Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bączek

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Bączek

  1. Inga_beta, zapewniam Cię, że nie jestem inteligentna. Po prostu pobudzenie nerwowe daje efekt rozpisania. Inga, przepraszam Ciebie i resztę osób się tu wypowiadających, że dopiero teraz się odzywam. Przestałam pisac, bo wyjechałam do rodziny, niestety, podczas pobytu mi sie jeszcze pogorszylo. Trudno jest wysiedzieć przy ekranie monitora. Nie wiem, juz, dlaczego zdarzają sie ataki paniki i czy kiedykolwiek mina. Inga, wieczorem napiszę Ci pw. Dziekuje. Czy na forum zmieniła się czcionka? Czy to już urojenia? Wydawało mi się, że była inna.
  2. Niełatwo mi sie pisze. Sterczę tu, jak kołek, żeby schwytać myśli, które akurat uciekają. Mam rozbiegany wątek, trace podczas rozmów na żywo, prywatnych skupienie, więc pisanie wychodzi mi tym trudniej akurat teraz. Nie zawsze mogę odpisać na czas. Na ogół loguje się, zaczajam się tutaj, a potem dezerteruje. Mam nadzieję, że to nie problem, że czasem będę odpisywać z opóźnieniem. Jest tak dlatego, że nieustannie podtrzymuje lęk, żeby nie eskalował, sposobu na niego nie mam, ani nie mogę go zażegnać, więc staram się chociaż, żeby nie opanowywał wszystkiego - przez to odcinam emocje od myslenia, dzieje się to kosztem ogromnego wysiłku i prowadzi do zdysocjowania i obniżenia możliwości umyslowych. Nie wiem, jak brzmie. monk.2000, rozumiem Cię. Kiedys bawiłam się atrybutami i akcesoriami studenta, jednak przyszedł taki czas, że musiałam wykonac kawal pracy twórczej. Wtedy okazało się, że nie da się prowadzić skoordynowanej, zorganizowanej i zintegrowanej wieeelomiesięcznej działaności z praca badawcza bez ruszenia (wzruszenie/wzburzenia) zdolności myślenia. Okazało się, że bardzo dysocjuje i nie napisze tej pracy, jeśli nie przestane się dzielić i rozdrabniać na objawy. By przywrócić pamieć, musiałam włożyć rękę w wężowisko emocji i tym sposobem stałam się twórcza. Tym sposobem tez wypuscilam byczego zwierza, potwory i spółkę. Zaburzenia lękowe, urojenia. Inga_beta, fajnie, że tu wpadłaś. Czytałam Twoje posty w innym wątku i mogę Ci powiedzieć, że zazdroszczę Ci terapeuty. Kogoś takiego bym potrzebowała. Faktycznie popadłam w zrezygnowanie.. Jeśli chodzi o moją terapeutkę, mam do niej trochę niepewny stosunek. Wydawalo mi się, że jest ok, ale powoli tracę przekonanie do niej. Odnosze wrażenie, że niezupełnie mogłyśmy dojść do porozumienia. Tzn., wychowywana bylam w sporej przemocy, zmanipulowaniu itd., a to wszystko podlane było sosem obłudy religijnej i religijnego podporządkowania i posłuszeństwa. Dochodzilam do granic obłędu, znosząc to wszystko, pozbawiona możliwości poskarżenia się komukolwiek, kneblowana słusznością zasad i surowym, niedopuszczającym sprzeciwu Bogiem. W wyniku silnej negacji rzeczywistości w domu rodzinnym i w najbliższym otoczeniu, do którego ogranczało się moje życie, nabawiłam się silnych zaburzeń dysocjacyjnych. Potrafię nie czuc własnego ciała, poszczególnych kończyn lub wybranych partii ciała. Mam silne zaburzenia pamieci, napięcie spala się w objawach somatycznych, kompulsjach, natręctwach, zazwyczaj o treści religijnej i czasem obrazoburczej, urojeniach, samookaleczeniu, depresji, lękach. Na ogół nie mam dostepu do masy wspomnień. Czuje sie pokawalkowana, rozkrojona na multum elementow. No więc, moja psychoterapeutka chyba nie do końca rozumie moje zachowanie na terapii. Na ogół na początku mam dosłownie chwilkę na odsapnięcie (dojeżdżam z daleka) i powiedzenie paru słów i/lub odpowiedzenie na pojawiające się pytanie już na wstępie kontaktu. Terapeutka jest aktywna, kontaktowa, zaangażowana. Zanim wyklaruje mi się temat w chaosie emocjonalnym, w jakim tam zachodze, czuje się już wprowadzona przez nią w określone ramy. Moja syt. psychiczna wyglada tak, że mam trudność w odczuwaniu przy drugim człowieku, pod wpływem jego obecności zerwaniu ulega więź ze swoim wnętrzem, jestem bardzo zaangażowana w postać terapeuty. Mogę wzrok wbic w podłogę, ale czuję każdy jej ruch. Ona się już z tego śmieje, że ja nie patrząc na nią, dokładnie wiem, jakie ruchy wykonuje. Trudniej mi być przy sobie. Dlatego tak ważne jest dla mnie, bym mówiła jej wszystko, co sie ze mną dzieje. Bardzo często emocja pogania emocje, a praktycznie, (prawie) zawsze. Kiedy raporuje jej, co czuje, ona chcę się już na tym skupić, a ja nie mogę, bo naraz zrywa się cała gama uczuć mi na głowę. Ona przystaje i naciska, żebysmy zatrzymały się na poprzednim temacie, ja jednak jestem już przy czym innym. Nie wiem, czy mnie rozumiesz. Ja potrzebuje najpierw poczuć sie przy niej bezpiecznie, nauczyć się być przy sobie i dzielić sie z drugim człowiekiem tym, co w sobie przechowuje. Jest to tym wazniejsze, że nie posiadam granitc i w kontakcie tracę swoją integralnosc. Bardzo szybko staje się też dla mnie obiektem, w związku z czym wywołuje cały koncert emocjonalny. Zaczynam słyszeć jej oddech, a na pytania o siebie regauje lękiem i dezorientacją, w efekcie czego pojawia się agresja. agresja znowu budzi lek. I tak w koło macieju. A ona po prostu chce się zatrzymać na jednym wątku, zazwyczaj tym pierwszym, którym inicjowałam. Potem się czuje winna i tak to wygląda. Po prostu maciek, tak, jak napisałam, boje się, ponieważ taką reakcję lękowa to rodzi, niezrozumiałą, irracjonalnych rozmiarów. Po prostu. O wiele bardziej wolę wykonywac proste, krótkoplanowane prace, o przewidywalnym przebiegu, z zaznaczoną metą i gratyfikacją, niż zaliczenia semestralne, wystąpienia publiczne, pracę dyplomową (dwa lata roboty + badania). Dzięki, dziewczyny, że się za mną wstawiłyście. Ermeline, nigdy nie próbowalam pracy z ciałem. Nie za bardzo wiem, z czym to się je. małpka bubu, dziękuję Ci za słowa otuchy. Więcej na raz nie dam rady napisać. Potem dopiszę.
  3. Dziękuję, że jesteście. Chcę powiedzieć, że czytam Wasze odpowiedzi, jednak nie jestem w stanie w tej chwili odpisać. Czuje takie napięcie, że nie moge nic zrobić, mam wrażenie, że zaraz wybuchne. Trace jasny umysł, nie wiem, co ze soba zrobić.. Boje się.
  4. Po prostu maciek, ale dlaczego wyciągasz wniosek, że jeszcze nie pracowałam? Oczywiście, że pracowałam. Zdecydowanie wolałam też pracę, choć za niewielkie, psie pieniądze niż lęk studencki. Jednak nie było to nic stałego. Długo by mówić. Nie jestem taka mlodziutka. Przypomniała mi się sytuacja w jednym ze szpitali psychiatrycznych, w którym prowadzono mi i innym terapię. Pielęgniarka kiedyś, złapana przez sprytną pacjentkę na jakiejś głupocie, rzuciła z wyższością, że my to musimy sie nauczyć, że świat jest podły, a to jest nasz (szpital) poligon doswiadczalny. Było to o tyle niefortunne stwierdzenie, że większość z nas pochodziła z domów z gwałtami i perfidną agresją... ;] [zdaje sobie też sprawę, że w swiecie nie ma miejsca dla moich zaburzen, ba, nie ma miejca dla nich w moim życiu, a jednak są. I co tu zrobić? Świetnie to wiem, chyba, jak nikt, kto nie jest w mojej skorze, znam to upodlenie, ponizenie, utratę godnosci w chorobie, gdzie nie mozna polegać na swoich zdolnościach, pracy, staraniach. Dlatego tym bardziej nie rozumiem, czemu miałoby służyć to "zrozumienie", że świat nie zrozumie lęku.] -- 04 sie 2014, 16:23 -- zmienione: [zdaje sobie też sprawę, że w swiecie nie ma miejsca dla moich zaburzen, ba, nie ma miejca dla nich w moim życiu, a jednak są. I co tu zrobić? Świetnie to wiem, chyba, jak nikt, kto nie jest w mojej skorze, znam to upodlenie, ponizenie, utratę godnosci w chorobie, pomimo szczerych chęci i wytrwałości, żeby stawiać temu raz za razem, po każdym upadku, w każdym kryzysie czoło, bo nikt tego za mnie nie zrobi, gdzie nie mozna polegać na swoich zdolnościach, pracy, staraniach, naprawdę, znam to na pamięć. Dlatego tym bardziej nie rozumiem, czemu miałoby służyć to "zrozumienie", że świat nie zrozumie lęku.] -- 04 sie 2014, 16:44 -- * ~że świat nie przyjmie lęku z otwartymi ramionami i, że jest to znaczne obciążenie w pracy. Trudno mi się edytuje, za słabo dziala mi internet i za szybko mija mi czas edycji.
  5. Próbowałam zapomnieć o temacie pracy dyplomowej, zająć czym innym umysł, dać sobie "siana", odpocząć od spraw studiów, dlatego umilklam. Z tego powodu tez trudno mi się tu wraca, bo "wwiercił się" gdzieś problem w sobie głęboko, głównie teraz siedzi w ciele i z planowanych trzech dni "odpoczynku" zrobiło się ponad 10. Kręciłam sie gdzieś koło tego tematu, ale nie umialam tutaj zajrzeć. Pisze ten post na raty. Lek trwa nadal, w najlepsze. Niewiele się zmienilo, mnie jest cięzko nawet wytrzymać, wysiedzieć przy komputerze. Objawy są przeróżne, nie dają za wygraną, ale mniejsza o to. Czekac mam do września. monk.2000, bardzo miło mi się zrobiło po Twojej wiadomości, nie wiem, czy tu jeszcze zajrzysz. Poczułam się zrozumiana, bo dokładnie mogę się podpisać, pod każdym słowem. Heh, właśnie to moje - krwia była pisana. Pisząc ją, wchodziłam w jakiś rezonans; ja jej, ona mi. Choć twierdzę, ze jej nie cierpię, bo dała mi w kość, poza tym zawsze można się do czegos przyczepic, ale to jest mniej ważne - chyba z braku ludzi i swojej rekluzowatości i wrażliwości, pisalam ją, kochając, jak skrzypce. Ja od dziecka mam spory komponent autyzmu w znaczeniu schizofrenicznym, tzn. od najwcześniejszych lat wchodzilam w emocjonalne związki z materią nieożywioną. Do swoich prac - rysunek i farby - w dzieciństwie przezywałam namiętność. Potrafiłam z nimi żyć i je zniszczyć. Jak szaleniec. Taki mózg, taka jego uroda, taka ułomność. Fajnie mi się Ciebie czytało. Lubię ten rodzaj idealizmu. essprit, w trakcie diagnoz. Nie zgodze się z Toba, że na wlasne żadanie mam te stany. To ja - usiekalam z domu rodzinnego. To ja - w znanym sobie tylko stanie rozpoczynalam studia. Gdybym miała dzisiejszy umysł, postawilabym tamtejszy świat w ogóle na głowie. Po prostu maciek, no, to dosoliłeś. Zadowolony? Jak mam odpowiedzieć na twoje pytanie? No, nic nie zmieniło to pytanie, może poza dodatkowym smutkiem i przygnębieniem. Jak Boga kocham, wybrałabym inną rodzinę na środowisko wychowawcze, gdybym miała wybór. -- 03 sie 2014, 15:17 -- To miało zdyscyplinować i sprawić, że przestane chorować? Tak to niestety nie działa.
  6. ekspert_abcZdrowie, dziękuje za odpowiedź. Problem w tym, że ja to dobrze wiem, a mimo to lek trwa w takiej samej postaci. Zażywam tabletki, uczęszczam na terapia, pojełam jej sens, dobrze rozumiem się z terapeutą, ale on sam nie wie, co robić. Widzi, że nie nam nad tym wladzy. Dlatego napisałam o PTSD. Właściwie wyrwalam się od swojego oprawcy i od razu ucieklam na studia. Być może dlatego to wychodzi. Mam znajomą po ostrej przemocy, której zdiagnozowano zespół stresu pourazowego. Ona mdleje w ułamku sekundy na bodziec awersyjny, co uniemożliwia jakiekolwiek zidentyfikowanie bodźca. Zresztą reakcje lękowe są irracjonalne. To nie tylko przeniesienie, ale najzwyczajniej zdolność mózgu, który jest niewiarygodnym organem do błyskawicznej reakcji. To są nanosekundy. Kobieta nie jest w stanie sama funkcjonować, stale potrzebuje opieki, i to dosłownie - asysty. To sie nie zmienia. Być może kiedy skoncze studia, bedzie latwiej. Z powodu urojeń zamierzam starać sie o rentę. Zobaczymy. Powracając do studiowania, każda sesja, to trzymiesieczne biegunki, stany lekowe, utrata równowagi itp. Od początku. Szczerze? Czuje sie ofiara tego stanu. Troche czuje sie obarczona jakąś nadludzką umiejętnością podołania całkowitemu wyleczeniu. Od kilku lat to jednak po prostu sie ne udaje. Nie wiem, co robic.
  7. Dziękuję Ci za odpowiedź. Racja, że nie mam wpływu na czyjeś myślenie. Sąsiad, z którym minę się przy windzie może pomyśleć: "Jaka uprzejma, przytrzymała drzwi", a równie dobrze może skonstatować "panna zagraca przestrzeń, stanęła w przejściu i stoi". Rozkladam ręce. Dobrze, że mi to ktoś powtórzył. Często nie dowierzam swoim odczuciom. W kwestii stanów lekowych. Nie są kwestią wyboru. Ja nie wpadam w histerię. Manm ataki paniki, i czym bym sie nie zajela, one SĄ. Rozejrzałam się po działach, myślę, że, jak forum długie i szerokie, tak depresyjni nie wciskają codzienne guziczka z napisem "Depresja", schizofreniczni z napisem "Objawy psychotyczne", a lękowcy z "Lęki". Nie mecze się z wyboru, ale to chyba jasne. Nie moge pojechać na wakacje, mam przyspieszone tętno, poskręcany kręgoslup, kurcz szyjny i potworny bol. Ataki paniki, problemy z koncentracją (robie straszne rzeczy). Zaburzenia psychotyczne. Co jeszcze.. Nie chce się licytować. Bardzo, bardzo bym chciała, żeby mi odpisała. Chce mieć spokój, chce zaznać ulgi. Nie na wszystko jest wpływ. Tak, jak powiedziałam, sztukę autoperswazji w tym momencie o kant dupy potłuc.
  8. Jak postępować? NIE ZOSTAWIAJ.
  9. essprit, pierwszy wariant. Ja wszystko rozumiem, cały czas o tym piszę (że zaczęły się wakacje itede.) W ogóle nie chodzi o to, że jestem w jakiś sposób na nią zła lub coś w ten deseń. Ja bardziej boje się, że ta udreka będzie trwała w nieskończoność (stany lękowe, kiedy każdy dzien jest katorga). Nie chodzi o to, ze jestem zdenerwowana, czy coś, ja bardziej zarysowałam okoliczności, bo nie wiem, czy pewne rzeczy wypada. Tak, jak napisałam: "tuż nim rozpoczęły się wakacje, zapytałam, czy mogłabym przesłać ostatni rozdział pracy." Wysłałam. "Na razie jednak milczy (od końca czerwca)". Po czym "jakieś dwa tygodnie temu napisałam do mojej pani promotor list, w którym odnosiłam się do pewnej wspominanej kwestii, w wiadomości zawarłam też pytanie dotyczące innej. Póki co, nie otrzymałam odpowiedzi." Dlatego "Wysyłanie kolejnych pytań i ponawianie, wydaje mi się, że mogłoby zostać negatywnie odczytane jako zniecierpliwienie, oburzenie, żądanie, pretensjonalnie i że mi sie nalezy. " A mnie chodzi o to, że: " Wystawianie się na ocenę budzi tak ogromne dolegliwości, że dotychczas żadne leki nie dawały rady sprostać uspokojeniu. Lęk ma jakby charakter alarmujący i nawet połknięcie niezawodnej benzodiazepiny nie przynosi upragnionego skutku, efekt jest chwilowy, lęk przebija się na powierzchnię i informuje o zagrożeniu. Perswazja słowna, ćwiczenia tym bardziej nie działają. " i "Niestety, ja nie jestem w stanie opanować leku. Jest tak silny, że uniemozliwia mi uczestnictwo w codziennym życiu i realizowanie normalnego planu dnia, dosłownie, siedzę i się trzesę już któryś tydzień. Przypałętała mi się myśl, że moja promotorka odezwie się do mnie dopiero z początkiem nowego semestru, czemu nie mogę się przeciwstawić z powołaniem najakieś logiczne argumenty, bowiem tego po prostu nie wiem. To spowodowało, że stany lękowe zaczęły szaleć. Jednak, widzę, że nie jestem w stanie wytrzymać do tej pory. Lęki są nie do opanowania. Nawet xanax nie daje rady." Mam nadzieję, że teraz będzie jaśniej. Kwestia nie dotyczy tego, że sie bulwersuję, ale tego, czy mam prawo napisać po raz kolejny (już raz od wysłania rozdziału napisałam, ale w innej kwestii, j.w.). Czy nie będzie to wyglądało: "jako zniecierpliwienie, oburzenie, żądanie, pretensjonalnie i że mi sie nalezy. " , "Nie chciałabym sprawić mylnego wrażenia, że panna nagminnie się domaga, bo chce ułożyć sobie już wakacje.". To na czym mi zalezy, to uzyskać odpowiedź, nawet jakąkolwiek. Zalezy mi też na uśmierzeniu lęku i, nie ukrywam, że cieszyłabym się, gdybym dostała odpowiedź w sprawie rozdziału. Nie zależy mi na jakimś wywołaniu negatywnego efektu, upierdliwości, bo w ogóle nie o to chodzi. -- 21 lip 2014, 14:49 -- mam nadzieje, że teraz wszystko jest jasne :)
  10. cyklopka, miło mi, że ktoś odpowiedział na moją wiadomość. Kurczę, napisałam dobrą, wyczerpująca odpowiedź, a mi ją zjadło. Sęk w tym, że jakieś dwa tygodnie temu napisałam do mojej pani promotor list, w którym odnosiłam się do pewnej wspominanej kwestii, w wiadomości zawarłam też pytanie dotyczące innej. Póki co, nie otrzymałam odpowiedzi. Wysyłanie kolejnych pytań i ponawianie, wydaje mi się, że mogłoby zostać negatywnie odczytane jako zniecierpliwienie, oburzenie, żądanie, pretensjonalnie i że mi sie nalezy. Jak sądzisz? Równoczesnie nie wznosiłoby żadnej dodatkowej informacji, oprócz tej, że mi się spieszy. Pisząc prosto, od siebie, ale utrzymując "ramy", tj. ubranie w formę, chciałabym wyjaśnić, dlaczego zależy mi na odpowiedzi (ale nie zmanipulować), jakie okoliczności za tym stoją. Mam świadomość, że rozpoczęły się wakacje, a wraz z nimi zasłużony odpoczynek i czas urlopowy (promotor może przebywać za granicą). Nie chciałabym sprawić mylnego wrażenia, że panna nagminnie się domaga, bo chce ułożyć sobie już wakacje. Taka opcja da tez świadomość, że wyczerpalam wszystkie możliwosci pomocy sobie. Obawiam się, że jeśli nie dam znać, dlaczego pozwoliłam sobie napisać pomimo milczenia po raz drugi, nie poprawie swojej sytuacji. A cierpie naprawdę okropnie. Jestem dość ciepła i otwarta osobą, wyrozumiałą i nie miałabym problemu z przyjęciem takiej prośby czy komunikatu. Poziomy wrażliwości są jednak różne, a mnie trudno postawic sie w roli innej osoby. Dlatego poprosiłam Was o opinie, bo różne punkty widzenia mogą wnieść wiele do percepcji sprawy. Przyznaję, że najbardziej zależałoby mi na mozliwości bycia szczera.. Nie wiem jednak, czy to jest w ogóle na miejscu i nie będzie jakimś wielkim faux pas. Hmm.... A obrazek, heheh, oddaje dokładnie rozterki studenta, dzięki :))
  11. Witajcie! Potrzebuję porady, każda zaprezentowana opinia bardzo się dla mnie liczy, zachęcam więc do podzielenia się ze mną swoim zdaniem. Postanowiłam umieścić wątek w tym dziale, ponieważ przez kilkanaście lat znecano się nade mną, bylam bardzo bita i zastraszana. Mam świadomość, że profil i siła moich objawów wynika z reakcji lękowej, która następuje natychmiastowo, w ciągu milisekund na zaistnienie bodźca. Przeciążenie lękiem, który nabiera niebotycznych rozmiarów kończy się u mnie destabilizacją psychiczną prowadzącą do, fachowo mówiąc, dekompensacji psychotycznej, a w skrócie mówiąc - urojeń. Bodźcem, który wywołuje tak paradoksalną odpowiedź psychiczną obecnie jest praca dyplomowa i wszelkie kwestie powiązane z nią. Wystawianie się na ocenę budzi tak ogromne dolegliwości, że dotychczas żadne leki nie dawały rady sprostać uspokojeniu. Lęk ma jakby charakter alarmujący i nawet połknięcie niezawodnej benzodiazepiny nie przynosi upragnionego skutku, efekt jest chwilowy, lęk przebija się na powierzchnię i informuje o zagrożeniu. Perswazja słowna, ćwiczenia tym bardziej nie działają. Dlatego kwalifikuję ten stan do zespołu stresu. Teraz właściwa część, dlatego, dla niecierpliwych czy konkretnych, pisana standardową czcionką. Potrzebuję pilnie rady. Rzecz dotyczy promotora i jest dla mnie bardzo ważna, bowiem nie wiem, na co mogę sobie pozwolić. Zapomniałam etykiety w kontakcie student-opiekun naukowy pracy/promotor, zatraciłam zwyczaje akademickie, bowiem przebywam na zwolnieniu od kawałka czasu. To znacznie utrudnia i "wykrzywia" obraz porozumiewania się i relacji opartej w pewnym charakterze na zależności. Uleciał gdzieś jakiś luz studencki. Ze względu na wieloletnie doświadczanie przemocy, więzienie, manipulacje, naukę uległości i tłumione uczucia trudno mi także wpaść, co wolno w kontakcie międzyludzkim, bowiem promotor, co jasne, także jest człowiekiem. Dostrzegam, że zarówno nieobecność na wydziale i brak kontaktu z autorytetami, jak i choroba oraz negatywne doświadczenia spowodowały pewne "uwstecznienie". Sytuacja wygląda w ten sposób, że tuż nim rozpoczęły się wakacje, zapytałam, czy mogłabym przesłać ostatni rozdział pracy. Nie było to niczym nietypowym, bowiem byłyśmy od jakiegoś czasu w stałym kontakcie mailowym, a prace nad dokończeniem pisania i zatwierdzeniem kolejnych części szły naturalnym trybem. Pani zaakceptowała mój pomysł i zgodziła się, bym przesłała materiał, bez najmniejszego problemu, ani zapowiedzi, że porozmawiamy dopiero w październiku. Na razie jednak milczy (od końca czerwca). Niestety, ja nie jestem w stanie opanować leku. Jest tak silny, że uniemozliwia mi uczestnictwo w codziennym życiu i realizowanie normalnego planu dnia, dosłownie, siedzę i się trzesę już któryś tydzień. Przypałętała mi się myśl, że moja promotorka odezwie się do mnie dopiero z początkiem nowego semestru, czemu nie mogę się przeciwstawić z powołaniem najakieś logiczne argumenty, bowiem tego po prostu nie wiem. To spowodowało, że stany lękowe zaczęły szaleć. Jednak, widzę, że nie jestem w stanie wytrzymać do tej pory. Lęki są nie do opanowania. Nawet xanax nie daje rady. I tutaj zasadnicza część mojej prośby: Jak postrzegacie napisanie do promotorki po ludzku, z prośba o kontakt lub informację o przybliżone zdeklarowanie się terminowe co do udzielenia mi informacji? Moja psychiatra namawia mnie do tego, nie jestem jednak pewna, czy dobrze czuje realia studenckie. Sama jest bardzo życzliwą osobą, otwartą na dialog i sugestie. Promotorka jest całkiem uprzejma. Nie chcę zabrzmieć ani natarczywie, ani sforsować pewnej nieprzekraczalnej granicy, ani zachować się w sposób niedopuszczalny. To jest dokładnie jak PTSD -> jest bodziec, jest nanosekundowa, automatyczna, w małej mierze regulowalna reakcja, angażujące wszelkie "układy". Chciałabym jednak zaryzykowac, bo b. się męcze. Proszę Was o podzielenie się ze mną zdaniem, czy w waszym odczuciu przekroczę pewne niepisane umowy, czy zdecydowalibyście się na ludzkie potraktowanie tematu i otwarcie się przed promotorką z prośbą o komunikację. Oczywiście zamierzam poczekać jeszcze z tydzień, w końcu mamy czas urlopowy. Dzięki! -- 20 lip 2014, 16:28 -- Ojej, widzę, że nie wyraziłam się jasno. Pisząc "napisac do promotorki po ludzku" miałam na myśli otwarcie się ze swoimi obawami, problemami, napisanie po prostu, jak trudne jest dla mnie oczekiwanie, przyznanie, że cierpie na zab. lekowe i trudno mi poradzic sobie z sytuacja niepewności, i czy można coś z tym zrobić.
×