Witam! Bardzo proszę o pomoc... Chcę poznać Wasze opinie na ten temat. Więc może zacznę od początku (postaram się uwzględnić wszystko co może być ważne w sprawie). Mam 20 lat, 170 cm wzrostu/78 kg. Od września 2011 r do października 2012 roku leczyłam się na depresję (Asertin). W lipcu 2012 byłam z facetem, który uważał, że powinnam schudnąć, kazał mi jeździć rowerem po 50 km dziennie (dla palacza to istny mord). Raz, jadąc rowerem zaczęłam się trząść, w końcu okazało się, że mam lekkie niedocukrzenie (z badań krwi wynikało, że miałam 63). W końcu w sierpniu facet zerwał ze mną. Gdy to się stało, jeszcze przez miesiąc brałam Asertin na depresję i wtedy po odstawieniu leków, zaczęło się... Zaczęłam strasznie objadać się czekoladą i ciastkami, na początku to był niewinny batonik raz na kilka dni. Od jakiegoś roku codziennie muszę zjeść czekoladę, albo kilka batonów, chociaż z 30 dag ciastek czekoladowych, żeby funkcjonować. Co prawda nie tyję, ale męczy to mój portfel i żołądek, ciągle mam biegunkę, boli mnie żołądek. Około miesiąca temu, zauważyłam, że naprawdę mam z tym problem... Zjem 2-3 czekolady dziennie i nawet nie zbiera mnie na wymioty, tylko chcę więcej... Nawet na moje urodziny powiedziałam narzeczonemu, że zamiast prezentu chcę 2 duże bombonierki. Gdy jednego dnia zjem coś słodkiego, następnego jakoś się opędzę i powstrzymam to w kolejny dzień trzęsę się i spada mi cukier (mój narzeczony choruje na cukrzycę, więc mam możliwość regularnego mierzenia poziomu cukru). Normalne posiłki zastępuję czekoladą. Dodam też, że jeśli chodzi o słodycze, jestem wybredna, musi to być coś co mi smakuje. I więc w związku z tym, moje pytanie: mam się o co martwić? Czy powinnam skonsultować się z internistą czy już może lepiej z psychologiem? Z góry dziękuję za wszystkie pomocne odpowiedzi i nie hejtowanie mnie (wiem, że w tej grupie ludzie mają poważniejsze uzależnienia i problemy, ale dla mnie to JEST PROBLEM).