
madeline07
Użytkownik-
Postów
26 -
Dołączył
Osiągnięcia madeline07
-
Uzależnienie od seksu, masturbacji i komputera
madeline07 odpowiedział(a) na facetalfa temat w Uzależnienia
Cześć, masturbacja jest oczywiście dla ludzi, ale korzystanie z pomocy prostytutek czy przypadkowy seks, na pewno Ci nie służy. Nie chciałbyś mieć po prostu dziewczyny? Kogoś, z kim mógłbyś stworzyć relację? Powinieneś się zastanowić, co sprawia, że tak bardzo lubisz się masturbować i jakiego rodzaju seks sprawiałby Ci radość. Jeśli znajdziesz odpowiednią partnerkę, a Ty opowiesz o swoich potrzebach, z czasem poznacie się tak, że będziesz chciał seksu z nią. Miałeś kiedyś dziewczynę? Co do uzależniania od komputera, nie pomoże z całą pewnością to, że powiesz "od dzisiaj koniec!". Zdaję sobie sprawę, jak trudne jest zerwanie z nałogiem. Dlatego spróbuj od małego kroku, na przykład od tego, że posiłki jesz zawsze w kuchni/jadalni, z dala od komputera. Nie mów sobie, że to musi przyjść od razu. Zastanów się również, co zawsze dawało Ci kopa poza komputerem i dlaczego tak bardzo podobają Ci się gry. Być może próbujesz sobie zastąpić coś, czego brakuje Ci w życiu lub stłumić trudne emocje. Powodzenia :) ! -
Oczywiście, że nie trzeba :) Można robić dużo innych rzeczy. Zresztą nie jestem na specjalności nauczycielskiej. Ale to i tak nie ważne, bo zmieniam studia .
-
Nie polecam Scanmedu... Z moim problemem poszłam do pani psycholog, która z podejrzeniami nerwicowymi skierowała mnie do psychiatry. Psychiatra przyjęła mnie z półgodzinnym poślizgiem, poganiana przez innych pacjentów, cośtam posłuchała, nie zadała mi żadnych pytań, zapytała tylko, czy chcę leki (ale na co?), kazała dalej chodzić do psychologa. Psycholog zapytała mnie o dzieciństwo, zrobiła testy osobowościowe i diagnoza: ona nie wie, skąd się to bierze. Dziękuję, dobranoc.
-
Ja też jestem z Krakowa :) Studiuję polonistykę
-
logan1993, Twoje natręctwa nie są żadnym szczególnym rodzajem (o ile takie "szczególne rodzaje" w ogóle istnieją). Oczywiście wiesz, że wszystko, co sobie wmawiasz, to jest nieprawda - i to już połowa sukcesu! Wiesz, że nie jesteś pedofilem i wiesz, że nikogo nie potrąciłeś i oczywiście nie da się tego nie zauważyć. Zastanów się, oczywiście czysto teoretycznie, czy sam akt bycia pedofilem (tj. "podniecania się" na widok dzieci) jest taki zły jak dojście do CZYNU, czyli np. molestowanie dziecka. Nad czynami przecież masz kontrolę. Nawet gdyby Twoja dziewczyna podobała Ci się ze względu na młody wygląd, to przecież nie jest nic złego, jeżeli rzeczywiście nie jest ona dzieckiem. Niektórych pociągają "anielskie twarzyczki", czy niewinność. O ile nie traktujesz jej jak dziecko, ani nie zmienia to nic w waszej relacji, nawet gdyby tak było, czego się boisz, nie jest to coś złego. Jeśli chodzi o potrącenia, radzę Ci, żebyś zawsze bezwzględnie jechał dalej, niezależnie od tego, jak bardzo się boisz, czy kogoś potrąciłeś. Ponad to za każdym razem sobie powtarzaj, że to nieprawda. Zawsze na przejściu dla pieszych możesz też zwolnić i oczywiście zatrzymywać się, gdy idą piesi. Wtedy dodatkowo uzyskasz komfort, że nawet, gdybyś kogoś potrącił, jedziesz na tyle wolno, że nikomu nic się nie stanie. Przede wszystkim jednak NIE ZAWRACAJ i rób to konsekwentnie, aż w końcu Twój mózg porzuci tę myśl. I nie musisz z natrętnymi myślami zaciekle walczyć. Pozwól sobie na nie, zaakceptuj je, ale niech te myśli nie powodują działań. Tzn. masz "złe myśli", ale mimo to rób wszystko tak samo, jakbyś to robił, gdybyś tych myśli nie miał. Życzę powodzenia i pozdrawiam :)
-
Zamotałam, bo trudno mi to nazwać . Ale właśnie to jest coś w rodzaju natrętnej myśli, o której nie pozwalam sobie zapomnieć. Próbuję zaburzyć taki naturalny tok myślenia i nie potrafię się na niczym skoncentrować, bo cały czas myślę o tym, co powoduje u mnie strach. Nie zdiagnozowano u mnie nerwicy, bo nie byłam u lekarza psychiatry, jedynie dwa lub trzy razy u psychologa. Czekam, aż skończę za miesiąc 18 lat i będę mogła sama pójść, bo moi rodzice boją się tego problemu i nie za bardzo chcą mi pomóc. Nie biorę leków i nie chcę.
-
(Nerwicowe) zauroczenie w innych ludziach-co to jest?
madeline07 odpowiedział(a) na lunatic temat w Nerwica lękowa
Miałam coś takiego z moją nauczycielką. To było bardzo dziwne uczucie. Ona jest bardzo miła, inteligentna, ale w pewien sposób również zdystansowana. I to zdystansowanie mnie pociągało. Chciałam je przełamać i sprawić, żeby okazywała mi uczucia inne niż okazywała komukolwiek innemu. Kiedy wyobrażałam sobie coś przyjemnego, bardzo często były to wizje z jej obecnością. Tylko częściowo mogę zgodzić się z tym, że brakowało mi miłości. Zresztą ona nie była odpowiednią osobą do tego, bo jest dosyć zachowawcza, ale właśnie dlatego pragnęłam jej zainteresowania, chciałam, by traktowała mnie wyjątkowo. Bałam się, że dostanę obsesji na jej punkcie, ale tak się nie stało. To wszystko znikło samo. Czy uważasz, że Twoje "zauroczenia" przebiegają podobnie? Zastanów się, co łączy wszystkie osoby, które sobie upodobałaś. Może to jakaś konkretna cecha, której szukasz w ludziach. Masz w sobie również potrzebę bycia dla kogoś wyjątkową, najważniejszą. Czy są w Twoim życiu osoby, dla których pełnisz taką rolę? Być może to właśnie brak takiej osoby sprawia, że chcesz się tak poczuć. Wspomniałaś, że te osoby są dla Ciebie miłe - może być tak, że najzwyczajniej w świecie to porusza Twoją wrażliwość. Przecież to fantastyczne uczucie, gdy ktoś traktuje nas z szacunkiem. Traktuj tak również innych. Nie przerażaj się bardzo tym stanem - to z pewnością Twoje ciało/umysł chce Ci coś przez to powiedzieć. Musisz jednak dojść do tego, co to jest. Na pewno dasz radę! :) -
Twój problem polega przede wszystkim na tym, że nie potrafisz zapomnieć o oddychaniu. Gdybyś o tym nie myślał, najprawdopodobniej czułbyś się całkowicie dobrze. Twoim zadaniem jest nauczyć się zapominać o tym. A to nie jest łatwe, sama mam problem z tym. Co trzeba zrobić? Zaakceptuj te myśli. Powiedz sobie, że one są i pozwalasz im być w Twojej głowie. Potraktuj je tak, jakbyś miał gips na ręce. Masz go, ale starasz funkcjonować dalej pomimo niego. Rób więc wszystko tak, jak robiłeś do tej pory, a gdy pojawia się skupienie na oddechu, rób to dalej, ale pozwól sobie na to skupienie. Musisz jednak cały czas wykonywać czynności, które robiłeś, nie rezygnować z planów. Z czasem Twój mózg uzna, że to jest nieważne i zapomni o tym. Gdy znów Ci się przypomni to skupienie, będziesz przyzwyczajony do stanu, w którym o tym nie myślałeś i szybciej będziesz potrafił o tym zapomnieć. Alkohol czy używki to nie jest pomoc. Pomocą jest odpowiednia strategia, aby przechytrzyć Twój strach. To umiejętność, której można się nauczyć. Potraktuj to jako wezwanie, które sprawi, że dzięki temu będziesz potrafił w przyszłości bardzo szybko uporać się z czarnymi myślami. Bądź dobry dla siebie, pozwalaj sobie na przyjemności, poddaj się na chwilę znużeniu - masz prawo być zmęczony. Zaangażuj się w jakąś inicjatywę, projekt, ideę, która Cię pochłonie. Zacznij robić coś nowego (nauka nowego języka, jakiegoś sportu, wolontariat?). Poczuj, że żyjesz. Twój strach może wynikać z braku życiowego spełnienia. Rozpocznij dialog ze sobą i zapytaj się, co sprawiłoby, że byłbyś szczęśliwy. Te problemy to po prostu sygnał Twojego organizmu, który mówi, że chce odpocząć, zmienić coś. Uważaj na alkohol. 12 piw dziennie to ogromna ilość. Alkohol Ci nie pomoże, a zaszkodzi. Pozwól sobie na trochę cierpienia - uodpornisz się na nie. I pójdź do lekarza sprawdzić, czy rzeczywiście Twoje wyniki są w porządku, to również da Ci wsparcie psychiczne. Trzymam kciuki!
-
Cześć! Nie jestem pewna, czy to właściwy dział, ale mój 'nowy' problem jest bardzo dziwny i nie do końca wiem, jak go właściwie opisać. Ogólnie chodzi o to, że mam problem z zapominaniem. Nasze myśli przeskakują z wątku na wątek, co jest dla ludzi naturalne. Obserwując ten proces wpadam w dziwną pętlę, a mianowicie nie pozwalam sobie na to, by moje myśli tak płynęły. Nie pozwalam sobie skupić się w pełni na czymkolwiek i cały czas w mojej głowie jest myśl: "nie potrafię o tym zapomnieć". O czym? O tym, żeby nie zapomnieć. To powoduje u mnie poczucie lęku, niepokoju i "kotłowania się" w głowie. Po prostu paraliżuje mnie myśl o tym, że nie będę potrafiła zapomnieć o lęku, strachu. Jak sobie z tym poradzić? Mam nadzieję, że jest to chociaż trochę zrozumiałe.
-
Cześć! Chciałam podzielić się z Wami moim problemem. Myślę, że mam nerwicę lękową, choć nikt u mnie tego nie zdiagnozował. Nie było okazji. Nie mówię o tym innym, bo inni tego nie rozumieją. Moje stany to takie natręctwa powiązane ze strachem. Boję się czegoś, a natręctwa szukają możliwości do zrealizowania obiektu moich obaw. Taka współpraca. Byłam trzy razy u psychologa. Nie potrafiła mi pomóc, a do psychiatry moi rodzice boją się iść, boją się mojego problemu, więc udaję, że wszystko jest ok. Mój lęk towarzyszy mi szczególnie wtedy, kiedy mam zaplanowane coś przyjemnego, coś fajnego lub ważnego dla mnie. Wtedy głównie boję się, że nie usnę w nocy i następnego dnia nie będę mogła w pełni przeżywać tego, bo będę się źle czuła, albo nie będę w stanie się skoncentrować, a to będzie mi potrzebne. Jutro wyjeżdżam w góry i cały mój dzisiejszy dzień determinuje strach o to, co będzie w nocy i że moi rodzice będą musieli po mnie przyjechać tam, bo nie będę w stanie funkcjonować. Zazwyczaj zasypiam po ok. 2-3 godzinach, ale zdarza się i tak, że zasypiam o 4 rano lub w ogóle, a w dzień nigdy nie śpię (bo się boję) i rzeczywiście jestem pół żywa, oprócz tego, że okropnie zmęczona, nie jestem w stanie jeść i mam jakieś zaniki pamięci, brak poczucia czasu i jeszcze silniejszy strach. Co mam robić? Chcę normalnie żyć!
-
Nie wiem czy zrozumiesz, jak kolejny raz powtórzę, że nie miałam na myśli tego, żeby, jak to określasz, "leczyć się paciorkami" -,-, a raczej uspokojenie, że rzeczy spowodowane chorobą nie są grzechem... Poczytaj jeszcze kilka razy, może załapiesz . Zresztą, myśl sobie co chcesz, to nie jest miejsce, żeby sobie słówka wytykać, tylko żeby pomóc sobie.
-
Essprit, nie rozumiem, dlaczego wzięłaś/wziąłeś wyrażenie "oddać się Bogu" w cudzysłów, skoro nic takiego bynajmniej nie powiedziałam. Ja radzę osobie wierzącej, żeby po prostu pomodliła się w intencji swoich obaw, natręctw, itd. Bo dlaczego nie? Skoro Myślicielka jest osobą wierzącą, Bóg jej pomoże pokonać ten problem (dlaczego nie?). Ale nie miałam absolutnie na myśli tego, żeby się nie leczyć! Zresztą nie wydaje mi się, żeby z mojej wypowiedzi coś takiego wynikało. Poza tym nie jestem zwolenniczką leczenia wszystkiego lekami, za o wiele skuteczniejsze uważam radzenie sobie "na trzeźwo" odpowiednim tokiem myślenia, co pozwala na trwałe poradzić sobie z kompulsjami i taki tok myślenia zaproponowałam - sama zmagałam się z natręctwami tego typu i mówię o tym, co mi pomogło. Również zaproponowałam, aby pogadać z taką osobą zakonną - bo to pomaga. I właśnie - tutaj masz rację, oni w tym przypadku odradzają przystępowanie do zakonu i o to właśnie mi chodziło, żeby podejść do tego racjonalnie. Skoro myślicielka studiowała teologię to rozumowanie w sposób teologiczny może jej pomóc, skoro będzie w i e d z i a ł a, że jej obawy są bezpodstawne. Ja proponuję rozwiązanie tego problemu oparte na wierze - bo to też pomaga i mi też pomogło. I nigdzie nie powiedziałam, żeby się nie leczyć i "oddać Bogu". Troszkę niemiłe jest powiedzenie "chyba doszczętnie Cię pogięło!", jeśli nie do końca zrozumiałeś/zrozumiałaś przekaz. I to od osoby, która bezpośrednio sobie z tym już poradziła :)
-
Myślcielko, na pewno wiesz, że jednak Bóg nie chce Cię w zakonie. Wiesz także, że to jest jedynie obsesja - sama to powiedziałaś. Wierz mi, że gdyby Twoim powołaniem było znaleźć się w zakonie, byłabyś tego o wiele bardziej pewna niż jesteś. Moim zdaniem, najlepszą drogą do uwolnienia się od natręctw tego typu jest nabieranie wiedzy o tym. Może zapytaj o to jakiegoś księdza/zakonnika, skąd on wiedział, że to właśnie to? Nie bój się mu powiedzieć, że masz takie kompulsje. Pomódl się też do Boga i powierz mu swoją rozterkę, powiedz mu, jak Ci jest trudno, a On Cię na pewno nie zostawi. A rzeczy o których mówisz, np. że wszystko wydaje Ci się grzechem też Mu powierz. Bóg się aż tak nie rozdrabnia, spokojnie - przecież wiesz, że jest sprawiedliwy i nie zrobi nic w bezsensowny sposób. Swoje natręctwa uspokajaj racjonalną wiedzą. Przecież nie liczy się ilość paciorków, wystarczy czasami znak krzyża żeby się pomodlić. Cały czas sobie tłumacz, a przede wszystkim - nie ulegaj kompulsjom - Bóg zrozumie, że to choroba. Przecież wiesz.
-
Ja mam tak również - po nieprzespanej nocy potworny spadek nastroju i nasilone lęki. Dodatkowo pojawia się coś dziwnego, a mianowicie takie coś, co nazywam "rozluźnieniem mózgu", nie potrafię tego dokładnie opisać, ale chodzi o to, że mam poczucie takiego snu na jawie - tak jakby zaburzoną ciągłość wydarzeń. Mimo że nie śpię, mam wrażenie, że coś mnie ominęło, że coś przespałam i że to, co się przed chwilą wydarzyło jest takie mgliste, odległe. To jest uczucie podobne do tego, jakie mamy we wczesnej fazie zasypiania, powoli odpływamy. Również zaburzone mam poczucie czasu - coś, co trwało kilka minut, mam wrażenie, że trwało godzinami i na odwrót - mam wrażenie, że jest godzina 10, a to już 15... To uczucie jest gorsze niż zwykłe niewyspanie, nie wiem co to jest, ale ewidentnie pojawia się po niewyspaniu lub silnym, kilkudniowym stresie/lękach, co oczywiście wzmaga całość, powoduje uczucie niepokoju. Czasami trwa kilka godzin, czasami cały dzień, a najdłużej trwało 6 dni. Nie wiem, czy to ma jakiś termin i czy powinnam z tym iść do lekarza? Podobne są objawy też do derealizacji/depersonalizacji, ale nie wiem, czy to dokładnie to.
-
nerwa, jeśli chodzi o tragiczne samopoczucie po nieprzespanej nocy, mam tak samo. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego moi znajomi bez problemu potrafią zarwać noc, a ja, kiedy nie prześpię nocy czuję się fatalnie, też nie potrafię spać w ciągu dnia... I ten fakt napędza nową falę strachu. Bo skoro wiem, że fatalnie się czuję po nieprzespanej nocy, to zaczynam się bać, że nie zasnę, co oczywiście powoduje, że nie śpię i wszystko się zapętla, to straszne. Szczególny strach odczuwam, gdy na następny dzień mam zaplanowane coś fajnego (np. wycieczka, impreza) lub coś ważnego (np. egzamin), bo wtedy się stresuję: "jak teraz nie zasnę, to jutro nici z moich planów, bo nie będę w stanie...". Wegetacja - bardzo trafnie to określiłaś.