
leptosomatyk
Użytkownik-
Postów
26 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez leptosomatyk
-
Masz jakiekolwiek dowody na to , że jest tak jak piszesz?
-
Witam. Może ktoś polecić skuteczną hipnoterapeutkę z Poznania?
-
W tym sezonie rozgrywek Ekstraklasy , jak do tej pory, było rozegranych 240 meczów, więc ile według autora wątku, było tych burd? 230? 220? 200? Kibice w większości wypadków głosują na Korwina lub Ruch Narodowy. Z PiS jest im raczej kompletnie nie po drodze.
-
Zakres był bardzo szeroki więcej o tym napisze ci na priv. Terapia trwała prawie rok.
-
Cześć. Niedawno zakończyłem terapię u Nataszy Chmielewskiej. Z pewnością jest to osoba godna polecenia.
-
Powtórka z wątpliwej rozrywki?
leptosomatyk odpowiedział(a) na leptosomatyk temat w Nerwica natręctw
Nie chce drugi raz o tym wszystkim opowiadać i drugi raz tego przeżywać.Nikomu już nie zaufam. Dlatego nie zmienię terapeutki. Wiem, też, że będę ją porównywał do mojej obecnej terapeutki, oczywiście na nie korzyść dla nowej psycholog. Żeby być szczęśliwym muszę mieć pełną kontrole nad swoim życiem. Wszystko musi mi się udawać. Muszę być człowiekiem sukcesu. Jak mi się coś udaję, to jestem nadczłowiekiem, jak nie udaję, to czuje się jak śmieć i kupa gówna. Nie akceptuję swoich słabości i niepowodzeń! -
Witam! Ponad 5 lat temu (miałem 15 lat) zachorowałem na nerwicę natręctw. Żyłem w obsesji religii, grzechu, kary, lęku, piekła. W każdej najdrobniejszej czynności dopatrywałem się grzechu, musiałem ciągle się modlić, spowiadać itp. Gdy zostałem całkowicie owładnięty tym zaburzeniem, trafiłem do psychiatry i psychologa. Gdy zacząłem brać leki, rozmawiać z psychologiem i radzić się stale swojego kierownika duchowego, to nastąpiła szybka poprawa stanu oraz samopoczucia. Pół roku później wszelkie objawy ustąpiły, w znacznym stopniu pozbyłem się, też swojej chorobliwej i obezwładniającej nieśmiałości, lecz odwróciłem się od Boga i Kościoła, stając się ich głównym krytykiem. Myślałem, że jestem wolnym człowiekiem, psychiatra powiedział, że nie muszę już brać leków. Zakończyłem, też " współprace" z panią psycholog, przed którą wszystko zatajałem, nie ufałem jej i w sumie miałem gdzieś te spotkania. Stan się pogorszył gdy przestałem łykać leki. Pojawiły się lęki przed drżeniem rąk i utratą przytomności, czułem się gdzieś w głębi nieszczęśliwy i czułem, że coś jest ze mną nie tak. Dopiero w zeszłym roku zapisałem się na prawdziwą terapię, profesjonalną, którą potraktowałem bardzo poważnie. Jednak z sesji na sesje czułem się coraz gorzej, pojawiły się myśli samobójcze, stan beznadziei i bezsensu życia. Wystąpiła u mnie też tzw. triada depresyjna. Na dodatek zakochałem się , a raczej uzależniłem emocjonalnie od swojej terapeutki, ciągle o niej myśle, mam gdzieś innych ludzi, unikam ich, oprócz niej, wszystko mi się z nią kojarzy i sprowadza do jej osoby. Niestety powrócił tez potworny lęk przed piekłem, czuję się tak jak 5 lat temu. Totalny bezsens, totalna beznadzieja i totalna bezcelowość mojego życia. Wylazło wszystko z podświadomości przez tą terapie. Czuję, że znów sięgam dna!
-
O mojej terapii wiem ja, terapeutka oraz dziewczyna z sekretariatu i niech tak zostanie. Rodzicom nie powiem, bo staram się w ogólę z nimi nie rozmawiać, a koledzy i znajomi, kompletnie by tego nie zrozumieli. Przypuszczam, że dla nich to, totalna abstrakcja, żeby płacić pieniądze za to, żeby "sobie pogadać z psychologiem". Sporo się nagimnastykowałem, żeby to nie wyszło na jaw, ale na razie się udaję.
-
Ehh... ja chyba też, mam tą depresję narcystyczną. Jeśli chodzi o kontakt z ludźmi, to kiedyś bardzo lubiłem się spotykać z innymi. Jarałem się każdą domówką, spotkaniami w plenerze itp. Jakiś rok temu entuzjazm zaczął opadać, już się tak nie nakręcałem, ale jeszcze sprawiało mi to przyjemność. Obecnie coraz bardziej mam na to wyjebane. Nie chce mi się spotykać z kolegami, pieprzyć o głupotach, chodzić z przyklejonym uśmiechem i udawać, że interesuję mnie co mają do powiedzenia. Zmuszam się do kontaktu z nimi, bo nie chcę być odludkiem i chcę mieć okazję do poznania jakieś dziewczyny np. na imprezie, na którą oczywiscie, nie mogę się wybrać samemu, bo czułbym się niekomfortowo, no i jak laski widzą, że masz znajomych to też, jest plus. Jeśli chodzi o zżycie z kolegami, czy radość ze wspólnego imprezowania , to równie dobrze mógłbym tam pojechać z postaciami wyciętymi z kartonu. To są tylko statyści mojego życia.
-
Znany Lekarz. Marketing czy oszustwo?
leptosomatyk opublikował(a) temat w Poradnie i szpitale psychiatryczne
Witam! Temat dotyczy bardzo popularnego portalu ZnanyLekarz.pl. Słyszałem ostatnio pogłoski, że strona ma swoje drugie dno i nie do końca jest tam wszystko w porządku. Wiele osób twierdzi, że kasowane są negatywne komentarze, przez samych lekarzy,czy przez administratorów za wcześniejszym wpłaceniem odpowiedniej kwoty, oraz, że znajomi i rodzina wypisują komentarze pozytywne. Obawiam się, że może to także dotyczyć psychoterapeutów. W związku z tym na ile można się sugerować internetową opinią i czy nie podejrzane jest to, że terapeuta ma same pięciogwiazdkowe opinie, pisane w tonie zachwytu i podziwu. Mieliście kiedyś w kontekście psychoterapii i terapeutów, negatywne doświadczenia z tym portalem, albo słyszeliście o jakiś dziwnych sytuacjach? Pozdrawiam! -
Od samego początku, nie miałem wyznaczonego celu. Poszedłem bo czułem, że coś jest ze mną nie tak, a właściwie wszystko.
-
Zgadza się, tak naprawdę nie chcę się zmienić, chcę dojść do wszystkich rzeczy o których wcześniej pisałem (władza, kariera, bogactwo, prestiż, kobiety) za wszelką cenę. Moim celem nie jest bycie przeciętniaczkiem, zarabiającym 1500 miesięcznie z wynajętym dwupokojowym mieszkankiem i żyjącym z przeciętnej urody kobietą. Większość ludzi oczekuje od terapii, tego , że zaakceptuje aktualny stan rzeczy, podwyższy sobie samoocenę, będzie mieć lepsze samopoczucie i po prostu będzie szczęśliwa. Ja nie muszę być szczęśliwym, ważne żeby być człowiekiem sukcesu, choćby pogrążonym w depresji, uzależnionym od kokainy czy rozbijającym cudze małżeństwa, ale zawsze człowiekiem sukcesu.
-
Na terapię chodzę od kwietnia. Może trwać całe życie? To chyba setki tysięcy zlotych musiałbym w sumie na to przeznaczyć. Dla mnie ma, ponieważ chce wiedzieć z czym mam do czynienia. Jeśli rzeczywiście jest to narcyzm czy inne zaburzenie osobowości, to chyba lepiej podać sobie ręke i podziękować za współpracę, bo walczyć i szarpać się z tym przez lata, nie mam zamiaru.
-
Poważne myśli samobójcze mam od lipca. Planowałem nawet zakończyć swój nieudany żywot w paździeniku, ale jak widać na planach się skończyło. Coś mnie tu trzyma, chyba łudzę się, że coś w życiu osiągnę, że jeszcze będe szczęśliwy. Chyba muszę upaść na samo dno, żeby to zrobić np. zostać bezdomnym. Nie chcę też odchodzić jak większość samobójców (powieszenie, skok z okna czy przedawkowanie leków). Chce odejść z hukiem, tak żeby trąbiły o tym wszystkie media, a cała Polska i nie tylko o tym mówiła. Chciałbym, żeby za 10 lat ludzie wspominali i mieli zakodowaną datę moich "wyczynów", tak jak teraz mają daty kojarzące się z jednym konkretnym wydarzeniem np.10 kwietnia 2010 czy 11 września 2001.
-
Na pierwszej sesji jak twierdziłem, że to może być narcyzm lub borderline, to się ze mną nie zgadzała. Z kolei na trzeciej sesji wróciła do tego tematu, mówiąc, że być może miałem rację, a teraz proszona o diagnoze, nie chce jej podać. Generalnie jeśli chodzi o moją terapeutkę jest to osoba zbierająca same fantastyczne opinie. Występująca też w regionalnej telewizji czy radio (Ludność miasta TOP 5 w Polsce). Ludzie pozbawieni sensu życia i pogrążeni w beznadziei, wychodzą przy niej na prostą. Biją drzwiami i oknami (trzeba się zapisywać z coraz większym wyprzedzeniem). To wszystko mimo bardzo młodego wieku i bycia w trakcie certyfikacjii, w związku z tym, wróżę jej świetlaną przyszłość, ale tak naprawdę martwi mnie to wszystko, bo oznacza to, że jestem chyba nieuleczalny. Od kiedy zacząłem terapię czułem się coraz gorzej. Pojawiły się bardzo poważne myśli samobójcze, poczucie beznadziei, chęć dokonania jakiegoś zamachu czy morderstwa, kompletny brak radości ze spotkań ze znajomymi, ciągłe wybuchy płaczu i niekontrolowanej agresji. Najgorsze i tak, jest te uzależnienie od terapeutki. Czuje się jak 16 letni gówniarz, platonicznie zakochany w swojej nauczycielce. On może przyjść z kwiatami i paść przed nią na kolana, a ona i tak spojrzy na niego z politowaniem. Ehh, czasami cholernie żałuje, że w ogóle zacząłem tą terapię.
-
No właśnie to typowe dla narcyzów lub perfekcjonistów, że ich rodzice żądali od nich bycia lepszymi, idealnymi, perfekcyjnymi, a w moim wypadku było zgoła odmiennie. Rodzice kompletnie ode mnie niczego nie wymagali, byłem rozpuszczony jak dziadowski bicz, wyręczany na każdym kroku,można powiedzieć Jego Wysokość Dziecko. A więc jak to możliwe, że przy tak nadopiekuńczych rodzicach, zrodziła się we mnie obsesja bycia doskonałym? Jak to argumentowała? Pytałeś ją o to? Sugerowałeś, że możesz być narcyzem, a ona zaprzeczała? No i jeśli możesz napisz jak długo trwała ta terapia i z jakim skutkiem się zakończyła, bo chce to odnieś do siebie. Pozdrawiam
-
Witam! Nie mam zdiagnozowanego narcyzmu, ale pewnie tylko dlatego, że moja terapeutka nie chce mi niczego stwierdzić. Przypuszczalnie jest to spowodowane tym, że moge się, albo nadmiernie utożsamić z zaburzeniem, albo załamać faktem posiadania go. Moj problem polega na tym, iż chciałbym być "człowiekiem sukcesu", tzn. mieć fascynującą pracę (oczywiście na wysokim stanowisku), mieć mnóstwo hajsu, zajebiste mieszkanie, ekskluzywne samochody, bujać się całymi dniami w szytych na miarę garniturach, być mega przystojniakiem, no i oczywiście zdobywać kolejne kobiety. Najlepiej starsze od siebie ( takie preferuję i są trudniejsze do zdobycia) oraz na wysokich stanowiskach ( z tych samych powodów). Jak się pewnie domyślacie gówno w życiu osiągnąłem, i pewnie nic już nie osiągne. Obecnie jestem czlowiekiem uzależnionym od terapeutki, w której sie podkochuje, a tak właściwie to nie moge przestać o niej myśleć i mam na jej punkcie obsesję, więc miłością to to raczej nazwać nie można. Nienawidze całej swojej rodziny, mam ich za podludzi i śmieci, przez których nic nie osiągnąłem. Ja nie mam ego, to ego ma mnie!!!
-
BÓG - czy istnieje,jaki jest,nasze wyobrażenie
leptosomatyk odpowiedział(a) na sbb88 temat w Socjologia
To, że wiara w Boga może komuś pomóc w depresjii czy w trudnych sytuacjach życiowych, to rzecz osobiście dla mnie niepojęta!!! Zawsze kiwam głową przecząco i uśmiecham sie z niedowierzaniem gdy czytam lub słyszę tego typu teorie. Uważam że ludzie szukają oparcia w postaci wiary z błędnego założenia ,mianowicie że Bóg nas tak kocha że wszyscy po śmierci będziemy w raju. Co jest nieprawdą, bo wg. kościoła każdy kto umiera w stanie grzechu śmiertelnego trafia do piekła. Jestem z natury pesymistą, więc obawiam się że ten cały Bóg jednak istnieje. -
Mizoandria w przypadku kobiet jest dla mnie całkowicie zrozumiała. Interesują mnie bardziej mężczyźni którzy nienawidzą innych mężczyzn jako ogółu lub czują do nich silne uprzedzenie.Skąd coś takiego się bierze i czy słyszeliście o takich przypadkach? Osobiście mogę się przyznać, że spotkałem się z takim przypadkiem, a mianowicie... z samym sobą. Jakieś psychologiczne teorie?
-
Moje samopoczucie w trakcie terapii wyglądałoby raczej jak równia pochyła. Zauważyłem, że jesteś wielką zwolenniczką psychoterapii, podobnie jak ja, z tymże ja zaliczam się do jednostek, którym terapia najwyraźniej nie służy,wręcz pogarsza stan( około 10% ludzi chodzących na terapię tak ma). Casus Szymona z serialu "Bez tajemnic", chyba nie jest mi obcy. Żebym tylko w 100% nie odwzorował jego postaci.
-
Tak sobie myślę, że jeśli boję się zakończenia terapii, to może lepiej przejąć stuprocentową kontrolę nad tym i po prostu po następnej sesji bez słowa tą terapie przerwać i z niej zrezygnować. Na spokojnie zadaje sobie pytanie. Co mi ta terapia dała? Od samego początku było ze mną coraz gorzej. Zrobiłem się płaczliwy, melancholijny, taki jakiś zobojętniały, później doszedł epizod nerwicowy ( nawrót po kilku latach), teraz mam myśli o dość, mówiąc eufemistycznie, nie ciekawej treści! Gdybym wiedział, że tak będzie to bym nawet nie zaczynał tej całej terapii. Lubię doszukiwać się we wszystkim drugiego dna i ukrytych motywów, i podejrzewam, że totalnie podświadomie, chciałem tą terapią napisać pamiętnik, przekazać komuś wszystkie moje myśli, uczucia,emocje i wydarzenia z mojego życia i tym samym przyklepać pewną decyzję, która we mnie gdzieś tam skrycie od małego dzieciaka siedzi.
-
Tak rozmawiałem. Powiedziała, że zakończy terapie gdy będę na to gotowy. Tylko obawiam się, że ja nigdy nie będę.
-
Zakończenie terapii? Boję się tego od pierwszej sesji. Wtedy myślałem, że do końca jeszcze kawał czasu, a tu minęło jak z bicza strzelił. Czuje,że zbliżam się nieuchronnie do końca i już wiem, że jestem od wizyt u niej całkowicie uzależniony. Pomimo dość ciekawego i intensywnego życia towarzyskiego, żyje od sesji do sesji. Gdyby najlepszy kumpel powiedział mi że wyjeżdża na stałe i , że się nigdy nie zobaczymy to spłynęło by to po mnie jak po kaczce. Jeśli chodzi o moją psychoterapeutkę jest zgoła odmiennie. Czasami zastanawiam się czy nie cierpię na Zespół Munchausena, bo czuje, że jest we mnie jakiś wewnętrzny sabotażysta, który tak na prawdę nie chce stanąć na nogi,tylko zwrócić na siebie uwagę. Tak sobie teraz myślę, że nie potraktowałem terapeutki jako człowieka który pomógł by mi w wewnętrznej przemianie, lecz jako ostatecznego powiernika.
-
Witam! Zastanawia mnie jedna kwestia, bo nie wiem czy mogę o pewnej rzeczy podczas sesji powiedzieć. Czy istnieją jakiekolwiek okoliczności, by psychoterapeuta miał obowiązek lub prawo do tego żeby przekazać treść rozmowy odbytej w gabinecie podczas sesji osobie trzeciej? Oczywiście nie liczę superwizora. Pozdrawiam!