Witajcie,
jestem Tomek, mam 17 lat i podejrzewam, że mogę mieć depresję. Trochę to dziwnie może wygląda, że sam u siebie to stwierdzam? Cóż...
Od pewnego czasu dzieje się ze mną tak, że nie mam ochoty na nic (nawet na spotkanie z dziewczyną). Mam wrażenie, że wszystko co szczęśliwe mnie opuściło, nie czerpię radości z pisaniem, spotkaniem ze znajomymi, dziewczyną; muzyka, którą uwielbiałem mnie męczy. W głowie ciągle mam myśli, że wszystko co złego dzieje się wokół mnie, jest spowodowane moim istnieniem.
Dziewczyna uważa, że to przez zazdrość - istotnie, pół roku temu byłem zazdrosny trochę o kolegę z klasy, ale wtedy nie było chyba na świecie osoby którą kochał i ufałbym bardziej. Od tamtego czasu jest ze mną coraz gorzej. Kłócimy się o byle co (często przeze mnie kłótnie), sport, który był dla mnie drugą najważniejszą wartością przestał mnie obchodzić, wszystkie moje marzenia i cele porzuciłem bo mam wrażenie, że się nigdy nie spełni nic...
Mam 17 lat, więc boję się powiedzieć o moim stanie rodzicom, dość problemów jest u mnie w domu, a takie coś to tylko dodatkowy kłopot dla nich. Czy wizyta u psychologa albo psychiatry jest konieczna? Co mam mówić dziewczynie, czy kazać jej przeczekać mój stan abyśmy się chwilowo oddalili, czy odwrotnie - wytłumaczyć jej, że ma być blisko i się rozklejać ciągle przy niej? Trochę trudna sytuacja dla faceta, okazać swoją słabość.
Ehh... ciężko wyrzucić z siebie takie myśli, pewno to nie wszystko co we mnie się kłębi, ale pewno wiecie że nie wszystkie emocje chcą wyjść na raz... No i przepraszam, że nie przywitałem się w odpowiednim dziale,
pozdrawiam
@edit
Jeżeli jest ktoś, kto coś mniej więcej przechodzi lub przechodził i chciałby się podzielić ze mną swoimi przeżyciami, to zapraszam na prywatną wiadomość, chętnie pokonwersuję. (trochę głupia pewno propozycja, wiem)