Nie wiem czy ten temat nadaje się na to forum i ten konkretny dział, ale poważny problem dotknął mojego faceta. Jestem z nim od ponad pół roku, spędzamy ze sobą dużo czasu - prawie mieszkamy razem. Zawsze jasno precyzował swoje poglądy religijne. Jest katolikiem, ale nie przejawiał nigdy fanatyzmu.
Wczoraj mieliśmy dość ostrą wymianę zdań dotyczącą jego flegmatyczności i ospałego działania. Dziś, nie wiem jak to możliwe, ale spotykając się z nim – spotkałam się z diametralnie innym człowiekiem. Powtórzył minimum kilkadziesiąt razy, że „Jezus Chrystus jest Bogiem”, gadał od rzeczy, m.in. o tym że jeśli Chrystus chce żeby on ze mną rozmawiał to on będzie rozmawiał, o tym że patrząc w moje oczy widzi oczy Chrystusa, przez 2 godziny prowadził swój monolog miarowym, jednostajnym głosem (innym niż dotychczas). Kiedy przełykają ślinę, lekko zadrgały mi usta – z paniką we wzroku zapytał „czemu się uśmiechasz”? Nie był splątany, ale nie był też w stanie odpowiedzieć na moje pytanie, bo zapominał o co pytałam. Był MONOTEMATYCZNY, podkreślał cały czas, że zmienił się i jest teraz synem Boga. Czasem uśmiechał się bez powodu. W momencie gdy przejeżdżała koło nas taksówka, on zapytał czy pojedziemy gdzieś razem. Na moje pytanie: „Gdzie?” on odpowiedział „do nieba”…
Przestudiowałam chyba wszystkie zaburzenia psychiki, i wg mnie albo to jakaś ostra psychoza albo urojenia oddziaływania (bo dla niego nie liczy się absolutnie nic oprócz tego, że Jezus jest Bogiem i jest wszędzie obecny).
Dodam, że nie przyjmuję on żadnych substancji psychoaktywnych (leków, narkotyków, alkoholu) ani nie leczy się psychiatrycznie. Ponadto wykazuje cechy osobowości paranoicznej (wrażliwość na niepowodzenia, tendencja długotrwałego przeżywania przykrości, podejrzliwość, ujmowanie obojętnych działań otoczenia jako wrogich lub pogardliwych, podejrzenia dotyczące wierności, pochłonięcie wyjaśnieniami wydarzeń)
Co robić? Jak mu pomóc?