Skocz do zawartości
Nerwica.com

ultraviolence

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ultraviolence

  1. Witam. Ciezko mi cokolwiek napisac, bo już nawet nie mam siły oddychacm a co dopiero myslec. Moj problem zaczal sie ponad pół roku temu. Chociaz moze i wczesniej, ale nie odczuwalam tego tak silnie. Po 1,5 roku zwiazku zostawil mnie chłopak, dla którego zrobiłabym wszystko. Rozstał sie ze mną z mojej winy i moze dlatego też to wszystko tak mnie boli i jeszcze bardziej przytłacza, ponieważ o wszystko obwiniam siebie. Nie cofne czasu, wiem o tym, ale staralam sie jak moglam dopóki nie powiedział, że już mnie nie kocha. Nie umiem życ bez niego. Nie potrafie nie podniesc po tym. Nie wiedziałam nigdy, że można kogoś tak pokochac z całego serca, aby oddac za niego swoje wlasne zycie, wskoczyc w ogień. Każdy dzien nie jest nastepnym dniem, nową szansa. Jest tylko kolejnym dniem bez niego. Dniem, w ktorym nie widze jego usmiechu, nie czuje jego obecnosci. Mijanie go i zwykle 'czesc' boli jak cholera. Mam ochote płakac z bólu. Miewałam ataki płaczu, mama musiala mnie uspokajac. Nie mam sily na nic, nic nie ma dla mnie znaczenia, moze dlatego prawie zawalilam II klase liceum. Ale jakos sobie poradzilam. Ogarnela mnie ahedonia i bezradnosc. Przytlacza mnie to, ze musze udawac, że jest ze mną okej. Winie sie za wszystko i tym samym karam samą siebie. Ciełam sie, mam pelno blizn na udach, nawet do miesa. Moze juz z 2 miesiace tego nie robie, poniewaz chcialam w wakacje zalozyc krotkie spodenki (jakby w ogole byl sens gdziekolwiek wychodzic). Ale odbijajac: robilam wiele glupich rzeczy: podtapialam sie, przypalam papierosem, piłam na umór i imprezowałam z przypadkowymi chłopakami. Jednak nigdy z żadnych (oprocz mojego byłego chłopaka) nie sypiałam. Tylko sie nimi bawiłam. Teraz nadal nie mam nic. Przyjaciele sie odwrócili, bo sie zmieniłam, zamknełam w sobie. Zostalam z tym sama. Z ta pustką, której nie potrafie wypełnic. To straszne budzic sie ze swiadomością, że nie ma po co wstawac, a tym bardziej dla kogo. Nikt mnie nie rozumie. Nie mam z kim o tym porozmawiac. Kiedys mialam, ale również ta osoba odeszła. Duzo razy mdlalam denerwujac sie tym. Zaspisano mi leki na uspokojenie, ale ich nie biore. Nie umiem sie odnalezc, czuje ze kazdy ma mnie za najgorsza. Mialam rowniez probe samobojcza, ale uratowal mnie przyjaciel. Nadal miewam mysli, aby skonczyc z tym wszystkim. Rodzina nie wie o tym wszystkim. Mama tylko pare razy widziala jak za nim placze, ale powiedziala, ze mi przejdzie, ze kogos poznam. A nie przechodzi. Nie chce nawet nikogo innego poznac. Chce jego. Zaczelam jednak znow udawac, ze jest w porzadku i ze o nim zapomniałam. A mowie to tylko dlatego, aby nie robic z siebie ofiary. Napisałam to ponieważ chcialam w jakis sposob, aby to ze mnie wyplynelo juz ktorys, niepotrzebny raz. Doceniajcie to co macie i kogo, pielegnujcie miłośc. Pozdrawiam i dziekuje za przeczytanie, P.
×