Skocz do zawartości
Nerwica.com

kotta

Użytkownik
  • Postów

    97
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez kotta

  1. Na co liczę? Przecież powinno się liczyć na siebie.

     

    myślę, że wszyscy jesteśmy na tym forum dlatego, że nie do końca możemy liczyć na siebie. możesz liczyć na nas - nasze wsparcie, natomiast działanie należy do Ciebie.

     

    Toksyczny związek, wiesz to. Moja rada jest taka, może to się wydawać głupie, ale zacznij sobie od rozpisania tabelki na plusy i minusy bycia z nim. Niby tutaj to napisałaś, ale taka tabela zawsze pozwala w taki "czysty" sposób spojrzeć na Waszą relację. Zobaczysz co zyskujesz i ile musisz za to zapłacić. Mogą być plusy takie jak "jest jedyną mi bliską osobą, dzięki której nie jestem samotna" - ale zastanów się, czy naprawdę nie jesteś? z tego co tutaj piszesz mam spore wątpliwości. spróbuj chociaż stanąć z boku i sprawdzić różne możliwości. może rozpisz sobie drugą tabelkę - co byś zyskała i straciła gdybyście się rozeszli. wiem, że to głupio brzmi, ale sama wiem po sobie, że dopóki pewnych rzeczy nie zobaczę jako osoba stojąca obok, mogę działać irracjonalnie i pod wpływem emocji. Nie powiem Ci żebyś zostawiła tego człowieka, ale chciałabym żebyś zaczęła od zrozumienia siebie, swojej pozycji. Daj sobie czas, taki bez telefonu, tylko dla siebie. Pomyśl o tym jakie masz potrzeby, czego pragniesz i jak możesz to spełnić (albo dlaczego nie możesz). - Myślę, że to właśnie jest pierwszy krok do znalezienia jakiegoś wyjścia.

     

    Możesz pisać do mnie, nie jestem żadnym psychologiem, ale w miarę możliwości mogę spróbować dać Ci trochę wsparcia.

     

    teraz przeczytałam sobie mojego posta "irracjonalnie i pod wpływem emocji, no więc chyba dalej mam problem z nadmierną kontrolą i nie akceptacją swoich emocji. eh, zawsze to samo

  2. ja myślę, że pomogłoby Ci, gdybyś jednak z bliskimi podzielił się swoimi obawami i frustracjami. zawsze jest lepiej, kiedy nie jesteś z tym sam, a jeśli im powiesz o co chodzi - zrozumieją Twoją irytację na błahostki i będą mogli Cię jakoś wspierać.

  3. ja pamiętam jak na jednej wywiadówce wychowawczyni poskarżyła się mamie, że jestem "za mało przebojowa".

     

    Sama dostrzegam, że ludzie lepiej czują się w towarzystwie osób otwartych, ale to pewnie dlatego, że na swój sposób boją się introwertyków (trudno nas wyczuć). Od tych paru lat pracuję nad tym, żeby zaakceptować swój charakter i zauważyłam dużo jego zalet. Chociażby uczuciowość i wrażliwość; melancholia, o której mówisz - o ile kontrolowana - też okazała się być dla mnie budująca, bo przyczynia się do takiego indywidualnego i kreatywnego podejścia do niektórych spraw. Do tego fakt, że nie jestem gadułą sprawia, że wiele ludzi mnie postrzega za mądrą osobę (bo mówię tylko jak mam wrażenie, że to jest potrzebne, przemyślane). Wiadomo - zawsze coś kosztem czegoś, skoro tak się kontroluję, to nie ma miejsca na spontaniczność. W każdym razie myślę, że warto spojrzeć na to z różnych perspektyw, może wtedy w swoich oczach nie będziesz już tak beznadziejna.

     

    (btw, znam sporo osób, które właśnie wolą towarzystwo introwertyków i wśród takich się obracam, nadajemy na tych samych lub podobnych falach)

     

    chętnie pogadałabym z Tobą też poza forum. chciałabym Ci pomóc i myślę, że jestem w stanie choć troszkę.

  4. Anne, to co piszesz, bardzo mi przypomina mnie jak miałam też 17 lat (nie zrozum mnie źle, to nie "w Twoim wieku...", bo sama jestem starsza tyle co nic). Poza terapią oczywiście widzę tu jedną rzecz, nad którą się zastanawiam.

     

    To parcie na to, żebyś była otwarta, szalona - ja nadal mam podobny problem, że chciałabym zmienić pewne cechy swojego charakteru. Oczywiście, rozumiem, że problemy mogą Cię w jakiś sposób blokować, ale ja np. jestem takim typem osoby, dość zamkniętej, wyciszonej, niezależnie od mojej nerwicy. Powoli staram się akceptować to, jaka jestem, zastanawiam się jak to u Ciebie dokładniej wygląda.

  5. Wydaje mi się, że każda liczba godzin byłaby zbyt mała, żeby wszystko pomieścić. Druga sprawa, że nawet gdyby był dłuższy, pewnie i tak bym tego nijak nie wykorzystała. Co za paradoks.

     

    Potrafisz wybaczać?

  6. to jest sukces trudno uchwytny w słowa. myślę, że udało mi się uporać z jesienną depresją (tak nazwałam swój dwutygodniowy nawrót bezsilności i myśli samobójczych, zamknięcia totalnego na wszystko). z jednej strony nadal czuję, że nie wszystko emocjonalnie ze mną ok, ale najgorsze już za mną - czyli przede wszystkim wróciło mi poczucie wpływu na to co się dzieje. Już nie jestem poza, znowu "w", chociaż w sumie jest to trudniejsze.

  7. mam taki cel na dziś żeby pozałatwiać wszystkie urzędowe sprawy bez większego lęku i stresu niż to jest przewidziane (bo wiadomo, że takie sytuacje z natury są stresujące)

     

    a co do planów, to kolejny raz myślę nad założeniem jakiegoś bloga, może będę pisać recenzje, w każdym razie coś, żeby siebie wyrazić. ostatnio za bardzo się zamknęłam. no i jeszcze fajnie by było gdyby udało mi się z kimś z Was spotkać w katowicach, ale to byłby duży sukces.

  8. Ma poczucie, że się odsuwam i ma rację. My dużo rozmawiamy, o naszych obawach i uczuciach też. Ale rozmowy nie mogą wszystkiego zastąpić. Im bardziej czuję się zdrowa, tym większy we mnie dystans do mojego partnera. Wtedy potrzebowałam opiekuna i on się sprawdzał. teraz potrzebuję partnera, jak równy z równym i coraz częściej czuję, że nie zgrywamy w tym polu. Trudno mi to jakkolwiek wyrazić, nie wiem czy jest zrozumiałe.

  9. Hej, mieszkam z D. od ponad roku, od czterech miesięcy jesteśmy zaręczeni.

    Kiedy się poznaliśmy, byłam chyba w najgorszym stanie w moim życiu - depresja, silne myśli samobójcze. Czułam wtedy ogromne wsparcie z jego strony, był cierpliwy, dużo ze mną rozmawiał. W ogromnej mierze przyczynił się do tego, że zdecydowałam się na terapię, razem poradziliśmy sobie z tą chorobą. Teraz widzę to w taki sposób, że dopasowaliśmy się do siebie na zasadzie: on jest człowiekiem, który potrzebuje się kimś opiekować, ja w mężczyźnie szukałam ojca/opiekuna.

    Zaraz po zakończonej terapii wyjechaliśmy na miesiąc za granicę, gdzie zaczęłam sobie sama radzić. Od tamtej chwili czuję, że wszystko się psuje. Tracę kontrolę nad tym co dzieje się w naszym związku, nie wiem nawet w czym rzecz. Po prostu mam wrażenie, że nie zależy mu tak jak kiedyś, kiedy mógł się mną zajmować. Bywa wobec mnie opryskliwy, mam wrażenie, że mam wszystko na głowie. To są małe rzeczy, ale przytłaczają mnie. Sprzątam, on tego nigdy nie robi, chyba że po moich wielokrotnych prośbach. Coraz częściej czuję się w tym związku samotna, mimo że teoretycznie w każdej chwili mogę pójść do niego i powiedzieć o wszystkim, co jest dla mnie trudne.

    Nie wyobrażam sobie bez niego życia, jednocześnie wszystkie próby uświadomienia mu, że potrzebuję więcej kończą się na kilkudniowej poprawie z jego strony.

     

    Zastanawiam się czy to nie jest problem wymyślony przeze mnie, mam poczucie winy. Jestem pogubiona, i oczywiście nie oczekuję, że pomożecie mi ogarnąć ten związek, ale bardzo pomogłoby mi, gdybyście się podzielili swoim doświadczeniem, jeśli macie/mieliście podobnie i z czego Waszym zdaniem takie sytuacje wynikają (no i może jak sobie z tym radzicie)

     

    Będę wdzięczna za każdą odpowiedź.

  10. Dragon - doskonale znam to, co czujesz, stan w jakim jesteś i to, jak teraz postrzegasz siebie i swoje życie. Być może nie wierzysz teraz, że może być lepiej, ale naprawdę może. I będzie. My wszyscy tutaj walczymy, dołącz do nas. Możesz liczyć na moje wsparcie.

     

    Niete - to drugi raz w moim życiu. Staram się trzymać logicznych argumentów, bo wiem, że nie mogę sobie teraz ufać. Myślę, że przetrwam

  11. to jest jeden z tych gorszych dni. niby tamte burze są już za mną, tamta bierność i bezczynność, a jednak... znowu nie potrafię.

    myśli samobójcze są najgorsze, kiedy nie pojawiają się w silnych depresyjnych, ale na sucho. mam ochotę pobić siebie, a potem wrócić do normalnego życia, do punktu, w którym znów postanowiłam się wycofać.

     

    kurczę, jest mi tak ciężko

×