Skocz do zawartości
Nerwica.com

borsuxx

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia borsuxx

  1. Oj wlasnie mam taka ochote, bo tkwie w takim zawieszeniu od paru miesiecy. Myslalam, ze jak intensywnie przecierpie to potem naturalnie bedzie lepiej i poczuje ulge, hm ale tak nie jest. Albo ja jestem niecierpliwa... Dostalam sie na sinologie.
  2. Witam, pisze, aby po prostu sie wyzalic, bo nie mam przed kim. Stan, ktory bede opisywac trwa juz od paru miesiecy, wiec bliscy maja dosc sluchania moich narzekan. Mam 19 lat i niedlugo rozpoczynam studia, niby powinnam sie cieszyc, bo dostalam sie tam, gdzie chcialam, bede zmieniac miejsce zamieszkania, jednak traktuje to jako ucieczke, a nie spelnienia marzen albo po prostu kolejny etap w zyciu. Jest to ucieczka od wspomnien. Na zewnatrz jestem bardzo wesola osoba, staram sie kazdego rozsmieszyc i gdy czasami przybieram chwile powagi i mowie, o czyms co mnie zabolalo, nikt nie bierze tego na serio, kazdy ironizuje, bo jak ktos taki jak ja moze sie martwic. Taka maske sobie wykreowalam. Nigdy nie narzekalam jednak na to, wierzylam w ludzi i wierzylam w wiele rzeczy. Myslalam, ze kazdy ma uczucia i dobro wygrywa blablabla... po prostu nigdy sie nie przejechalam na niczym, a raczej na nikim. Na dziecinstwo nie moge narzekac, mialam duzo znajomych, to byly piekne czasy. Jest jednak jedna rzecz, ktora mnie martwi i o ktorej nie wie nikt, oprocz moich rodzicow, ktorzy mnie "nakryli" wielokrotnie. Ciezko mi to opisac, ale odkad tylko pamietam, gdy bylam mlodsza lubilam rozmawiac z taka flaga. Robilam ja przez polaczenie patyka od balonu i kartki papieru. Chowalam pod lozkiem i gdy mialam ochote wyobrazalam sobie ze jestem kims i mowilam sama do siebie, przy tym machajac flaga.. boze to brzmi dziwnie nigdy nawet nie pisalam o tym. Co gorsze mam to do dzis.. tak mam 19 lat a gadam sama do siebie z takim przedmiotem. Teraz po prostu bardziej sie chowam, robie to gdy rodzice wyjda. Nigdy nie "gram" samej siebie, zawsze sa to jakiej osoby, ktore znam lub sytuacje typowo filmowe. W moim zyciu duzo odegrala milosc. Poznalam go, gdy wkraczalam z takiego okresu "jestem dzieckiem, staje sie nastolatka", cos takiego. Wiec razem dorastalismy mozna to tak nazwac. Nie wiem, czy kochalam sie w nim, czy po prostu bylo to zauroczenie, jednak odkad go tylko poznalam byl taka osoba, o ktorej marzylam, myslalam przed snem, chcialam porozmawiac gdy mialam gorszy dzien, ale tez i pochwalic sie, gdy cos sie udalo, moglabym nie zdazyc na samolot, zeby sie tylko z nim pozegnac albo pojechac do innego miasta, gdybym tylko mogla sie z nim spotkac na 15 min i na kazde jego pytanie odpowiedz brzmiala "tak". On nigdy nie byl mna zainteresowany, latal za roznymi dziewczynami, a ja zawsze traktowalam go tak wyjatkowo. To trwalo ok 3 lata.. potem nasze drogi sie zeszly, wreszcie. On zauwazyl we mnie cos wiecej niz kolezanke, a ja bylam w 7 niebie, po tylu latach cichego pragnienia go, poczulam sie doceniona. I tak bylismy ze soba, prawie 2 lata. Bylam bardzo szczesliwa w tym zwiazku. Kochalam go az za mocno, nie wiem czy nie mialam obsesji na jego punkcie. Robilam mu ciagle niespodzianki. Szalalam za nim. . To byla po prostu moja milosc, milosc zycia, pierwsza taka i temu tak bardzo ja przezywam. Pewnie tez temu sie skonczyla, bo tak, minely juz prawie 4 miesiace, a ja mam wrazenie, ze gnije. Czuje sie taka upokorzona, ze tyle dawalam od siebie, a on po prostu z dnia na dzien odszedl, stwierdzil, ze to nie ma sensu. Pluje sobie w brode, ze tak bardzo zaufalo moje serce i tyle czekalo na niego, nigdy nie poddalo sie, a on po prostu.. odszedl. Ale okej, to nie o zerwaniu chce mowic. Wlasciwie nie wiem, o czym chce sie wygadac. Jest mi smutno, pusto. Nie chce mi sie zyc. Nie radze sobie z niczym, mam jedna kolezanka, z ktora wyjde raz na jakis czas i najwieksze zajecie w moim zyciu takie pewne to jest co niedzielna msza. Tak. Osoba, ktora kiedys smiala sie z kosciolow jako instytucji, teraz jest tam co tydzien. Niezla ze mnie hipokrytka. Tak bardzo zawiodlam sie na ludziach, po prostu z tego co teraz sie dzieje. Naprawde, bardzo mnie zranil tym calym zerwaniem i wiecie co, dochodzi do mnie, ze to z ta, to z tamta, co lepsze jest ze te dziewczyny jeszcze udaja przede mna moje przyjaciolki.. ostatnio wyszlam do klubu, jedna z ktora wiem, ze sie calowal, podeszla do mnie i z takim politowaniem, jak sie trzymam, czy juz mi lepiej.. oczywiscie musialam udac, ze mam to wszystko gdzies, a w glebii bylo mi tak przykro. Wiecie co, to wlasnie sprawia, ze nienawidze ludzi. Oni wiedza, ze sa lepsi od was, tzn w tej sytuacji, ona wie, ze mnie zostawil, calowala sie z nim, to jeszcze musi sobie podbudowac samoocene i nie wiem chciala, abym jej sie wyplakala na ramie czy co? czy myslala, ze nie wiem? Tak strasznie nie potrafie sie odnalezc, jestem strasznie wrazliwa i czasami idac ulica mam ochote zakopac sie pod ziemie i po prostu plakac. Ludziom brak empatii i na wszystko reaguja "wez ogarnij sie.." przepraszam musialam sie troche wygadac po prostu.. Cale dnie moglabym lezec i sluchac smutnych piosenek patrzec w niebo i wyobrazac sobie, jaka kiedys bylam w glebii szczesliwa, a jaka jestem teraz.
×