26 lipca mam pierwszą wizytę u psychiatry. moja historia z jednej strony jest prosta z drugiej strony nie. postanowiłem pisać bez dużych liter na początku zdania, jakby co to takie widzimisie drogie misie. co do wizyty i depresji, wspomne tylko że miałem "próbę" samobójczą około 5 lat temu. napisałem to w cudzysłowiu bo kiedy podciąłem żyły i krew sobie płynęła tak już jakoś 2-3 godziny doszedłem do wniosku, że czuję się jak tchórz czego nie mogłem znieść i jak widać nadal żyję. z perspektywy czasu wiem że to była depresja. przez ostatnich 5 lat skutecznie ją tłumiłem siłownią, zdrowym trybem życia, alkoholem, papierosami, marihuaną, amfetaminą, metamfetaminą oraz co najciekawsze zakochałem się. to ostatnie to chyba był największy błąd. związek trwał 2 lata pełen był alkoholu i marihuany. od proszku trzymałem się z dala przed i długi okres po związku więc tak jakoś ponad 2 lata a dodam, że nigdy większych problemów z tym nie miałem tzw. sporadyczne razy i basta. kumulacja złych myśli jednak nastąpiła czego się spodziewałem. od około ponad roku przeginam ze speedem. zawsze miałem na siebie samego spojrzenie trochę lekarskie. jednym z moich największych marzeń, które zapewne się nie spełni jest zostać psychiatrą i pomagać ludziom. naprawianie uszkodzonej ludzkiej psychiki strasznie mnie kręci. zamierzam udać się do psychiatry bo chce dostać lek. wątpie by powiedział mi coś czego sam nie wiem. sądze, że najbardziej odpowiedni byłby prozac. wstyd mi za siebie, za to że przez 5 lat wolałem robić z siebie śmiecia niż jak normalny człowiek iść do lekarza. być może nie miałbym też innych problemów jakie teraz mam. co sądzicie o prozacu? w kwestii leków miałem tylko styczność z Ketrelem, który załatwiałem sobie na własną rękę bo wyśmienicie się po nim spało.