nowego tematu.

     

    Pytam z ciekawości, proszę tego nie traktować jako jakąkolwiek obrazę, po prostu nie wiem i chciałabym się czegoś nauczyć.

     

    Co daje schizofrenikom terapia?

     

    Przez większość życia myślałam, że taką chorobę leczy sie głownie lekami i że stany w jakie popadają można wyleczyć farmakologicznie. Niemniej - dowiedziałam się, że schizofrenicy uczęszczają na terapie. Czy to ma na celu pomóc im oswoić się z chorobą, czy sama terapia jako taka zwalcza tez objawy?

  7. Mnie trochę pomogła książka "Kobiety, które kochają za bardzo". Cudów nie uzyskałam, ale nauczyłam się trochę interpretować swoje własne zachowania, które wynikają z prymitywnych podświadomych lęków. Czasem jak złapię się na takim mocno negatywnym myśleniu, staram się, podobnie jak w tym poradniku, rozłożyć swoje emocje na częsci pierwsze i przeanalizować dokładną genezę ich powstawania. To mnie często uspokaja, bo dochodzę do olśnienia, że nikt tak naprawde nie chce mnie skrzywdzić, zranić ani opuścić. To tylko mój mózg tak sobie roi.

     

    "Kobiety, które kochają za bardzo" są dość ciekawą książką, pokazująca dużą ilość przykładów, w jaki sposób dysfunkcyjna rodzina sprawia, że kobiety szukają dysfunkcyjnego partnera. Ogólnie polecam.

     

    Jednakże - pomyliłam się, książa, o którą mi chodziło w poprzednim poście to "Kłamstwa o miłości. Jak przestać zabiegać o miłość, aprobatę i uznanie, aby je w końcu znaleźć"

  8. Widać, że masz w sobie duża potrzebę zapewnienia ci bezwarunkowej miłosci, ciepła i bezpiecześntwa. Niestety nabyte doświadczenie każe ci twierdzić, że nie jesteś tego warta i stąd nie potrafisz utrzymać zdrowych szczęśliwych relacji.

     

    Na pewno przyda ci się terapia, bo to nie jest tak, że ty nie zasługujesz na miłość i szczęscie, albo że osiągnięcie takiego stanu jest dla ciebie niemożliwe. Chodzi o kwestie dogadania ze z samym sobą, odzyskania jakieś kontroli nad zyciem i własnymi lękami. Jeśli terapia ci pomoże, to twoje poczucie własnej wartosci wzrośnie, nabierzesz szacunku do samej siebie i wtedy będziesz mogła stworzyć stabilne szczęćcie.

     

    Oczywiście to tylko teoria, bo praktyka jest o wiele cięższa, ale życzę ci powodzenia, bo masz prawo do tego, ważne tylko żebyś znalazła siłę i nie poddawała się z każdym niepowodzeniem.

     

    Jeśli chodzi o związki - niestety zasadda jest taka, że "miej wyjebane, a będzie ci dane". Co można sprowadzić do tego, że im bardziej kochasz, im bardziej się starasz i im bardziej ci zależy - tym mniej zalezy tej drugiej osobie. W taki sposob nie uda się stworzyć szczęsliwego związku, bo druga osoba nie będzie cię szanować, jeśli ty sama nie będziesz. To trudne, bo oczekujesz, że dzięki komuś uzyskasz szczęsie. Że to ktoś ma dać ci poczucie wartości. Niestety to tak nie działa - to ty masz znać swoją wartość i ty masz ją oferować innym.

     

    Mnie trochę pomogła książka "Kobiety, które kochają za bardzo". Cudów nie uzyskałam, ale nauczyłam się trochę interpretować swoje własne zachowania, które wynikają z prymitywnych podświadomych lęków. Czasem jak złapię się na takim mocno negatywnym myśleniu, staram się, podobnie jak w tym poradniku, rozłożyć swoje emocje na częsci pierwsze i przeanalizować dokładną genezę ich powstawania. To mnie często uspokaja, bo dochodzę do olśnienia, że nikt tak naprawde nie chce mnie skrzywdzić, zranić ani opuścić. To tylko mój mózg tak sobie roi.

     

    Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale moim zdaniem pomaga też hobby. I nie mówię tu uprawiaj sport, czy zajmij się hodowlą jedwabników. Chodzi o znalezienie rzeczy, która będzie przy tobie niezależnie od wszystkiego. Nawet, na przykład, głupie granie w grę - póki masz komputer możesz grać w grę. Możesz to robić bez względu na to, czy jesteś zła, smutna, czy dobrze sobie z czymś poradziłaś, czy źle. Gra nie opuści, nie zostawi. Bo póki traktujesz inne osóby jak odskocznię od własnych problemów - zawsze istnieje możliwość, że taka osoba cię zostawi i co wtedy. Klops wielki. A mając nieżywą rzecz do wypełniania sobie czasu i życia - znika ryzyko, że zostaniesz na lodzie. [Ps. traktowanie używek jako hobby to jednak złe rozwiązanie na dłuższą metę :D ]

  9. mam wiele kompleksów - łatwo się denerwuję, dziś np zbeształam moją mamę, przeklinałam - pierwszy raz w życiu tak się zachowałam, choć myślę, że to akurat można wyjaśnić - podejrzewają u niej nowotwór i konieczne jest usunięcie narządów rodnych, a ona nie chce i mówi, że nie będzie się leczyć. Proszę, nie piszcie, że jestem bezczelna, że źle postępuję, tzn to jest prawda, wiem, tylko, że ja nie chcę taka być. Są takie momenty w życiu gdzie robi mi się wszystko jedno już czy ktoś mnie kocha czy nie, czy skrzywdzę czy nie... Liczy się wtedy dla mnie tylko to, że jestem zła i nie myślę, że za 5 min będę płakać, że źle zrobiłam:( Ogólnie mam problem z akceptacją siebie, z brakiem umiejętności prowadzenia rozmów, jestem nachalna bardzo, niecierpliwa. Czasami np jak mój facet się dłużej nie odzywa to popadam w furię i piszę też, że pewnie mnie zdradza. Nie myślę tak, ja chyba "wyładowuję się" na nim.

     

     

    Nie będę się tu bawić w proroka czy innego wieszcza narodowego, ale zgadzam się z ladywind - to wygląda na zaburzenie osobowości. Tym bardziej, że niektóre z nich objawiają się szczególnie intensywnie w bliskich kontaktach, a szczególnie związkach. W każdym razie radzę ci iść do lekarza, bo niestety, nikt na dłuższą metę takich humorów nie zniesie.

     

    [Wybacz jeśli tym załamuję]

  10. Miewam czasem podobne problemy, również boję się sam zasnąć przy zgaszonym świetle, bowiem obawiam się także jakiejś postaci, która albo stoi przy szafie, albo stoi nad moim łóżkiem. Poza tym często dopadają mnie natrętne myśli związane z opętaniem, demonami itp.. Tylko, że ja takich jazd nie mam regularnie, jedynie przez jakiś okres, następnie mijają i wydają się absurdalne. Jak byłem małolatem również bałem się spać w nocy i często uciekałem do rodziców, też w pewnym wieku problem sam zniknął. Początek moich lęków, nazwijmy je "duchowymi", zaczął się po obejrzeniu onegdaj w kinie horroru Egzorcyzmy Emily Rose, a następnie po przejrzeniu książki na ten temat, bowiem historia wydarzyło się naprawdę. Co jakiś czas te lęki i natręctwa wracają, ale jakoś daję radę je pokonać.

     

    No to przybijam ci wirtualną piątkę! Jak napisałam gdzieś powayżej - teraz boję się czarnej postaci. Wcześniej dokładnie to samo, duchy, demony, opętania. Tylko mnie zniszczyło mózg czytanie "Ezgorcysty" i innych takich książek tematycznych w wieku 10 lat :D

     

     

    A wiecie skad Wasz problem się zrodził i co go podsyca? (oprócz postu powyżej)

     

    Ja nie wiem, u mnie patologiczne (nawet jak na dziecko) problemy z zasypianiem były OD ZAWSZE. Po prostu w pewnym momencie mój strach zaczął przyjmować postać duchów, później właśnie ciemnej postaci. Czasem też jakiś demonek się przewinie.

     

     

     

    Czasem zdaje mi się, że będę z kims tylko po to, by nie spać samotnie.

     

    Jak byłam młodym szczylem, to oświadczyłam rodzinie, że kiedyś będę bogata i wynajmę sobie człowieka do spania ze mną : D

  11. iate, Nieumiejętność przyjmowania komplementów? ;)

     

     

    To był tylko przykład, taki, że niecenzuralnie ujmę, "z dupy", pierwszy-lepszy, który przyszedł mi do głowy.

     

    Chodzi mi bardziej o fakt, że mam rzadko spotykany talent do znajdywania drugiego dna w wypowiedziach i zachowaniach innych osób. Jak się dobrze nawkręcam, to zaczynam w to paranoicznie wierzyć.

     

    Po prostu - paranoiczna analiza gestów, słów, sposobu pisania, tonu głosu. Spisek może być wszędzie.

  12. Hm, mój się tylko czasem gryzie dziwnie po udkach, jakby miała pchy, a nie ma. Z drugiej strony - może ją po prostu swędzi :D

     

    A mojej kiedyś lekarz kazał dawać melisę w tabletkach, to było jak miała pierwszy epizod bezsenności na balkonie - zamiast spać jak przystało na psa w łóżku (zawsze tak robi), to siedziała na balkonie i całą noc się trzęsła, wyglądała jakby doznała jakiegoś szoku, nie wiem, jak po elektrowstrząsach. Nie wiem co jej odbiło wtedy, ale wróciło samo prawie z siebie do normy. Dziwny pies.

  13. Bardzo zwracam uwagę na te wizje siebie w oczach innych i czasami snuję paranoiczne koncepcję, bo ktoś mi coś miłego powiedział albo wręcz odwrotnie

     

     

    Hihihi, to moje ulubione - snucie teorii spiskowych i wietrzenie podstępu.

     

    Powiedziałeś, że ładnie wyglądam? Pewnie kłamiesz. Masz coś na sumieniu. Naśmiewasz się. JA nie wyglądam ładnie. Weź mnie nie denerwuj. Zabiję cię. Hm, a może wyglądam ładnie? Nie, nie wyglądam ładnie, to na pewno komplement rzucony na rozluźnienie atmosfery, bo zaraz szykuje się wielkie bum, pewnie uraczysz mnie informacją-katastrofą. SPISEG.

  14. Czekaj, ja poszłam jeszcze dalej. Czasem sobie rozkminiam, że może mój pies ma schizofrenie. Że ma urojenia. Że ma wyimaginowanych przyjaciół. No wyobraźcie sobie - wychodzicie z domu, pies zostaje sam. I nagle jego oczom ukazuje się humanoid, albo lepiej, taki królik jak z Donnie Darco, który z nim gada, bawi się. Może bije. Może straszy. Może każe robić "złe rzeczy" - wiecie "gryź Burek dywan, NO GRYŹ".

     

    Zawsze jak o tym myślę, to patrzę na mojego psa tak jakoś inaczej.

  15. Zawsze się śmiałam, że mój pies ma autyzm.

     

    Nawet moi dziadkowie twierdzą, że jest wiecznie smutna, bo czuje, że coś nie tak jest w domu.

     

    Pomijając fakt, że mój pies jest ogromnie agresywny w stosunku do innych zwierząt, to sama jest wiecznie przerażona. Boi się wszystkiego, każdego hałasu, mycie naczyń oznacza ucieczkę. Potrafi bez przyczyny chodzić po domu i się trząść, czasem siedzi w nocy na balkonie i też się trzęsie. W domu patrzy na każdego wielkimi przerażonymi oczami, mnie tez się boi (choć nie panicznie, po prostu czasem widzę przerażenie w jej czach jak podchodzę; z drugiej strony - sama też do mnie przychodzi na przytulańsko).

     

    Czasem ma takie fazy lękowe, że boi się wyjść na spacer (i to nie tylko jak jest burza, której boi się jak ogni piekielnych). Po prostu - parę dni i trzeba ją praktycznie siłą ciągnąć na dwór, bo inaczej mogłaby cały dzień się nie załatwić.

     

    Paru miesięcy temu zrobiła sobie ukrytą miejscówkę za kanapą. Wchodzi tam i siedzi całe dnie, nie wiem co jej odbija. Podejrzewam, że ma tam ukryte laboratorium jak Dexter.

  16. Hmm, akurat ja myślę, że sam strach przed potworami to może niekoniecznie problem nerwicowy, raczej nerwicowe jest to późniejsze irygowanie się i denerwowanie. Myślę, że pierwotnie to wynika z trochę innych kwestii (nie wiem do końca jakich, coś właśnie z tym brakiem poczucia bezpieczeństwa, tak to czuję). Niemniej mogę się mylić, nie mam typowej nerwicy i nie znam się dokładnie na tym.

     

    Co do antylękowych - brałam raz i było mi po nich dobrze, właśnie idę za parę dni do lekarza i będę się starała znów o tamte, bo pomagały.

     

    U mnie problem to też to, że nawet jak nie mam powodów do strachu - tak jak dziś, nie będę spać sama, więc spokój - to i tak nie mogę się zebrać do łóżka, jest po północy, mam rano wstać, a ja robię milion innych rzeczy zamiast się kłaść. I dlatego tutaj szukam może jakiś porad.

  17. CODZIENNIE.

     

     

    Nie no, ja nie mam takiej typowej zazdrości o inna dziewczynę. Znaczy się - jeśli by się do jakieś zbliżył za bardzo. Ale o zwykłe koleżanki, z którymi sie widuje w męskim gronie to raczej nie.

     

    Natomiast bezpodstawna zazdrość o wszystko i wszystkich - jak najbardziej. Ostatnio się złapałam na tym, że byłam zazdrosna, bo głaskał kota. Yup. Głaskał kota. Ja byłam zazdrosna.

  18. Właśnie przed chwilą się zorientowałam, że mój nick wygląda jak "I ate", co nie ma nic wspólnego z genezą. Bo to żadne "ajejt" tylko polskobrzmiące "iate".

     

    Aż dokopałam się do tego tematu z wrażenia.

     

    Otóż na co dzień w internetach używam zupełnie innego nicku, ten mam zarezerwowany na bardziej anonimowe potrzeby. Wziął się stąd, że kiedyś tam, dawno temu w trawie, rejestrując się na jakieś stronie, gdzie nie chciałam żeby ktokolwiek ever skojarzył mnie z moim "zwyczajnym" nickiem, desperacko szukałam jakiegoś pomysłu. Akurat popijałam mleko z kartonu, przed oczami mrygnął mi się wielki napis ŁACIATE. Tak.

  19. Znaczy to nie do końca tak - mam zdiagnozowane inne zaburzenia i akurat przy wszystkich tych problemach, zasypianie to akurat mały pikuś, stąd dlatego też pytam na forum, bo czy to w szpitalach, czy to u lekarzy, czy u terapeutów zawsze wałkowaliśmy te gorsze aspekty. I po prostu pomyślałam, że może ktoś ma jakąś radę. Bo gdzie bym nie poszła, to zawsze jest tyle innych i naprawdę poważnych problemów, że nikt ze mną nie gada o zasypianiu, które wypada dość błacho.

     

    No raz, podczas pobytu w szpitalu poruszyłam ten temat, ale psycholog nic pożytecznego nie powiedziała, poza oczywiście tym, że to są moje ukryte lęki i brak poczucia bezpieczeństwa. Niby wiem, ale usnąć to nie pomaga nadal.

     

    A leki mi zapisali dopiero w szpitalu i to tylko dlatego, że wszyscy na oddziale dostawali, żeby nikt po nocach nie grasował. Ten psychiatra, który mnie prowadzi nie chce słyszeć o mocniejszych (a to co dostaję, to prawie witaminki, czasem muszę wziąć z 5 żeby zasnąć), ani o przepisywaniu większej ilości, bo twierdzi, że a) biorę kompulsywnie leki, b) nie chce żebym się uzależniła.

     

    Może jakieś sprawdzone sposoby, picie melisy mi nie pomagało, ale może ktoś ma jakiś pomysł na naturalne metody doprowadzenia się do stanu senności?

     

    [bo poza tym, że od początku roku mam właśnie zwiększone paniczne lęki związane z dziecinnymi koszmarkami, to nawet jak się okresowo nie boję, to po prostu ciężko mi idzie zasypianie o normalnych godzinach - nawet jak nie prześpię nocy, to następnej znów mogę nie przespać]

×