Skocz do zawartości
Nerwica.com

agaetis

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia agaetis

  1. agaetis

    Życie mnie przeraża.

    Witam wszystkich. Na forum trafiłam przypadkiem – mam dziś gorszy dzień, jeden z wielu... Może „wypisanie się” tutaj mnie do czegoś zmobilizuje, poprawi mój stan w którym znajduję się pewnie na własne życzenie. Mam prawie 26 lat i dojmujące poczucie, że już dawno powinnam być dorosła. Jednak zamiast tego ciągle uciekam. Przed problemami, odpowiedzialnością, przyznaniem się do błędów, usamodzielnieniem. Mieszkam z rodzicami w małej miejscowości, jestem jedynaczką. Od października mam pierwszą stałą, poważną pracę, za którą dostaję pensję całkowicie wystarczającą na moje potrzeby. Dwa kierunki studiów skończyłam na etapie licencjata, trzeci rzuciłam po pół roku nauki. I nie wiem o co chodzi mi w życiu. Zaczynam mnóstwo spraw, żadnej tak naprawdę nie kończąc. W nieskończoność odwlekam. Wszystko. Zarówno takie rzeczy jak pójście do dentysty (bo boję się bólu i tego, że lekarz skrytykuje moje zaniedbanie), czy zamknięcie nieużywanego konta w banku , jak również codzienne, banalne czynności w rodzaju nauki języka czy zadbania o swoje ciało. Pisanie obu prac licencjackich było drogą przez mękę, obroniłam się w ostatnich możliwych terminach i przy dobrej woli osób egzaminujących, bez tego pewnie nigdy bym nie zamknęła tego tematu. Moja nieumiejętność zmobilizowania się do działania przynosi problemy w pracy. Nie umiem przyznać się do błędów od razu, potem one narastają i doprowadzają do utraty zaufania ze strony szefostwa. Ciągle wydaje mi się, że szefowa ma o coś do mnie pretensje, że mnie nie znosi, że ją irytuję... Ostatnio od tygodnia nie potrafię powiedzieć jej o jednym przeoczeniu, bo boję się konsekwencji. Że na mnie nawrzeszczy i wywali... A każdy dzień zwłoki nie sprawia przecież że problem staje się mniejszy, wręcz przeciwnie. Tak bardzo się boję. Że zostanę sama, gdy moi rodzice odejdą. Że nigdy sobie nie poradzę i nie radziłam, bo przez lata wypracowałam sobie w wyobraźni swoje własne „życie”, jak w szklanej kuli z dala od poważnych problemów. One mnie nie dotyczyły... Chciałabym zniknąć. Nie widzę sensu wstawania rano, jeżdżenia do pracy, spotykania się z ludźmi. Mam grono znajomych, ale ono powoli się wykrusza, zresztą wszelkie relacje powoli zaczynają mi być obojętne. Na nikim mi nie zależy. Od pół roku spotykam się z kimś, jestem w związku... Ale to też wydaje mi się takie mało realne, wyblakłe, nieważne. Tym bardziej, że ta osoba sama przyznała że nie wie co do mnie czuje. Jest mi z nią dobrze, ale... nie umiem się do końca zaangażować. Bo boję się że ona i tak odejdzie, jak wszyscy wcześniej. Bo nie nadaję się do kochania, do bycia z kimś. Nawet nie wiem, czy tego chcę. Przed innymi udaję, że coś robię ze swoim życiem. Bo przecież pracuję, oszczędzam pieniądze, staram się uprawiać sport i chociaż trochę o siebie zadbać. Ale tak naprawdę nie widzę w tym sensu. I mimo że życie jest mi tak bardzo obojętnie, bardzo się boję, że ono się skończy. Przeraża mnie myśl o śmierci, mimo że czasem bardzo chciałabym nie istnieć. Nie potrafię zmobilizować się do wizyty u psychologa, psychiatry, mam wrażenie, że to w niczym mi nie pomoże... Nie chcę faszerować się lekami. Sama nie wiem czego chcę...
×