Skocz do zawartości
Nerwica.com

dragonfly

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dragonfly

  1. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi! @Psycholog. Dziękuję za nazwanie rzeczy po imieniu. Potrzebowałam tego, a sama nie potrafiłam się do tego zebrać. Dziś już widzę wyraźnie, że to toksyczny związek. Chcę się od tego uwolnić i zamierzam wktórce podjąć decyzje, bo czuję, że z dnia na dzień jestem coraz słabsza psychicznie i przestaję widzieć jasne strony życia. @Inga spróbuję o to zapytać przy najbliższej okazji. Zdarzało się, że pytałam, czy nie widzi, jak mnie rani, czy nie widzi, że staram się być jak najlepsza, a mimo potrafi być dla mnie zwyczajnie okrutny. Odpowiadał ze szczerością i spokojem, że widzi to wszystko. I tyle. Albo słyszałam, że jeśli cierpię, to sama przez siebie, bo mam niewłaściwe podejście itp. W sumie trudno się nie zgodzić. Sama w końcu godzę się na to, tkwiąc w tym... Błędne koło.
  2. Dobrze, że masz swoje dziecko i że udało Ci się wyplątać i uciec z tamtego związku. Nie mam komu się zwierzyć, dlatego napisałam na forum. Masz rację, że chyba potrzebuję kogoś, kto by mi pomógł, samej jest trudno i tylko wpadam w to głębiej. Normalnie zawsze myślałam, że o problemach w związku rozmawia się z partnerem, ale tu się tak nie da, bo z góry wiadomo, że okaże się, że przyczyny problemów leżą po mojej stronie. Już sama przestaję widzieć w sobie jakiekolwiek pozytywne cechy.
  3. Jest dokładnie tak jak mówisz. Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że będę w takiej sytuacji, to pewnie bym nie uwierzyła... Właśnie, te zapewnienia o miłości, chociaż to nie ma przełożenia na codzienne życie. Tzn. są czułe słówka, gdy jest dobrze, ale gdy tylko pojawi się choćby nieporozumienie, to jego chłód i bezwzględność są nie do uwierzenia. A później jak gdyby nigdy nic znowu mnie kocha. Jeszcze kiedyś, gdy po takich sytuacjach wyrażałam wątpliwość czy naprawdę mnie kocha, skoro tak mnie traktuje, to oburzał się, że go obrażam, bo wątpię w jego uczucia i znowu się zaczynało. Więc właściwie nie mam możliwości, by porozmawiać o tym, co mnie boli. Dzięki za rady, Inga. Spróbuję je zastosować. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w końcu dobrze się ułożyło. Jak ktoś czegoś takiego nie przeżył, to może być trudno w to uwierzyć. Najgorsze jest to, że to są tak subtelne, czasami trudne do nazwania sytuacje, do tego gdy jest się sam na sam z osobą, która ma taką moc wmawiania, to można się pogubić, zwątpić, tym bardziej, gdy ta osoba jest kimś ważnym dla nas.
  4. To prawda, tak się czuję. Zdarzają się chwile, że jest dobrze, ale najczęściej jest tak wtedy, gdy cały czas mam się na baczności i pilnuję się z każdym zdaniem, by nie powiedzieć czegoś, co go sprowokuje do słownego ataku. Tylko że od jakiegoś czasu im bardziej staram się uważać, tym bardziej absurdalne zarzuty słyszę. Zaczynam się tłumaczyć, a wtedy zaczyna się łapanie za słówka, przeinaczanie moich słów, przepraszam za to, że może nieodpowiedniego słowa użyłam, proszę, by uwierzył, że naprawdę mam na myśli to, co mówię, ale nie ma szans, jak gdyby z góry miał założenie, którego nie zamierza zmienić. Dziękuję za Wasze odpowiedzi! Tak, rozważam to poważnie, aby dać sobie spokój, bo nie mam już sił, pomimo że mi zależy. Nie wiem, dlaczego do tej pory tego nie zrobiłam, chyba przez to, że jest uczucie. Nawet wtedy, gdy miałam w końcu powiedzieć "dosyć" zaczynałam się na nowo zastanawiać, czy faktycznie nie zawiniłam, czy nie mogłam zachować się lepiej, a jeśli mogłam, to zaczynałam mieć poczucie winy, a jeśli nie mogłam, to zaczynam tłumaczyć sobie jego zachowanie i jakoś brakuje mi odwagi. Ale chyba w końcu zbiorę się w sobie. Zdaję sobie sprawę, że nie tak to powinno wyglądać.
  5. Nie, nie jesteśmy małżeństwem, dzieci też nie mamy.
  6. Witajcie. Jest taka sytuacja: byliśmy razem, na początku było dobrze (choć później dowiedziałam się, że nigdy nie było), później przyszły problemy codziennego życia, zaczęło się tzw docieranie i dziś już właściwie czuję się starta na proch tym docieraniem. Mam do Was pytanie, bo potrzebuję chyba poczytać jakiś opinii osób patrzących z zewnątrz, sama zaczynam się gubić, mimo że wydaje mi się, że wiem jak jest. Co zrobić w sytuacji, gdy partner wmawia urojenia, zaburzenia psychiczne, kompleksy, we wszystkich moich ruchach widzi podstęp i złe intencje, właściwie podważa wszystko, co mówię, co myślę, co czuję. Kiedy tłumaczę swój punkt widzenia, wszystkie wyjaśnienia są odrzucane i słyszę, że powinnam się nad sobą zastanowić albo że widocznie nie jestem w stanie zobaczyć, jaka jestem. Nie mam problemów z określeniem tego, co myślę, czuję, jakie są moje motywacje, nie mam kompleksów, ale wszystko jest podważane - dochodzi do tego, że czuję momentami, jakbym odchodziła od zmysłów. Dochodzę do wniosku, że człowiekowi można wmówić wszystko przy odpowiednim natężeniu powtarzania. Przecież nie udowodnię tego, co mam w głowie. Jakieś przeszłe kłótnie, które już (wydawałoby się) wyjaśniliśmy sobie, za każdym razem wracają w formie wyrzutów, wypomniania, coraz bardziej wyolbrzymiane. Zaczynam już wysiadać psychicznie, coraz częściej płaczę, co wywołuje tylko obojętność albo komentarze w stylu "nei ma co ryczeć". Oczywiście, nie jestem idealna, kłóciliśmy się nieraz, bo nie zgadzaliśmy się w różnych kwestiach, ale zdawało mi się, że ostatecznie zawsze dochodziliśmy do porozumienia i z czasem zaczęło być dobrze. Niestety, z czasem okazało się tylko, że każdy mój błąd został zapamiętany i będzie mi wypominany za każdym razem, kiedy dojdzie do sprzeczki. Dodam do tego, że za każdym razem, kiedy słyszę raniące słowa, to później mam jeszcze odpowiedź w rodzaju "nie, ja cię nie obrażam/ jesteś nadwrażliwa/ masz chyba problem/kompleksy". Z drugiej strony każda moja próba zwrócenia uwagi na coś, z czym jest mi źle kończy się awanturą i zarzutami, że krytykuję. Okazało się też, że mamy w wielu kwestiach różne światopoglądy, ale o ile ja potrafię to zaakceptować, to jemu czasami nawet trudno nawet udawać, że toleruje mój punkt widzenia. A to wszystko podlane sosikiem pt. "przecież cię kocham". Czasami zdarza się, że mnie przeprosi, gdy sam widzi, że przesadził z psychicznym miażdżeniem mnie, ale to się rzadko zdarza. Zresztą to niewiele zmienia. Staram się wciąż być jak najbardziej w porządku, ale powoli tracę siły i czuję, że popadam w mega dół, coraz mniej mi się chce, zaczynam czuć się kimś beznadziejnym, choć na zdrowy rozsądek wiem, że tak nie jest. Każda rozmowa kończy się odwracaniem kota ogonem, a później słyszę, że nic nie rozumiem. Nie wiem, czy to, co napisałam ma jakiś sens, ale potrzebowałam się gdzieś wygadać.
×