Witajcie, miło mi was poznać :)
Mam taki problem - spotykałam się ok rok z mężczyzną. Było mi z nim fantastycznie, jemu chyba też...
Widziałam jego miłość kilka pierwszych miesięcy. Był wspaniały.
Oboje jesteśmy po bardzo dużych przejściach, ja ok 40, on parę lat starszy. Oboje po rozwodach.
Ja nie czułam takiego zaangażowania jak on, kilka razy chciałam z nim się rozstać. No i niestety on potraktował to poważnie i sam ze mną zerwał. Było to pół roku temu
Ja oczywiście po tym rozstaniu zrozumiałam, że jest mi bardzo bliski.
Niestety on mówi, że się w nim wypaliło i nie chce abyśmy byli razem.
Ja cierpię niesamowicie, czuję, jakby mi ktoś wyrwał kawałek serca.
Po pierwsze co robić, aby tak nie cierpieć... Dlaczego to już tyle trwa????
Po drugie nie tracę nadziei że jednak będziemy razem, i to mnie dobija... mieć nadzieję, czy nie... on się chyba z kimś niezobowiązująco umawia. Z drugiej strony wciąż jest w moim życiu - spotykamy się zawodowo i zawsze wtedy jest bardzo miły, wiem, że lubi moje towarzystwo, często jadamy razem obiady.
Po trzecie jestem na siebie wściekła, że miałam taki skarb i go nie doceniałam, dlaczego zdałam sobie sprawę z tego że go kocham, teraz jak już go nie mam???
Dlaczego ciągle wspominam jak mi było dobrze, ale wtedy nie czułą z tego powodu takeij radości jak powinnam....?
No i boję się, że w końcu zobaczę go z inną. Jak o tym myślę, oblewa mnie zimy pot....
Pomocy....