Witam!
Jestem tu nowa. :) Nie do końca wiem, gdzie skierować swój wątek, gdyż w sumie mogę podpisać mój problem pod wszystko, ale mam nadzieję, że może ktoś z Was trochę mi pomoże, porozmawia, wesprze lub wyjaśni.
Moje lęki zaczęły się już w okresie dzieciństwa - pamiętam, że mając 7-8 lat już coś takiego się pojawiało. Teraz mam 21 i nic nie znikło. Już wyjaśniam, o co chodzi.
Od dziecka męczą mnie natrętne myśli, których się boję. Myśli, które jestem w stanie teraz sobie wytłumaczyć, a jednak, sprawiają, że lęk i niepokój uniemożliwia mi funkcjonowanie, np. gdy jest ciemno, gdy jestem sama. Myśli te pojawiają się pod postacią przerażających obrazów, zwykle związanych z duchami lub innymi mało przyjemnymi rzeczami.
Nie jestem w stanie wyjść do toalety bez rozglądania się po całym domu. Zawsze rozpalam wszędzie światła. Od kilku lat nie spałam bez zapalonej lampki... I może brzmi to śmiesznie, w momencie wyobrażenia nie jest to dla mnie zabawne. Po prostu moja głowa obsypuje mnie niekontrolowanymi, okropnymi obrazami. Że gdy spojrzę się na szybę w drzwiach w łazience, zobaczę za nią dziwną twarz albo stopy czegoś, co nie potrzebuje grawitacji do istnienia(czyli krótko mówiąc jakieś okropne duszysko! ). Dodam, że wraz z dorastaniem pojawił się także dość charakterystyczny dla nerwicy lękowej strach przed śmiercią, przyszłością, stratą bliskich. Jestem w stanie sobie teraz uświadomić, że to tylko głupia myśl, co mnie na chwilę uspokaja. Jestem spokojna przez następne 2 minuty, po których przychodzi kolejna myśl. Potem następna i tak dalej... Świadomość tego, że to wcale nie musi być prawda nie pomaga.
I zawsze pojawia się ta natrętna myśl: "Okej, niby to nie jest prawda, bo przez tyle lat jednak nigdy nic mi się w rogu pokoju nie pokazało A CO, JEŚLI TO DZISIAJ JEST TEN DZIEŃ, W KTÓRYM MI SIĘ POKAŻE I ZACZNIE MNIE NĘKAĆ?"
Wiem, że być może fundamenty tego znajdują się w okresie dzieciństwa - moi rodzice od zawsze kłócili się, często na mnie krzyczeli, a gdy kilka razy wystraszyłam się strasznego filmu, nikt mi z tym nie pomógł. Po prostu leżałam w pokoju i płakałam, a tata nie rozumiał, czemu boję się ciemności i gasił lampkę w pokoju. Mam także zaniżone poczucie wartości. Jak widzicie, jestem świadoma tego, skąd te problemy mogą wynikać. Jednak nie jestem w stanie sobie z nimi poradzić.
To trochę tak, jakbym miała dwa kompletnie różne stany w psychice - potrafię być pewną siebie, wesołą i bardzo optymistycznie myślącą osobą, po czym przychodzi zupełnie odmienny, depresyjny stan. Co ciekawe, natrętne myśli towarzyszą mi nawet wtedy, kiedy jestem wesoła!
Próbowałam nawet jakiś czas temu medytować. I faktycznie - udało mi się wyciszyć wszelkie myśli i obserwować to, co dzieje się w mojej głowie. Jedyne, co mnie atakowało, to przerażające obrazy i myśli, że gdy mam zamknięte oczy, coś pojawia się w moim pokoju i na mnie patrzy. Albo że po otwarciu oczu coś mnie zaatakuje.
Jak sobie z tym poradzić? Zawsze byłam wrażliwą i strachliwą osobą, ale życie w permanentnym dyskomforcie jest bardzo męczące. Mam wiele stresów i zmartwień(przede wszystkim chora matka po guzie mózgu, z którą mieszkam, i która jest bardzo niemiła dla całej rodziny), które na pewno nasilają natrętne myśli, ale nie mam możliwości odcięcia się od tego, przynajmniej przez najbliższe 2-3 lata(być może, gdy będę miała możliwość wyprowadzki, trochę odpocznę, jednak odpoczynek od stresów i mamy zwykle nie pomagał, myśli zawsze wracały). Jak sobie z tym radzić?