Nie wiem, byc moze. Nie siedze codziennie samotnie w domu. Wgl ja wciaz wychodze. W sumie od kilku miesiecy nie bylo dnia, zebym czegos nie robila ze znajomymi. Na sile uciekam od samotnosci i robie zawsze wszystko, zeby kogos znajomego wyciagnac z domu. Kiedys bylo tak, ze wgl nie wychodzilam i dzis kazdy moj dzien jest tego przeciwienstwem. Ale wlasnie wydaje mi sie, ze chodzi o to, ze to nie ja sama sie zmienilam, tylko styl zycia. Serio, coraz gorzej sie czuje nawet z przyjaciolmi, mam wciaz wyrzuty sumienia o COS. Zawsze jest cos, czasem nawet nie wiem co. I dzisiaj nie moge sie powstrzymac, zeby sie nie ogarniac juz i zostac w domu.
Jakbym przeczytala to wyzej majac np 15 lat, to nie poznalabym siebie i pomyslalabym, ze ta osoba nie docenia tego, ze ma wgl mozliwosc bycia z ludzmi. Zawsze marzylam, zeby ta samotnosc sie juz skonczyla. Doceniam moich przyjaciol i nie w nich jest problem, tylko we mnie. W sumie dla mnie najgorsze jest to, ze jestem kiepska przyjaciolka przez te wszystkie schizy (zeby nie bylo. bo nie uwazam, ze tylko oni maja mi cos dawac od siebie)