Skocz do zawartości
Nerwica.com

lola5125

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lola5125

  1. Jak to czytałam, to łzy same zaczęły spływać po moich policzkach, mam zaledwie 21 lat, a czytając to, szczególnie do miejsca studiów miałam wrażenie, że po prostu opisujesz moje życie.. Właśnie postanowiłam zmienić kierunek studiów (byłam na 1 roku). stwierdziłam, że nie dam rady, że zakuwanie to nie dla mnie, bo i tak zawsze jestem tą najgorszą, najsłabszą, męczyłam się strasznie. Mam nadzieję, że mój drugi wybór kierunku nie będzie równie nietrafny, co poprzedni. Właśnie dziś posprzeczałam się z rodzicami, wyrzuciłam im sporo, to co mi na sercu leży, ale to co najbardziej nie jestem w stanie im powiedzieć, uciekam wciąż od problemów, jeśli nie imprezy na których zawsze piję ogromne ilości alkoholu i doprowadzam się do takiego stanu, że wszystko jest mi obojętne, parę razy próbowałam również uciec od rzeczywistości poprzez zażycie specjalnych lekarstw typu Acodin, chciałabym już zostać w tym świecie, wtedy jest mi wszystko obojętne, nikt nie jest w stanie mnie zranić, nie czuję się samotna, nie przeraża mnie świat i myśl o przyszłości. Najgorsze jest to, że ja wiem, że nie dam sobie w życiu rady, jestem strasznie słaba psychicznie, wszystko co mi się przydarzyło zostawia ogromny ślad, nie radze sobie z tym, a najgorsze to to, że ilekroć znalazłam kogoś, kto mnie wysłucha, kto mi pomaga i dodaje siły, bardzo szybko mnie wykorzystuje i zostawia i znów zostaje sama, a wtedy jest jeszcze gorzej.. Za każdym razem, gdy ktoś, kto przez pewien okres był ze mną, spędzał większość czasu i przez co stał się osobą, bez której nie wyobrażałam sobie życia, dla której byłabym w stanie się poświęcić i oddać wiele, nagle obraża się, odcina kontakt, nie chce mnie znać (bo ktoś komu się zwierzyłam wykorzystał to i rozgadał- UCIEKAM. Uciekam do domu, odłączam się poprzez ucieczkę w świat internetu, telewizji, czy marzeń. Nie raz proszę, by zasnąć i nie obudzić się więcej, nie mam siły wciąż walczyć, tłumaczyć się, bo to nie ma i tak sensu, mam wrażenie, że ludzie postrzegają świat inaczej niż ja. Za każdym razem, gdy wypowiadają się o przyszłości mówią o pieniądzach, o dobrej pracy, nieważnie jakiej, byleby tylko dużo zarabiać i mieszkać luksusowo. Czy to jest normalne?? Przecież w życiu nie powinno tak się patrzeć. Tak, pieniądze też są ważne, ale nie najważniejsze. Za każdym razem, gdy mówię, że dla mnie najważniejsze jest szczęście, by być kochanym i mieć pracę, nieważne jaką i ile płatną, ale bym ją lubiła, bym chodziła do niej chętnie i by mnie nie nudziła. Czy w obecnym świecie ilość pieniędzy równoważna jest z szczęściem, im więcej na koncie, tym człowiek szczęśliwszy? A co jeśli zostanę sama, bo nikt ze mną nie wytrzyma, nikt mnie nie zrozumie lub na tyle sfiksuję, że zacznę wszystkich na tyle przerażać, że zamkną mnie na jakimś oddziele psychicznych?!? Czasami myślę, że wolałabym tam trafić, tam byłabym bezpieczna, już nikt nie skrzywdziłby mnie więcej, byłabym w świecie bezpiecznym, bez zmartwień, stresu, nikt nie oczekiwałby nic ode mnie, byłabym odurzana, nieświadoma, co wiąże się z szczęściem. Już od paru lat mam ochotę się zabić, mam coraz częściej sny o tym, o tym, że udaje mi się, że po tym odczuwam ulgę. Ludzie, których spotkałam do tej pory nie rozumieją mnie, gdy zauważają blizny po cięciu, mówią, że to jest żałosne. Nie raz słyszę jak wypowiadają się na ten temat, że to robią jakieś smarkule, które próbują zwrócić na siebie uwagę i śmieją się z nich, za każdym razem chciałabym im to wytłumaczyć, ale po paru razach stwierdziłam, że to i tak nie przynosi rezultatu, jedynie patrzą się na mnie dziwnie. Dlaczego społeczeństwo które mnie otacza jest tak bardzo ograniczone, nietolerancyjne, wrogie, zazdrosne itd. Ludzie pomagają jedynie, gdy mają z tego jakieś korzyści, nie szanują innych, oceniają po wyglądzie, po plotkach, po stanie portfela. Żałosne jest to, że jeśli jest ktoś biedniejszy i nie stać go na zbyt wiele udogodnień, to jest odrzucany na bok, a gdy ktoś ma znów zbyt wiele jest wykorzystywany i podejrzewany o najgorsze. Czy ludzie muszą być aż tacy chciwi i zamiast knuć przeciwko osobie, której w życiu się poszczęściło, nie mogliby po prostu pogratulować. Co to będzie za parę lat na tym świecie?! Niestety będąc osobą inną (uzdolnioną artystycznie z ogromną wyobraźnią) przeraża mnie moja wizja przyszłości, a ludzie są na tyle ograniczeni, że nie myślą o przyszłości, o następnych pokoleniach, tylko o tym by oni mieli jak najwięcej, nie myślą o konsekwencjach swego czynu, najważniejsze jest ich dobro, a nie dobro ogółu, a przecież żyjemy razem, sami nie damy sobie rady w życiu, każdy potrzebuje pomocy, ale są chyba zbyt dumni, by się do tego przyznać. Kompletnie nie rozumiem niektórych ludzi. Dlaczego ludzie oczekują od innych tak wiele, ale od siebie nic nie dają, przecież to działa w dwie strony. Czasami zastanawiam się nad tym, czy przypadkiem to ja nie zauważam prawdy, jedynie samo zło, podstęp, wszystko to co niszczy ten piękny świat. Jak to jest, że gdy podczas filmu jest scena z umierającym zwierzęciem to nie jestem w stanie na to patrzeć, a jeśli chodzi o ludzi, to z ciekawością obserwuję ten proces. Uważam, że nie świat jest okropny, tylko ludzie, bo człowiek jest świadomy swych czynów i zasługuje na najgorszą karę, a zwierzęta nie, one są jedynie ofiarami naszej chciwości i żądzy władzy.. Mam już 21 lat, a ja wciąż nie potrafię zrozumieć dlaczego niewinni ludzie giną, a o najbiedniejszych się zapomina, dlaczego na świecie jest tyle zła. Przecież można by stworzyć jedną wspólnotę, w której nie byłoby przemocy, w której bylibyśmy równi, w której każdy człowiek czuł by się potrzebny. Uważam, że każdy został stworzony do konkretnej rzeczy, w czym jest najlepszy i czym wcześniej się to odnajdzie i pielęgnuje, tym większy pożytek i zysk z tego będzie, ale od tego są już rodzice, którym rzadko udaje się w pełni tą możliwość wykorzystać- bo albo kompletnie to zignorują i możliwość powiększenia i udoskonalenia zostaje już na zawsze utracona, albo chcą zbyt wiele zyskać korzyści i wykorzystują cały talent nim osiągnie swoje maximum. Chciałabym w końcu znaleźć tą bratnią duszę, której brak wciąż odczuwam. Czy ze mną jest naprawdę aż tak źle, że wszyscy po dłuższym czasie i bliższym poznaniu uciekają ode mnie. Już zawsze byłam inna, nie umiałam wpasować się w towarzystwo, byłam sama, cicha, jedynie swoją odmiennością rzucałam się w oczy, z daleka mnie omijano, dopiero w 4 liceum pierwszy raz poszłam do koleżanki na urodziny i to jeszcze bez wiedzy mamy. Przez to, że tak naprawdę nie mam 1 osoby, która by była w stanie mnie zrozumieć rozmawiam z wieloma, z każdym kto mnie słucha, każdemu opowiadam o innym problemie i to jest najgorsze co można robić, bo za każdym razem ludzie mówią to dalej i później się zaczyna, tracę przez to bliskie osoby, a ja po prostu czuję potrzebę wygadania się, zrozumienie i porady, jeśli nie znajduję tego u jednej osoby, idę do kolejnej. Czy to jest normalne, gdy osoba w tak młodym wieku nie boi się śmierci (nawet wyśniła ją sobie parę razy), większość rzeczy które robi niszczą jej organizm, a ona jest tego doskonale świadoma i gdy nadarzy się kolejna taka rzecz jest od razu chętna. Proszę pomóżcie mi to zrozumieć, przezwyciężyć, chciałabym wiele osiągnąć, ale jestem ograniczona, strach mnie paraliżuje, strach przed samotnością, przed perspektywą braku możliwości powrotu do tego co było wcześniej, jeśli nie byłoby innego wyjścia. Czy ja mam coś nie tak z głową? Boję się, że mogę niedługo od tego wszystkiego zwariować i coś głupiego zrobić..
×