Skocz do zawartości
Nerwica.com

slowdiver

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez slowdiver

  1. ja sobie kompletnie nie radzę. mam w pracy wiele dziewczyn, z czego niektóre mi się bardzo podobają, ale nie potrafię nic z tym zrobić. wręcz przeciwnie - jak spróbuję, to kończy się to bólem i rozczarowaniem. aktualnie przeżywam straszne męczarnie w związku ze znajomością z jedną koleżanką z pracy. wcześniej nie zwracałem na nią uwagi, ale jakoś w ostatnich tygodniach spędzaliśmy ze sobą więcej czasu. w sumie głównie z jej inicjatywy. w pewnym momencie pomyślałem, że jest ładna i bardzo dobrze nam się rozmawia, wiec może jest szansa, ze coś z tego będzie. I w tym momencie, gdy zaczęło mi zależeć zacząłem świrować - np wpadałem w fatalny nastrój i nie odzywałem się do nikogo, gdy nie zaprosiła mnie na wspólne jedzenie na stołówce. Absolutnie nie potrafiłem zrobić kroku w stronę pogłębienia tej znajomości. Za to zacząłem odczuwać wielką tęsknotę i bezradność kiedy nie mogłem z nią spędzać czasu. Najgorsze były i w sumie są weekendy. W poprzedni piątek wysłałem jej niejednoznacznego emaila, w którym zasugerowałem, że źle się czuję z tą znajomością i chyba powinniśmy ograniczyć spotkania. Odpisała, żebym się nie martwił i przeprasza jeżeli była natarczywa. Ja od jakiegoś czasu jestem jak na huśtawce - wczoraj i przedwczoraj czułem się bardzo dobrze, nawet miło z nią rozmawiałem. Natomiast dzisiaj znowu zjazd w dół. Wystarczyło, że ładnie się ubrała i nie okazała mi wystarczająco uwagi. Do tego weekend, kiedy będę siedział sam jak palec z moją obsesją. Niedługo mamy urlopy po sobie i nie będziemy się widzieli przez miesiąc. Powinno wystarczyć, żeby się jakoś ogarnąć. Tylko co z tego, jeżeli taki scenariusz się powtarza już któryś raz i zawsze boli tak samo? Jeżeli myślicie, że problemem jest kasa, albo wygląd, to się mylicie. Zarabiam całkiem nieźle, wyglądam też niczego sobie, a wciąż nie potrafię związać się z kimś, na kim mi zależy. Inna rzecz, to że byłem w związkach, które się rozpadły głównie z mojej winy. Nie mam już siły ani nadziei, że może się coś zmienić. O DDA pierwszy raz poczytałem tydzień temu i zrozumiałem, że wiele moich problemów ma właśnie źródło w domu bez miłości, bezpieczeństwa, z ciągłymi awanturami. Co ciekawe bardziej winię moją matkę niż pijącego ojca. Od 3 tygodni chodzę na terapię indywidualną a w środę mam pierwsze spotkanie z psychoterapeutą z ośrodka leczącego DDA. Niestety nie mam wielkich nadziei i oczekiwań. Czytałem opinie ludzi, którzy po latach terapii dalej borykają się ze sporymi problemami. Ja już nie mam wiele czasu. Mam 35 lat i najlepsze lata straciłem bezpowrotnie żyjąc w strachu przed światem i ludźmi. Za chwilę będę samotnym facetem w średnim wieku z problemami, którego nikt nie zechce. Naprawdę nie wiem, czy moje życie może kiedyś nabrać jakiegoś sensu. Nie chcę brać ponownie leków na depresję albo przeciwlękowych. To nie są leki, które leczą. Jedyne, co robią, to zniekształcają odbiór rzeczywistości. Dzisiaj czuję się fatalnie. Może stąd tak negatywny wydźwięk tego posta. Nie mam się nawet do kogo odezwać.... Po paru latach przerwy znowu zżera mnie samotność.
×