
madeline07
Użytkownik-
Postów
26 -
Dołączył
Treść opublikowana przez madeline07
-
Uzależnienie od seksu, masturbacji i komputera
madeline07 odpowiedział(a) na facetalfa temat w Uzależnienia
Cześć, masturbacja jest oczywiście dla ludzi, ale korzystanie z pomocy prostytutek czy przypadkowy seks, na pewno Ci nie służy. Nie chciałbyś mieć po prostu dziewczyny? Kogoś, z kim mógłbyś stworzyć relację? Powinieneś się zastanowić, co sprawia, że tak bardzo lubisz się masturbować i jakiego rodzaju seks sprawiałby Ci radość. Jeśli znajdziesz odpowiednią partnerkę, a Ty opowiesz o swoich potrzebach, z czasem poznacie się tak, że będziesz chciał seksu z nią. Miałeś kiedyś dziewczynę? Co do uzależniania od komputera, nie pomoże z całą pewnością to, że powiesz "od dzisiaj koniec!". Zdaję sobie sprawę, jak trudne jest zerwanie z nałogiem. Dlatego spróbuj od małego kroku, na przykład od tego, że posiłki jesz zawsze w kuchni/jadalni, z dala od komputera. Nie mów sobie, że to musi przyjść od razu. Zastanów się również, co zawsze dawało Ci kopa poza komputerem i dlaczego tak bardzo podobają Ci się gry. Być może próbujesz sobie zastąpić coś, czego brakuje Ci w życiu lub stłumić trudne emocje. Powodzenia :) ! -
Oczywiście, że nie trzeba :) Można robić dużo innych rzeczy. Zresztą nie jestem na specjalności nauczycielskiej. Ale to i tak nie ważne, bo zmieniam studia .
-
Nie polecam Scanmedu... Z moim problemem poszłam do pani psycholog, która z podejrzeniami nerwicowymi skierowała mnie do psychiatry. Psychiatra przyjęła mnie z półgodzinnym poślizgiem, poganiana przez innych pacjentów, cośtam posłuchała, nie zadała mi żadnych pytań, zapytała tylko, czy chcę leki (ale na co?), kazała dalej chodzić do psychologa. Psycholog zapytała mnie o dzieciństwo, zrobiła testy osobowościowe i diagnoza: ona nie wie, skąd się to bierze. Dziękuję, dobranoc.
-
Ja też jestem z Krakowa :) Studiuję polonistykę
-
logan1993, Twoje natręctwa nie są żadnym szczególnym rodzajem (o ile takie "szczególne rodzaje" w ogóle istnieją). Oczywiście wiesz, że wszystko, co sobie wmawiasz, to jest nieprawda - i to już połowa sukcesu! Wiesz, że nie jesteś pedofilem i wiesz, że nikogo nie potrąciłeś i oczywiście nie da się tego nie zauważyć. Zastanów się, oczywiście czysto teoretycznie, czy sam akt bycia pedofilem (tj. "podniecania się" na widok dzieci) jest taki zły jak dojście do CZYNU, czyli np. molestowanie dziecka. Nad czynami przecież masz kontrolę. Nawet gdyby Twoja dziewczyna podobała Ci się ze względu na młody wygląd, to przecież nie jest nic złego, jeżeli rzeczywiście nie jest ona dzieckiem. Niektórych pociągają "anielskie twarzyczki", czy niewinność. O ile nie traktujesz jej jak dziecko, ani nie zmienia to nic w waszej relacji, nawet gdyby tak było, czego się boisz, nie jest to coś złego. Jeśli chodzi o potrącenia, radzę Ci, żebyś zawsze bezwzględnie jechał dalej, niezależnie od tego, jak bardzo się boisz, czy kogoś potrąciłeś. Ponad to za każdym razem sobie powtarzaj, że to nieprawda. Zawsze na przejściu dla pieszych możesz też zwolnić i oczywiście zatrzymywać się, gdy idą piesi. Wtedy dodatkowo uzyskasz komfort, że nawet, gdybyś kogoś potrącił, jedziesz na tyle wolno, że nikomu nic się nie stanie. Przede wszystkim jednak NIE ZAWRACAJ i rób to konsekwentnie, aż w końcu Twój mózg porzuci tę myśl. I nie musisz z natrętnymi myślami zaciekle walczyć. Pozwól sobie na nie, zaakceptuj je, ale niech te myśli nie powodują działań. Tzn. masz "złe myśli", ale mimo to rób wszystko tak samo, jakbyś to robił, gdybyś tych myśli nie miał. Życzę powodzenia i pozdrawiam :)
-
Zamotałam, bo trudno mi to nazwać . Ale właśnie to jest coś w rodzaju natrętnej myśli, o której nie pozwalam sobie zapomnieć. Próbuję zaburzyć taki naturalny tok myślenia i nie potrafię się na niczym skoncentrować, bo cały czas myślę o tym, co powoduje u mnie strach. Nie zdiagnozowano u mnie nerwicy, bo nie byłam u lekarza psychiatry, jedynie dwa lub trzy razy u psychologa. Czekam, aż skończę za miesiąc 18 lat i będę mogła sama pójść, bo moi rodzice boją się tego problemu i nie za bardzo chcą mi pomóc. Nie biorę leków i nie chcę.
-
(Nerwicowe) zauroczenie w innych ludziach-co to jest?
madeline07 odpowiedział(a) na lunatic temat w Nerwica lękowa
Miałam coś takiego z moją nauczycielką. To było bardzo dziwne uczucie. Ona jest bardzo miła, inteligentna, ale w pewien sposób również zdystansowana. I to zdystansowanie mnie pociągało. Chciałam je przełamać i sprawić, żeby okazywała mi uczucia inne niż okazywała komukolwiek innemu. Kiedy wyobrażałam sobie coś przyjemnego, bardzo często były to wizje z jej obecnością. Tylko częściowo mogę zgodzić się z tym, że brakowało mi miłości. Zresztą ona nie była odpowiednią osobą do tego, bo jest dosyć zachowawcza, ale właśnie dlatego pragnęłam jej zainteresowania, chciałam, by traktowała mnie wyjątkowo. Bałam się, że dostanę obsesji na jej punkcie, ale tak się nie stało. To wszystko znikło samo. Czy uważasz, że Twoje "zauroczenia" przebiegają podobnie? Zastanów się, co łączy wszystkie osoby, które sobie upodobałaś. Może to jakaś konkretna cecha, której szukasz w ludziach. Masz w sobie również potrzebę bycia dla kogoś wyjątkową, najważniejszą. Czy są w Twoim życiu osoby, dla których pełnisz taką rolę? Być może to właśnie brak takiej osoby sprawia, że chcesz się tak poczuć. Wspomniałaś, że te osoby są dla Ciebie miłe - może być tak, że najzwyczajniej w świecie to porusza Twoją wrażliwość. Przecież to fantastyczne uczucie, gdy ktoś traktuje nas z szacunkiem. Traktuj tak również innych. Nie przerażaj się bardzo tym stanem - to z pewnością Twoje ciało/umysł chce Ci coś przez to powiedzieć. Musisz jednak dojść do tego, co to jest. Na pewno dasz radę! :) -
Twój problem polega przede wszystkim na tym, że nie potrafisz zapomnieć o oddychaniu. Gdybyś o tym nie myślał, najprawdopodobniej czułbyś się całkowicie dobrze. Twoim zadaniem jest nauczyć się zapominać o tym. A to nie jest łatwe, sama mam problem z tym. Co trzeba zrobić? Zaakceptuj te myśli. Powiedz sobie, że one są i pozwalasz im być w Twojej głowie. Potraktuj je tak, jakbyś miał gips na ręce. Masz go, ale starasz funkcjonować dalej pomimo niego. Rób więc wszystko tak, jak robiłeś do tej pory, a gdy pojawia się skupienie na oddechu, rób to dalej, ale pozwól sobie na to skupienie. Musisz jednak cały czas wykonywać czynności, które robiłeś, nie rezygnować z planów. Z czasem Twój mózg uzna, że to jest nieważne i zapomni o tym. Gdy znów Ci się przypomni to skupienie, będziesz przyzwyczajony do stanu, w którym o tym nie myślałeś i szybciej będziesz potrafił o tym zapomnieć. Alkohol czy używki to nie jest pomoc. Pomocą jest odpowiednia strategia, aby przechytrzyć Twój strach. To umiejętność, której można się nauczyć. Potraktuj to jako wezwanie, które sprawi, że dzięki temu będziesz potrafił w przyszłości bardzo szybko uporać się z czarnymi myślami. Bądź dobry dla siebie, pozwalaj sobie na przyjemności, poddaj się na chwilę znużeniu - masz prawo być zmęczony. Zaangażuj się w jakąś inicjatywę, projekt, ideę, która Cię pochłonie. Zacznij robić coś nowego (nauka nowego języka, jakiegoś sportu, wolontariat?). Poczuj, że żyjesz. Twój strach może wynikać z braku życiowego spełnienia. Rozpocznij dialog ze sobą i zapytaj się, co sprawiłoby, że byłbyś szczęśliwy. Te problemy to po prostu sygnał Twojego organizmu, który mówi, że chce odpocząć, zmienić coś. Uważaj na alkohol. 12 piw dziennie to ogromna ilość. Alkohol Ci nie pomoże, a zaszkodzi. Pozwól sobie na trochę cierpienia - uodpornisz się na nie. I pójdź do lekarza sprawdzić, czy rzeczywiście Twoje wyniki są w porządku, to również da Ci wsparcie psychiczne. Trzymam kciuki!
-
Cześć! Nie jestem pewna, czy to właściwy dział, ale mój 'nowy' problem jest bardzo dziwny i nie do końca wiem, jak go właściwie opisać. Ogólnie chodzi o to, że mam problem z zapominaniem. Nasze myśli przeskakują z wątku na wątek, co jest dla ludzi naturalne. Obserwując ten proces wpadam w dziwną pętlę, a mianowicie nie pozwalam sobie na to, by moje myśli tak płynęły. Nie pozwalam sobie skupić się w pełni na czymkolwiek i cały czas w mojej głowie jest myśl: "nie potrafię o tym zapomnieć". O czym? O tym, żeby nie zapomnieć. To powoduje u mnie poczucie lęku, niepokoju i "kotłowania się" w głowie. Po prostu paraliżuje mnie myśl o tym, że nie będę potrafiła zapomnieć o lęku, strachu. Jak sobie z tym poradzić? Mam nadzieję, że jest to chociaż trochę zrozumiałe.
-
Cześć! Chciałam podzielić się z Wami moim problemem. Myślę, że mam nerwicę lękową, choć nikt u mnie tego nie zdiagnozował. Nie było okazji. Nie mówię o tym innym, bo inni tego nie rozumieją. Moje stany to takie natręctwa powiązane ze strachem. Boję się czegoś, a natręctwa szukają możliwości do zrealizowania obiektu moich obaw. Taka współpraca. Byłam trzy razy u psychologa. Nie potrafiła mi pomóc, a do psychiatry moi rodzice boją się iść, boją się mojego problemu, więc udaję, że wszystko jest ok. Mój lęk towarzyszy mi szczególnie wtedy, kiedy mam zaplanowane coś przyjemnego, coś fajnego lub ważnego dla mnie. Wtedy głównie boję się, że nie usnę w nocy i następnego dnia nie będę mogła w pełni przeżywać tego, bo będę się źle czuła, albo nie będę w stanie się skoncentrować, a to będzie mi potrzebne. Jutro wyjeżdżam w góry i cały mój dzisiejszy dzień determinuje strach o to, co będzie w nocy i że moi rodzice będą musieli po mnie przyjechać tam, bo nie będę w stanie funkcjonować. Zazwyczaj zasypiam po ok. 2-3 godzinach, ale zdarza się i tak, że zasypiam o 4 rano lub w ogóle, a w dzień nigdy nie śpię (bo się boję) i rzeczywiście jestem pół żywa, oprócz tego, że okropnie zmęczona, nie jestem w stanie jeść i mam jakieś zaniki pamięci, brak poczucia czasu i jeszcze silniejszy strach. Co mam robić? Chcę normalnie żyć!
-
Nie wiem czy zrozumiesz, jak kolejny raz powtórzę, że nie miałam na myśli tego, żeby, jak to określasz, "leczyć się paciorkami" -,-, a raczej uspokojenie, że rzeczy spowodowane chorobą nie są grzechem... Poczytaj jeszcze kilka razy, może załapiesz . Zresztą, myśl sobie co chcesz, to nie jest miejsce, żeby sobie słówka wytykać, tylko żeby pomóc sobie.
-
Essprit, nie rozumiem, dlaczego wzięłaś/wziąłeś wyrażenie "oddać się Bogu" w cudzysłów, skoro nic takiego bynajmniej nie powiedziałam. Ja radzę osobie wierzącej, żeby po prostu pomodliła się w intencji swoich obaw, natręctw, itd. Bo dlaczego nie? Skoro Myślicielka jest osobą wierzącą, Bóg jej pomoże pokonać ten problem (dlaczego nie?). Ale nie miałam absolutnie na myśli tego, żeby się nie leczyć! Zresztą nie wydaje mi się, żeby z mojej wypowiedzi coś takiego wynikało. Poza tym nie jestem zwolenniczką leczenia wszystkiego lekami, za o wiele skuteczniejsze uważam radzenie sobie "na trzeźwo" odpowiednim tokiem myślenia, co pozwala na trwałe poradzić sobie z kompulsjami i taki tok myślenia zaproponowałam - sama zmagałam się z natręctwami tego typu i mówię o tym, co mi pomogło. Również zaproponowałam, aby pogadać z taką osobą zakonną - bo to pomaga. I właśnie - tutaj masz rację, oni w tym przypadku odradzają przystępowanie do zakonu i o to właśnie mi chodziło, żeby podejść do tego racjonalnie. Skoro myślicielka studiowała teologię to rozumowanie w sposób teologiczny może jej pomóc, skoro będzie w i e d z i a ł a, że jej obawy są bezpodstawne. Ja proponuję rozwiązanie tego problemu oparte na wierze - bo to też pomaga i mi też pomogło. I nigdzie nie powiedziałam, żeby się nie leczyć i "oddać Bogu". Troszkę niemiłe jest powiedzenie "chyba doszczętnie Cię pogięło!", jeśli nie do końca zrozumiałeś/zrozumiałaś przekaz. I to od osoby, która bezpośrednio sobie z tym już poradziła :)
-
Myślcielko, na pewno wiesz, że jednak Bóg nie chce Cię w zakonie. Wiesz także, że to jest jedynie obsesja - sama to powiedziałaś. Wierz mi, że gdyby Twoim powołaniem było znaleźć się w zakonie, byłabyś tego o wiele bardziej pewna niż jesteś. Moim zdaniem, najlepszą drogą do uwolnienia się od natręctw tego typu jest nabieranie wiedzy o tym. Może zapytaj o to jakiegoś księdza/zakonnika, skąd on wiedział, że to właśnie to? Nie bój się mu powiedzieć, że masz takie kompulsje. Pomódl się też do Boga i powierz mu swoją rozterkę, powiedz mu, jak Ci jest trudno, a On Cię na pewno nie zostawi. A rzeczy o których mówisz, np. że wszystko wydaje Ci się grzechem też Mu powierz. Bóg się aż tak nie rozdrabnia, spokojnie - przecież wiesz, że jest sprawiedliwy i nie zrobi nic w bezsensowny sposób. Swoje natręctwa uspokajaj racjonalną wiedzą. Przecież nie liczy się ilość paciorków, wystarczy czasami znak krzyża żeby się pomodlić. Cały czas sobie tłumacz, a przede wszystkim - nie ulegaj kompulsjom - Bóg zrozumie, że to choroba. Przecież wiesz.
-
Ja mam tak również - po nieprzespanej nocy potworny spadek nastroju i nasilone lęki. Dodatkowo pojawia się coś dziwnego, a mianowicie takie coś, co nazywam "rozluźnieniem mózgu", nie potrafię tego dokładnie opisać, ale chodzi o to, że mam poczucie takiego snu na jawie - tak jakby zaburzoną ciągłość wydarzeń. Mimo że nie śpię, mam wrażenie, że coś mnie ominęło, że coś przespałam i że to, co się przed chwilą wydarzyło jest takie mgliste, odległe. To jest uczucie podobne do tego, jakie mamy we wczesnej fazie zasypiania, powoli odpływamy. Również zaburzone mam poczucie czasu - coś, co trwało kilka minut, mam wrażenie, że trwało godzinami i na odwrót - mam wrażenie, że jest godzina 10, a to już 15... To uczucie jest gorsze niż zwykłe niewyspanie, nie wiem co to jest, ale ewidentnie pojawia się po niewyspaniu lub silnym, kilkudniowym stresie/lękach, co oczywiście wzmaga całość, powoduje uczucie niepokoju. Czasami trwa kilka godzin, czasami cały dzień, a najdłużej trwało 6 dni. Nie wiem, czy to ma jakiś termin i czy powinnam z tym iść do lekarza? Podobne są objawy też do derealizacji/depersonalizacji, ale nie wiem, czy to dokładnie to.
-
nerwa, jeśli chodzi o tragiczne samopoczucie po nieprzespanej nocy, mam tak samo. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego moi znajomi bez problemu potrafią zarwać noc, a ja, kiedy nie prześpię nocy czuję się fatalnie, też nie potrafię spać w ciągu dnia... I ten fakt napędza nową falę strachu. Bo skoro wiem, że fatalnie się czuję po nieprzespanej nocy, to zaczynam się bać, że nie zasnę, co oczywiście powoduje, że nie śpię i wszystko się zapętla, to straszne. Szczególny strach odczuwam, gdy na następny dzień mam zaplanowane coś fajnego (np. wycieczka, impreza) lub coś ważnego (np. egzamin), bo wtedy się stresuję: "jak teraz nie zasnę, to jutro nici z moich planów, bo nie będę w stanie...". Wegetacja - bardzo trafnie to określiłaś.
-
Ja mam zawsze takie uczucie jak nie prześpię nocy, a czasami również i wtedy, kiedy wszystko jest OK, a mianowicie mam właśnie takie poczucie odrealnienia i snu na jawie. Dodatkowo, co jest bardzo nieprzyjemnym uczuciem, mam wrażenie chwilowych "luk w pamięci"(czasami mamy tak jak nie do końca zaśniemy i nagle się obudzimy) i ja też mam co chwilę wrażenie, jakbym się właśnie przed chwilą obudziła i czas płynie w dziwny sposób: nie czuję upływu dnia, wydaje mi się, że minęło mnóstwo czasu, choć tak naprawdę upłynęło kilka minut, właśnie uczucie łudząco podobne do zasypiania. I właśnie chodzę ciągle ziewająca, mam zwiotczałe mięśnie, a do tego koszmarny nastrój, płakać mi się chce, wtedy nasilają się lęki i mam wrażenie, że nic już nie będzie dobrze, jestem drażliwa na ludzi i nie mam ochoty na jakąkolwiek działalność, która wymaga ruszenia się czy większego zaangażowania. Czy to mogłaby być depersonalizacja/derealizacja czy to coś innego?
-
Ja też czasami miałam takie natrętne myśli na tle religijnym, ale nauczyłam się z nimi radzić, bo wiem, że te moje myśli nie są spowodowane grzesznością, lecz chorobą, ksiądz mi zawsze w spowiedzi radzi, aby powierzyć to wszystko Bogu. I mówię Mu: nie słuchaj mnie, ja tak naprawdę nie myślę, pomóż mi z tym walczyć. Wiem, że mnie wysłucha i wybaczy to wszystko. To samo z opętaniami, dopóki się dowiedziałam, że to niemożliwe, żeby coś takiego się wydarzyło (pisałam już o tym długiego posta). Czasami w natręctwach tego typu pomaga po prostu wiedza, że nawet jeśli tak "źle" myślę, to spowodowane jest chorobą, a więc nie jest dobrowolne, więc nie jest grzechem. Zaakceptuj swoją chorobę i gdy pojawiają się natrętne myśli, powiedz sobie "to tylko moja nerwica" i zignoruj tę myśl, potraktuj ją jako coś, co po prostu jest, jako część Twojej osobowości, pozwól, żeby przez ciebie płynęła, ale nie podejmuj żadnych działań z nią związanych. Po prostu pozwól sobie, aby w Tobie trwała i nie obwiniaj się o nic - masz prawo mieć takie myśli i nie jesteś w tym sama. Próbuj się odrywać co jakiś czas ze świata w Twojej głowie i obserwować świat zewnętrzny. Mi to wszystko pomogło, więc Ci to przekazuję. Powodzenia :)!
-
Dlaczego nie traktują nas poważnie?
madeline07 odpowiedział(a) na Olivandera89 temat w Nerwica lękowa
Ja też tak mam... Nie mam stwierdzonej nerwicy lękowej, ale też okazji to stwierdzania nie było, bo staram sobie z tym radzić, raz mi idzie lepiej raz gorzej... Ale faktem jest, że czasami zdarzają mi się bóle na tle nerwicowym, duszności, drętwienie rąk, itd... Moja lekarka traktuje mnie jak wyrzutka, bo przecież nic mi nie jest, patrzy się na mnie lekceważąco i z politowaniem... Moi rodzice wiedzą o tych problemach i wolą się od nich trzymać z daleka. Nazywają to "świrowaniem", pojawiają się też określenia "trele-jęki", "te twoje tam lęki"... Więc nie mówię im, jak źle się czuję, chyba że naprawdę jest tragicznie i potrzebuję pomocy. Nawet moja psycholożka szukała "innych powodów"... Dlaczego ludzie traktują osoby z takimi problemami jako wyrzut społeczny, coś "nienormalnego", z politowaniem i wiecznym pobłażaniem? Trzymajmy się razem i nie dajmy się :)! -
puszekokruszek, to jest jeden z tych rodzajów lęku przed sytuacją, która hipotetycznie może nas spotkać i boimy się, że nas spotka (to tak jak np. bać się gwałtu czy wypadku samochodowego - może nas przecież zawsze spotkać, ale spotyka raczej małą grupę ludzi). Borykałam się często z tego typu dylematami. Os też się boję, ale chyba tak jak każda dziewczyna . Natomiast Twój lęk jest taki, że myślisz o tym dodatkowo, nawet gdy nie spotyka Cię "zagrożenie" bezpośrednie, już teraz o tym myślisz, kiedy jeszcze te owady za bardzo nie wylazły z otchłani ciemności . Użądliła Cię kiedyś osa? Jesteś uczulona na użądlenia? Jeśli nie, możesz spróbować się uspokoić myśleniem, że nawet jeśli Cię użądli, nic szczególnego się nie stanie, zaboli na kilka minut i przestanie. Powinnaś też oczyścić głowę z myślenia o tym "zawczasu". Pozwalaj sobie na strach, ale powtarzaj, że to jest właśnie tylko lęk i myśl o tym, że nic się strasznego nie stanie, nawet jeśli zostaniesz zaatakowana przez tego żarłocznego potwora. Myślę, że na dłuższą metę lepiej zadziała konfrontowanie się z problemem - np. gdy zobaczysz osę, nie ruszaj się przez chwilę i poczekaj aż odleci, albo chociaż poczekaj dwa oddechy i potem uciekaj. Osy drażnią gwałtowne zachowania jak machanie rękoma, a same sobie pójdą, jak zwiniesz się w kłębek i będziesz czekać, a za jakiś czas Twój mózg się przyzwyczai do tego, że to nic strasznego. Powodzenia !
-
czego się boimy? Lęk przed.................
madeline07 odpowiedział(a) na mysia temat w Nerwica lękowa
Witajcie! Mam taki problem, że akurat wtedy, gdy ma się wydarzyć coś ważnego (np. jutro mam decydujący etap olimpiady z polskiego), to paraliżuje mnie strach, że coś pójdzie "nie tak". Chodzi raczej o sam strach przed strachem: jeśli będę się bała, uniemożliwi mi to zrealizowanie celu, zwłaszcza boję się tego, że nie zasnę i rano będę jak żywy trup... Co powoduje oczywiście bezsenność. Pomożecie? -
Cześć Od wielu lat zmagam się z tym samym problemem. Jestem dwa lata młodsza od Ciebie, u mnie zaczęło się to w wieku 9 lat. Obudziłam się raz o 1 w nocy, pamiętam, że to było przed wycieczką jakąś i stwierdziłam, że nie będę do rana spać. Nie było to spowodowane strachem, po prostu, jak to dzieci, wymyśliłam sobie taką bzdurkę. Na drugi dzień wszystko było ok, nie byłam nawet śpiąca, bo szłam spać o 19, więc de facto 5 godzin snu miałam za sobą, więc to nie tak źle... Dopiero później, jak zaczęłam o tym myśleć, "rozkminiać", to zaczęłam bać się snu. Dokładnie z tego samego powodu, co Ty, przerażał mnie sam stan nieświadomości. Po prostu, pustka, nic. Te lęki trwały pewien czas, później mijały, znowu się pojawiały. Wspominam to jako najgorszy czas w moim życiu. Ostatnio (czyt. w marcu zeszłego roku) dopadła mnie potężna fala strachu i dotąd nie minęła, możesz poczytać, napisałam o tym wątek. Mam za sobą epizod u psychologa, pierwsza wizyta mi pomogła, kolejne nie za bardzo, ale wydaje mi się, że to nie była już jej działka, że mój problem ją przerósł, ona się raczej zajmowała, tzw. "trudną młodzieżą"... Jeżeli Twój stopień lęku Cię nie paraliżuje, psycholog Ci na pewno pomoże, jeśli Twój lęk jednak nie pozwala Ci normalnie funkcjonować, wydaje mi się, że lepiej udać się do psychiatry. A oto moja tantra dla Ciebie, której nauczyłam się przez te lata: - Twój lęk wcale nie oznacza, że jesteś "nienormalny", nie jest to również coś, czego powinieneś się wstydzić, ani nie nie jest to dziecinne -są ludzie (na przykład ja), którzy są w tej samej sytuacji, a sama świadomość, że są tacy ludzie, czy możliwość porozmawiania (jakbyś miał ochotę, zapraszam na priv) jest budująca - pójście do psychiatry czy psychologa nie jest żadnym obciachem, to ktoś, kto na pewno Ci pomoże, możesz powiedzieć mu wszystko, choćby wydawało Ci się to najdziwniejsze, mów dokładnie to, co czujesz, nie ukrywaj niczego, to przyspieszy pomoc - nie uciekaj się do narkotyków, marihuany czy alkoholu! Kup w aptece jakieś krople nasenne, jeśli nie działają na Ciebie tabletki ziołowe (na mnie na przykład nie za bardzo), polecam Neospasminę, mi pomogła, czułam się wieczorem śpiąca - dbaj o siebie, z tego co piszesz bardzo mało śpisz, zadbaj o dobrą dietę, w momencie, kiedy się boisz, musisz sobie to "zrekompensować" codziennymi przyjemnościami, pooglądaj film, postaraj się zmęczyć poprzez aktywny wypoczynek, uprawiaj sport, spotykaj się z przyjaciółmi; jeśli będziesz wieczorem pełny wrażeń i padał ze zmęczenia, łatwiej będzie Ci zasnąć - drogą do pozbycia się tego strachu, jest odzwyczajenie się od niego, kiedyś nie bałeś się spać, prawda? Musisz sobie przypomnieć, jak to jest nie bać się i w końcu dojdziesz do momentu, kiedy nie będziesz o tym myślał. Nie mów sobie jednak "nie myśl o tym", bo jeśli będziesz tak mówił, to na złość będziesz tak myślał, pozwól sobie na strach, Twój nastrój jest jak sinusoida, są momenty krytyczne i lepsze; jeśli znajdziesz się w takim dołku, pozwól sobie na to, przeczekaj, bądź w tym czasie dla siebie dobry, daj sobie jakiś bodziec do zmiany sytuacji, wstań z łóżka, otwórz okno, napij się czegoś... - gdy uda Ci się w miarę opanować lęk, kładź się do łóżka godzinę wcześniej, żeby przemyśleć dzień, albo pomarzyć, zastanowić się nad czymś, oswoisz się z łóżkiem i wprowadzisz trochę spokoju, warto się czasami zatrzymać w biegu dnia i przemyśleć pewne sprawy - w ciągu dnia staraj się skupić na życiu, na przyjemnościach, powiedz sobie, że strach "odkładasz sobie" na wieczór, znajdź sobie coś nowego do roboty, coś, co Cię będzie ekscytowało i potraktuj Twój strach jak naukę, gdy już go pokonasz będziesz o wiele silniejszy, bo będziesz wiedział, jak sobie z nim radzić i potraktuj to jak coś, co możesz przezwyciężyć. Życzę powodzenia :)
-
czego się boimy? Lęk przed.................
madeline07 odpowiedział(a) na mysia temat w Nerwica lękowa
Monika, trochę się przeraziłam jak przeczytałam Twoją wypowiedź. Są momenty, kiedy czuję się całkowicie dobrze, ale od około pół roku mam o wiele silniejsze stany lękowe i różne dziwne przeczucia, myśli, irracjonalne, przerażające wyobrażenia. Prawda jest taka, że chciałabym pójść do psychiatry, żeby naprawdę przeanalizować i dowiedzieć się, o co w moich lękach chodzi. Problem tkwi jednak w tym, że boję się powiedzieć o tym moim rodzicom. Oczywiście, oni wiedzą, że takie coś ma miejsce, ale jakby przeraża ich to, próbują "znormalizować" temat do tego, że za dużo stresu, za dużo komputera, nauki, itd., denerwują się, słysząc o tym, nie pytają o to, najczęściej udają, że problem nie istnieje, nie zareagowali na to, że od czasu do czasu miałam takie dni "załamania", a o wielu z nich nie wiedzą. Byłam dwa razy u psychologa, ale albo to nie jego działka, albo trafiłam na złego psychologa, bo on, a właściwie ona próbowała znajdować inny problem, np. że może źle się dogaduję z przyjaciółmi, za dużo się ode mnie oczekuje, itd., czyli to samo, co moi rodzice. Zmieniała temat, znajdowała inny problem i nad nim chciała pracować, a na to, jak jej opowiadałam o moim strachu opowiadała mi historię o żabie, w stylu "przecież jak pomyślisz, że zamienię się w żabę, to się nie zamienię"... W każdym razie wydało mi się, że mój problem ją przerósł. A może źle to interpretuję? Czy rzeczywiście może być tak, że to coś innego, jakieś inne przeżycia powodują moje stany lękowe, itd.? Czy psychiatra lepiej by mi pomógł od psychologa? Czym to się różni? -
Zupapomidorowa - mam do śmierci stosunek taki jak większość ludzi - oczywiście, obawiam się jej, ale to nie jest dla mnie temat tabu, który spycham na krańce pamięci. Jestem osobą wierzącą i jestem głęboko przekonana, że istnieje życie po śmierci, dlatego staram się żyć jak najlepiej. Czy rzeczywiście to możliwe, że mój lęk przed spaniem wynika tak naprawdę z innego lęku? Rzeczywiście to prawda, że najbardziej nie życzyłabym sobie śmierci we śnie... DeFunk - jeżeli chodzi o sytuację przed ważnymi wydarzeniami... Chodzi o to, że jeżeli wiem, że czeka mnie na następny dzień coś ważnego, zaczynam się bać, że NIE zasnę i ten strach powoduje, że rzeczywiście tak się dzieje, a wiem, że muszę być wypoczęta, aby wszystko się udało i to się jakby zapętla w błędne koło... Dlatego przeraża mnie, kiedy ktoś mówi "idź wcześniej spać, musisz wypocząć na jutro".
-
Witajcie, ponieważ w walce z moim problemem pomaga mi, kiedy czytam gdzieś na forach, że może ktoś ma podobnie, że nie jestem sama, nie jestem dziwna, postanowiłam opowiedzieć Wam o nim, licząc może na kilka ciepłych słów. Chodzi o to, że boję się chodzić spać. Problem towarzyszy mi od dzieciństwa, kiedy miałam 9 lat (teraz mam 17), znikał i pojawiał się okresowo. Moi rodzice bardzo się denerwowali, kiedy im o tym mówiłam, zastanawiali się, dlaczego, skoro starają się, żeby mi było jak najlepiej, a ja reaguję w taki dziwny sposób... Jednak im starsza jestem, tym moje lęki stają się trudniejsze do opanowania, tym częściej się pojawiają. Ciarki mnie przechodzą kiedy zbliża się wieczór i muszę iść spać. Proces zasypania wydaje mi się bardzo dziwny po prostu, to jest jedna z głównych przyczyn, nie potrafię go zrozumieć i to napełnia mnie strachem. Boję się stanu nieświadomości i z tego strachu długo nie mogę zasnąć lub nawet zdarza mi się nie spać całą noc. Druga składowa to fakt, że wiem, że kiedy nie będę spała, będę czuła się okropnie. Więc z drugiej strony boję się też... Nie spać. Więc czasami gdy zasypiam i to zauważę, budzę się z mocnym biciem serca... I tak całą noc. Normalnie zasypiam bardzo szybko, gdyby nie ten strach, a tak potrzebuję 3-4 godzin, żeby zasnąć, a czasami w ogóle nie śpię. Boję się, że z tego niespania umrę. To nasila się zwłaszcza przed ważnymi wydarzeniami, kiedy wiem, że muszę być na drugi dzień wypoczęta, albo kiedy na drugi dzień ma się wydarzyć coś przyjemnego, np. podróż, urodziny, impreza i kiedy mam świadomość, że moje fatalne samopoczucie zepsuje mi całą radość. Dodam, że po nieprzespanej nocy mam coś w stylu 'kaca moralnego', że nie dałam rady lękowi i cąły dzień jestem apatyczna i nie mam na nic ochoty. Proszę o jakieś słowa wsparcia
-
czego się boimy? Lęk przed.................
madeline07 odpowiedział(a) na mysia temat w Nerwica lękowa
Ja również miałam podobny problem. Jestem wierzącą katoliczką i zaczęło się od tego, że uczęszczałam na spotkania parafialnej grupy młodzieżowej, którą prowadził bardzo sympatyczny ksiądz, a młodzież jak to młodzież... Bardzo ciekawiły ją tematy związane z opętaniem i egzorcyzmami, i ksiądz opowiadał nam, że widział osoby opętane, na lekcjach religii również o nich słyszałam i to napawało mnie przerażeniem, bo słyszałam autentyczne świadectwa osób, które to widziały i to są osoby, z którymi przebywałam dosyć blisko. Od tego momentu zaczęłam się bać, że mnie też opęta szatan, najczęściej to było w nocy i miałam wrażenie, że czyha za drzwiami, itd, bałam się modlić, miałam koszmary senne z opętaniem w roli głównej. Co mi pomogło? Po pierwsze, świadomość, że innym osobom też się wydaje, że są opętane. Ów ksiądz również nam opowiadał o kobiecie, która zarzekała się, że jest opętana, że mówi obcymi językami, ale okazało się, że tak bardzo się tego bała, że sobie to uroiła i trafiła ostatecznie do szpitala psychiatrycznego. Dodatkowo jeżeli byłabyś opętana, nie byłabyś w stanie tego zauważyć, bo taka osoba podczas manifestacji jest nieświadoma. Jeśli jesteś, tak jak ja, osobą wierzącą, na pewno pocieszy Cię fakt, że szatan nie opęta osoby ot tak, bo ma taki kaprys. Diabeł nie działa nigdy z własnej woli, lecz zawsze na polecenie człowieka, a zatem człowiek musi mu pozwolić na takie działanie czyli np. poprzez przywołanie, podpisanie cyrografu, uczestniczenie w tzw "czarnych mszach", rytuałach wywoływania duchów. Szatan nie jest "czarnym Bogiem", tylko czymś o wiele niższym od Niego, szatan był niegdyś aniołem, lecz zbuntował się, bo nie chciał służyć człowiekowi i nie ma prawa ani mocy ingerować bez wiedzy i chęci człowieka w jego życie. Osoba 'normalna', nawet niewierząca, a nie bawiąca się w takie demoniczne rytułały nigdy nie będzie opęta, a zwłaszcza osoba, która regularnie się spowiada, przyjmuje komunię świętą, modli się. Nie musisz się jednak bać, że np. w napadzie lęku powiesz teraz 'o szatanie, przyjdź', to tak będzie. Nie, musisz tego naprawdę chcieć, a z tego co widzę, to nie chcesz, więc postępując tokiem myślenia na temat tego, co wiadomo o opętaniach, nie masz na to szans. Pozdrawiam i życzę powodzenia oraz wesołych świąt :)