Skocz do zawartości
Nerwica.com

IcyBlues

Użytkownik
  • Postów

    40
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez IcyBlues

  1. agusiaww, lekarz powiedział, ze jak po dwóch tygodniach nic nie da, to mi zmieni. Ale to nawet nie o to chodzi. Mnie to po prostu bardzo zdemotywowało. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale pozytywne nastawienie, mimo wszystko, całkiem sporo daje. Nawet jeśli oszukuję siebie. A wydaje mi się, że choroba chorobie nierówna. I są ludzie, którzy potrafią walczyć latami, a ja poddaję się już na starcie. To chyba nie za dobrze rokuje.
  2. Piszę po raz kolejny, ale jestem całkowicie zdesperowana. Przez ponad miesiąc brałam fluoksetynę - 20 mg i nie widziałam poprawy, na jaką czekałam, o jakiej mówiła większość osób. Mimo to, w związku z tym, że był to mój pierwszy lek, nie byłam obeznana, wierzyłam, że "tak musi być, muszę jeszcze poczekać", a nawet wydawało mi się, że widzę minimalną poprawę. I, owszem, coś się zmieniło, ale nie wiem, czy satysfakcjonującą zmianą jest jedynie trudność w wykrzesaniu z siebie płaczu. Oprócz tego, gdy zdarzył się jakiś napad obezwładniającej rozpaczy to był on płytszy, trwał krócej, a potem wracało stare, dobre przygnębienie i brak sił. Po wizycie u psychiatry póki co dawka została podwojona. Mija tydzień i jest tylko gorzej. Gorzej, bo ani nie odczuwam zadowalających rezultatów, ani nie mam już nadziei. Szczerze mówiąc, z nerwicą jestem w stanie żyć. Owszem, moje życie jest ograniczone, ale jednak JEST. Gdy depresja się pogorszyła, zaczęłam zatracać siebie - nie mam siły na pasje. To mnie najbardziej boli. Nawet kontakty z innymi ludźmi nie są aż tak ważne. Jeżeli znika pasja, znika dla mnie absolutnie wszystko. Bolesną myślą jest świadomość, że nie jestem wcale "wrażliwą kreatywną duszą", a jedynie osobą chorą, kimś o słabej psychice. Jak czytam te wszystkie teksty o fluoksetynie, która "daje kopa", szybko pomaga, jestem załamana jeszcze bardziej. Chyba się poddałam.
  3. Hej! Piszę w tym temacie, gdyż uznałam, że może tu znajdę odpowiedź i byłabym bardzo wdzięczna za pomoc. A więc czy charakterystyczną cechą osobowości chwiejnej emocjonalnie jest popadanie w skrajności tj. obrzydzenie do siebie i momenty narcyzmu? I jak stwierdzić borderline w momencie przechodzenia depresji, nerwicy, fobii społecznej? Chodzi o to, że nie powiedziałam psychiatrze o jednej rzeczy, która wydała mi się nieistotna, a chyba jednak takową jest.
  4. Może i tak jest. Dziękuję za tę informację, ale rzecz w tym, że depresję miałam stwierdzoną u psychiatry w prywatnym gabinecie. Natomiast kontroli chce placówka publiczna.
  5. czyli nie masz : P To co jest w takim razie diagnozą? Zostało powiedziane wprost: depresja. To na pewno.
  6. elo, rozmowa była przeprowadzana przy mnie i przy rodzicu. Lekarz na początku nie mówił nic otwarcie, ale dostałam leki antydepresyjne i przeciwlękowe. Na pytanie wprost uzyskana była jednak odpowiedź, że depresja. Ale wszystkie objawy i fakt, jak ta rozmowa wyglądała, wskazują, że oprócz niej mam także chorobę lękową, jakąś zaawansowaną nerwicę.Nie znam się na nazewnictwie, ale występuje większość objawów na różnych płaszczyznach.
  7. monk.2000, może to źle ujęłam, bo mnie przy tym nie było. Rzecz w tym, że pewnego dnia pojechałam do szpitala z takim swego rodzaju atakiem paniki. Nie wiem nawet jak to nazwać, ale głównym powodem było złe samopoczucie fizyczne. Po tej kontroli u lekarza nie mogłam dostać żadnych leków na objawy somatyczne, bo nie było na co. Tak więc powiedziano mi, że muszę brać te antydepresanty od psychiatry i "być pod stałą opieką psychiatry", zapisać się na psychoterapię. Polecono więc dobrych lekarzy z tej dziedziny w szpitalu. Ale widocznie to miejsce ma takie wymogi, że muszę iść na tę obserwację. :/ Ale terminy i tak są bardzo odległe, a ja bardzo potrzebuję jakiegoś spotkania. Teraz. Tak więc zastanawia mnie to, czy jest sens przyzwyczajać się do jednego psychiatry w gabinecie prywatnym? Iść na kolejne parę (nie wiem ile) spotkań, a potem zmieniać lekarza? Nie podoba mi się ta wersja... Czy psychoterapia ma w ogóle sens przy częstotliwości raz na miesiąc? Bo mnie się wydaje, ze tu jest to raczej kwestia raz na tydzień, jeżeli miałoby skutkować w miarę szybko.
  8. Od ponad miesiaca przyjmuję antydepresanty, których zażywanie, jak powiedział lekarz, powinno być wspomagane psychoterapią. Teraz chciałam się własnie na takową zapisać. Dodatkowo też skonsultować się w sprawie obecnych leków, co do których działania mam pewne wątpliwości. Rzecz w tym, że w poradni publicznej, powiedziano, iż możliwość leczenia uzyskana będzie dopiero po co najmniej (!) tygodniowym pobycie na oddziale zamkniętym w celu "obserwacji". A czeka się na to ok. miesiąca. W innym wypadku zostaje jedynie przychodnia prywatna. W takiej byłam na początku. Jednak co innego pojedyncza wizyta, a co innego te, np. cotygodniowe. Nie wiem, co mam robić. Wiem, że jest ze mną źle, ale panicznie boję się wizji pobytu na oddziale psychiatrycznym. Krążą dziwne opowieści. Boję się, że widoki, jakie mogłabym tam zastać, jedynie pogorszyłyby mój stan. Z drugiej strony czuję, że ta psychoterapia i regularne wizyty są mi bardzo potrzebne. To wszystko zaczyna przypominać jakiś groteskowy scenariusz filmowy...
  9. IcyBlues

    Zwiększona dawka?

    Melanie22, też mam lek przeciwlękowy do stosowania doraźnego. Tylko że ja nie wiem, co to znaczy "sytuacja stresowa". Dla mnie taką była każda lekcja, każde spotkanie. Dziękuję za porady. Chyba nie mam wyjścia i muszę wybrać się ponownie. A jeszcze mam przy okazji pytanie. Czy może ktoś wie, jak to jest z osobami niepełnoletnimi? Na ile lekarza obowiązuje tajemnica lekarska. Źle bym się czuła ze świadomości, ze to, co mówię, jest przekazywane dalej.
  10. IcyBlues

    Zwiększona dawka?

    Melanie22, właśnie mam też taki problem, że poszłam do jednego psychiatry i powiedziano mi, że lek powinien pomóc. Że dobrze będzie się wspomóc też psychoterapią, ale leki są najważniejsze. I nie mam jeszcze żadnej wyznaczonej kolejnej wizyty. Nie wiem, czy powinnam iść już teraz. Nie biorę też nic na stany lękowe, które też są uciążliwe. -- 15 lip 2014, 18:24 -- ladywind, zastanawiam się, czy jestem w stanie rozpoznać to, czy lek działa. Nie wiem, jak powinnam się czuć. Mam wrażenie, że może być tak, iż nie jestem w stanie dostrzec tego działania. Że jakbym nie brała nic, byłoby znacznie gorzej. Gubię się w tym wszystkim...
  11. IcyBlues

    Zwiększona dawka?

    Pełną dawkę tak od miesiąca. Jeżeli mam być obiektywna, to spowodował to, że te stany depresyjne są "płytsze". Tzn. nie pogrążam się już w tym godzinami. Do tego tak jakby lek zablokował we mnie możliwość płaczu. Rzadziej się zdarza, znacznie krócej trwa. Ale to akurat mnie nie cieszy. Oprócz tego nic. Ja po tym leku nawet gorzej się nie czułam. Boję się, że po prostu mi nie pomoże. Do tego mam też stany lękowe, całkiem zaawansowane.
  12. IcyBlues

    Zwiększona dawka?

    W jakich sytuacjach zwiększa się dawkę leku? Swój przyjmuję od ponad miesiąca. Myślałam, że już widać minimalną poprawę, ale jednak przed chwilą znowu skończyłam, płacząc na ulicy. Silne myśli samobójcze, odraza do siebie, poczucie beznadziei... Boję się, że nic mi nie pomoże.
  13. Witajcie! Depresję u siebie podejrzewałam już od bardzo dawna. Podobnie było z nerwicą. Objawy już od kilku lat zatruwały mi życie. Niestety dopiero około miesiąca temu, po zrobieniu badań wykluczających inne choroby, byłam na tyle zdeterminowana, by pójść do psychiatry. Bardzo żałuję, że zrobiłam to tak późno. Rok temu opisałam swoją sytuację i obok porady, by udać się do lekarza, pojawiały się opinie, że najprawdopodobniej jestem po prostu neurotykiem. Źle robiłam, że słuchając opinii ludzi, którzy oceniali mnie tylko przez pryzmat zachowania, niepokrywającego się z odczuciami wewnętrznymi, próbowałam sobie tłumaczyć,że to wszystko przejdzie. Tak się nie stało. Mój stan w ciągu tego roku znacznie się pogorszył. Miniony rok był jednym wielkim horrorem. Tak, jak już wspomniałam, po całkowicie nieudanej wizycie u psychologa byłam tak zdołowana i przekonana, że już nic mi nie pomoże i do końca życia będę się z tym męczyć, że następnego dnia poszłam do psychiatry. Miała to być taka ostatnia deska ratunku. I można powiedzieć, że tak się stało. Pierwszy raz ktoś mnie wysłuchał, nie bagatelizował najmniejszych objawów, dostałam w końcu leki inne niż ziołowe herbatki, które rzekomo miały mi pomóc. Wyszło na to, że mam depresję i stany lękowe (tutaj mam problem ze sprecyzowaniem nazwy - choroba lękowa? Zespół lękowy? Objawy się zgadzają. Mam praktycznie wszystkie z możliwych). Dostałam antydepresanty i tabletki przeciwlękowe (w sytuacjach stresowych... ale co to znaczy sytuacje stresowe skoro ja czuję się tak przez cały czas?!). Miały mi pomóc, ale powiedziane mi zostało, że dobrze jest się podjąć także psychoterapii, jednak leki przede wszystkim. Niestety strach i głupie przeświadczenia bliskich sprawiły, że zamiast zażyć przepisane tabletki już następnego dnia, postanowiłam, że poczekam z nimi do czasu aż sytuacja w szkole się ustabilizuje, nie będę miała tak dużo zajęć itd. Błąd. Stres sprawił, że pewnego wieczora wpadłam w stan tak wielkiego lęku, że następnego dnia, zamiast zmierzyć się z sytuacją, która potęgowała we mnie strach, pojechałam do szpitala. Powiedziane mi było, że tabletki muszę brać i konieczna jest także stała opieka psychiatry. Od tego czasu zaczęłam w końcu przyjmować leki. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nic nie pomoże mi od razu. Będę musiała czekać itd.Teraz mija już ponad miesiąc. Jedyne, co zauważyłam, to to, że smutek nie jest już tak głęboki. Tzn. nie było sytuacji wyjątkowo ekstremalnej. Co najdziwniejsze, nie jestem w stanie płakać. Fizycznie. Tak jakby czuję moment, kiedy bez leków, tonęłabym w łzach, a teraz moje ciało mi na to nie pozwala. Wcześniej płakałam dosłownie codziennie. Mogłabym to robić po kilka godzin, nie kontrolowałam tego. Teraz zdarzyło się chyba z 4 razy w ciągu miesiąca i płacz ten był "płytki". Trwał chwilę, a potem nic. Mimo to, choć jest lepiej, nadal nie czuję się szczęśliwa. Nadal trudno mi uwierzyć, że z tego wyjdę. Powracają wspomnienia, dręczą mnie koszmary. Rodzina mi ciagle przypomina o chorobie. I choć z depresją zaczyna się coś dziać, to stany lękowe jak były, tak są nadal. Nie przyjmowałam na nie same oddzielnego leku, choć tak, jak wspomniałam - takowy posiadam. I po prostu nie wiem, jak to robić. Nie zapisałam się też jeszcze na terapię u psychiatry. Czuję, że jednak powinnam. Nie mam problemu z mówieniem o emocjach. Ale dręczy mnie jedna myśl. Nie jestem pełnoletnia i zastanawiam się na ile lekarza obowiązuje tajemnica. Nie chciałabym, by to co mówię, wychodziło poza mury gabinetu czy trafiało do moich rodziców. Boję się tego, że to, co bym powiedziała, mogłoby komuś zaszkodzić,że jakaś sytuacja z przeszłości mogłaby... ach, sama nie wiem. Moje myśli zaczynają znowu być obsesyjnymi. Piszę to, by spytać się o poradę? Czy psychoterapia naprawdę jest potrzebna, gdy już przyjmuje się leki? Czy antydepresanty i leki przeciwlękowe to mieszanka konieczna? No i jak jest z tą tajemnicą lekarską? Byłabym bardzo wdzięczna za odpowiedzi. -- 14 lip 2014, 18:42 -- Teraz znowu powróciło to uczucie beznadziei i niechęć do życia, które ma tak wyglądać. Jest mi już chyba wszystko jedno...
×