Witam,
myślę że bazą mojej fobii społecznej była niska samoocena - miażdżący kompleks niższości. Do tego dochodzą kwestie czysto taka-się-urodziłam, tzn bojaźliwość i nieśmiałość, z którymi borykam się, tak jak napisałam - od dzidziusia (mama często mi to wypomina i uważa, że w tej kwestii nic się nie zmieniłam). Do rzeczy. Dostaję konwulsji, gdy tylko pomyślę o zrobieniu zakupów w jakieś chociażby głupiej biedronce. Kolejka ludzi za mną, nieprzyjemna mina kasjerki - NIE. Obsesyjnie zaczynam wyobrażać sobie, jak się ośmieszam, popełniam jakąś gafę. Podobnie w pociągu, gdzie dochodzi kwestia kupienia biletu u konduktora. Dłonie i głowa zaczynają mi potwornie drżeć, napływa fala duszności, serce wali jak głupie. Zaczynam bać się, że powiem coś źle, rozważam wszystko co mogłoby się wydarzyć, analitycznie. W autobusie boje się przedzierać do kasownika, bo czuję, jak oczy niektórych ludzi wędrują w moją stronę, dosłownie dostaję paraliżu, ale tylko na chwilę, bo potem dłonie znów zaczynają się trząść, fala gorąca et tout ca. Nie lubię wychodzić do ludzi. Czuję się spokojna tylko w domu, ale konkretnie jedynie wtedy, gdy nie zaprzątam sobie głowy tym, że jutro muszę wsiąść pociąg, potem autobus, a na koniec pójść do kilku sklepów - NIE (to wiąże się z automatycznym rozważaniem, rozdrabnianiem każdej pojedynczej sytuacji). To brzmi absurdalnie. Właściwie nie wychodzę dużo z domu. Mieszkam w małym odludziu, jest spokojnie. Wyjazdy do miasta stanowią udrękę. Nienawidzę myśli o ewentualnym ośmieszeniu. To cholerne błędne koło. Boję się ośmieszenia->trzęsą mi się dłonie->ktoś to zauważa, dorzucając do tego mało błyskotliwy tekścik->czuję się ośmieszona. Karuzela. Unikam ludzi na wszelkie możliwe sposoby. Wstydzę się podjąć rozmowy. To mnie bardzo przytłacza. Po całym takim nerwowym dniu (a jest ich mnóstwo) czuję się nieobecna, kręci mi się w głowie, szumi w uszach, chcę tylko spać (... ze skutkiem, przesypiam więcej godzin niż przeciętny emeryt). Rzecz jasna - nie chodzę na imprezy, unikam takich spotkań towarzyskich, NIENAWIDZĘ tłumów i hałasu. To wszystko jest strasznie przybijające, utrudnia normalne funkcjonowanie. Powinnam zostać pustelnikiem?