Skocz do zawartości
Nerwica.com

czasuwierzycwsiebie

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

Osiągnięcia czasuwierzycwsiebie

  1. Na własne życzenie, bo sama sobie odstawiłam leki wiedząc jakie jest ryzyko. Spoko nie szukam tu pocieszenia, raczej zrozumienia. A na początku mojego posta napisałam, że zdaję sobie sprawę, że ludzie mają większe problemy i zmartwienia...
  2. Jestem po wizycie, po raz pierwszy chyba trafiłam na tak dobrego lekarza. Polecił mi terapię poznawczo- behawioralną i oczywiście trzymanie się leków. Kolejna wizyta za 5 tygodni:)
  3. Dzięki za odpowiedź...po bezsennej nocy i kilku atakach paniki, nieuzasadnionego lęku postanowiłam umówić się na jutro do psychiatry. Wrócę do leków, wiem że działać zaczną za około 2 tygodnie ale najważniejsze, że mi pomogą. Ściskam mocno wszystkich i trzymam kciuki za Wasze zdrowie
  4. Hej, nie wiem czy ktoś będzie chciał to nawet przeczytać. Wiem, że są ludzie z wiekszymi problemami i aż głupio mi pisać jak mi źle. Od wielu lat męczę sie z depresją. Brałam setaloft...brałam bo postanowiłam go odstawić. Nie chciałam żeby jakieś proszki decydowaly o mnie, ale bez nich czuję się jak nad przepaścią. Wracam z wesela mojej dobrej koleżanki, nie potrafiłam sie nawet zmusić do zabawy .mój narzeczony jest na mnie wściekły, tak bardzo ze chyba się rozstaniemy. Nie mam pretensji, mało kto wyyrzymalby moje stany. Jak jest dobrze, to jest ale przy dolach jestem zerem, smieciem bez charakteru. Na własne życzenie...
  5. To już KONIEC, zamkniety rozdział mojego życia...zdradził, oszukiwał, trzymał w niepewności...na razie nie czuje zlosci, czuje żal, rozczarowanie i ogromny ból...zadzwonił do mnie wczoraj, żebym mu powiedziala co moze zrobic abym wybaczyla...bylam twarda jak nigdy i powiedzialam ze nic juz sie zrobic nie da...swoje rzeczy moze odebrac od mojego brata...nie wierze juz w milosc, wierze tylko w rodzine i przyjaciol, ktorzy sa teraz ze mna...na dobre i na zle...dzis zaczynam nowa prace, a jestem w totalnej rozsypce, od kilku dni nie jem nic a spie dzieki srodkom nassenym, nie wiem co dalej, naprawde nie wiem... -- 09 cze 2014, 10:27 -- Chciałabym wykasować z pamieci te ostatnie lata, bo wspomnienia strasznie bola...
  6. No i stało się...wrócił do mnie po 2 tygodniach...ale chodziło o inną kobietę, zdradził mnie kilka razy...dowiedziałam się przypadkiem, sam nie miał zamiaru się przyznać...dla niego wszystko jest proste, przecież wrócił do mnie, ale nie wie czy mnie kocha, i tak powinnam być szczęśliwa...Czuję sie jak ostatnia szmata, oszukana, wykorzystana, zdradzona przez człowieka z którym chciałam się na całe życie zwiazać... Nie chce mi sie żyć...dziekuję wszystkim, którzy mi doradzali...
  7. Tak, to prawda. Najważniejsze, żeby On to zrozumiał. A to mądry facet, więc mam nadzieję że tak właśnie będzie :)
  8. No właśnie, bo ja zawsze o coś proszę. Nie daję nawet szansy, żeby to mnie ktoś błagał. Mój poprzedni związek 3 letni rozpadł się, cierpiałam, ale wyszłam z tego silniejsza. Chociaż walczyłam do końca, choć z góry był stracony. Dopiero po 1,5 roku bez jakichkolwiek kontaktów, napisał że żałuje, że mnie zranił, że chce sie spotkać i takie tam pi......nie. Olałam go, bo po tym jak się zachował nie zasługiwał nawet na to, zeby na niego splunąć. Ale on był trudnym człowiekiem od samego poczatku. Natomiast teraz to zupełnie coś innego, w tym związku naprawdę czułam się kochana, troszczył się o mnie.Nie mielismy żadnych cichych dni, chociaż kłócilismy się, ale od razu się godziliśmy. On powiedział, że nie bedzie mnie w nieskonczoność przetrzymywał, bo póki co raz tękni, raz nie. Gdzieś w głębi duszy czuję, że jesteśmy dla siebie stworzeni, ale nie mogę do Niego zadzwonić zaryczana, muszę sie ogarnąć...łatwo powiedzieć...
  9. Faktycznie, źle się wyraziłam. Świetnie się nie trzymałam, ale nie miałam mega dołów, takich jak 2 lata temu...Mijają 2 tygodnie, ale chyba to za wczesnie żebym mogła prosić go o rozmowę, nie wiem, nie wiem co robić...
  10. Hej, nie sądziłam,że kiedykolwiek napiszę na forum... Z moim chłopakiem jesteśmy od prawie 4 lat w związku...Nagle 2 tygodnie temu, poprosił mnie o poważną rozmowę, stwierdził, że potrzebuje przerwy na miesiąc, moze trochę dłużej...Nigdy bym się tego nie spodziewała, nawet kiedyś ja wymyśliłam taką separację, ale On się absolutnie na to nie zgodził...A teraz sam stwierdził, że miałam wtedy rację...Generalnie powiedział, że nadal mu na mnie zależy, że musi się ogarnąć bo ma 30 lat i nic nie osiągnął...Ale też nie chce mnie oszukiwać, że zastanawiał się czy między nami jest miłość, czy przyzwyczajenie...TO CHORE, TERAZ TO WIEM ale przez te lata spotykaliśmy się codziennie, góra 2 dni przerwy...On stwierdził, że nie miał nawet czasu zatęsknić...i tutaj się z nim zgadzam...zrobiliśmy wielki błąd...Według niego nastąpiła stagnacja, jeśli to ma być związek na całe życie to jest to ten etap by sie upewnić...Wie, że go kocham, że jest moją bratnią duszą i że jest mnie pewny...Od razu powiem, ze nie chodzi o inną kobietę, bo to nie jest typ podrywacza i bawidamka, a nasz zwiazek jest najdłuższym w jego życiu...Problemem jest to, że On jest optymistą, wiecznie usmiechnietym, a ja pesymistką szukającą dziury w całym. Ale to On podnosi mnie na duchu, a ja go uspokajam kiedy za bardzo szaleje. Nasz zwiazek był na poczatku trudny, bo pochodzimy z różnych środowisk niektórzy znajomi uważają, że idealnie do siebie pasujemy, inni wrecz przeciwnie. Fakt jest taki, że On jest o mnie zazdrosny chociaż nigdy nie dałam mu powodów. Z kolei ja obawiam się jego niektórych znajomych, którzy tylko się bawią a kobiety traktują nienajlepiej. Wydaje mi się, że ta przerwą chce mnie umocnić, żebym zaczęła żyć nie tylko dla Niego,ale dla siebie...Od 2 lat choruje na depresje, ale do tej pory świetnie się trzymałam. Przez dwa tygodnie raz zadzwonił do mnie w dobrym humorze, na koniec powiedział, ze bedzie dobrze i mam w to wierzyć, bo w końcu zaświeci słońce i że najciemniej jest przed świtem. za jakiś czas ja zadzwoniłam do Niego, był zaskoczony, nie miał pretensji, powiedział że jest nadal za wcześnie by mógł się określić, dlatego nie dzwonił by mnie nie ranić jeszcze bardziej. Najbardziej mnie martwi, ze On zakłada, że może być sam jesli tak zechce los...Nie wiem, nie wiem co robić...Szaleję za Nim, ale nie dzwonię, nie piszę sama nie wiem czy to dobrze, czy źle...Mam takie dni, kiedy serce mi się rwie do Niego i chciałabym do Niego pojechać, przytulić, pocałować...ale strasznie się boję Jego reakcji, ze nie uszanowałam jego decyzji...Co robić, proszę pomóżcie...to najtrudniejszy okres w moim życiu... A.
×