ucze sie tylko wtedy gdy musze... i to zawsze jakiejs teorii. robilabym to czesciej gdyby nie odciagal mnie internet... co gorsze mam e-podreczniki na tablecie.
jak napisalam, ucze sie teorii (bo na lekacjach nie moge sie skupic, jestem zmeczona, "przysypiam"), wiec nie rozumiem wielu rzeczy np z matematyki, chemii, fizyki, polskiego. dlatego powinnam chodzic na "konsultacje", ale sie wstydze. czesto tez tak bardzo sie upoce, ze jedyne o czym mysle to szybki powrot do domu. i to jest pierwsza rzecz. druga rzecza sa ludzie, przy ktorych wstydze sie zglosic, zapytac itp. tak wiec zdecydowanie mysle ze fobia spoleczna jest skutkiem moich problemow w szkole.
co do problemow emocjonalnych... nie jestem w stanie powiedziec, co jest ich orzyczyna. moje problemy, przezycia sie nawarstwialy od dziecinstwa... a ja bylam bardzo delikatnym dzieckiem. nawet zwykle "cicho" potrafilo sprawic, ze sie rozplakalam.
w sumie taty nie bylo czesto w domu, pracowal. pozniej byl bez praxy to lubil tez wypic... pamietam 5,6 razy mooocne awantury. (pierwsza chyba jak mialam 8 lat) tprzez to nie umialam i nie umiem nadal z nim rozmawiac. zawsze gdy jakos bylo lepiej to zaraz to zepsul, bo sie opil z sasiadem czy kims tam... wiem, ze on mnie mimo wszytko kocha...
mama tez ma swoje zle storny, ktore mogly wplynac na moja psychike, choc z nia akurat JAKOS sie dogaduje.
zaczelam grac w 3,4 klasie podstawowki razem z moim kolega z klasy. tak wlasnie chcilam sie do niego zblizyc, bo byl moim pierwszym zauroczeniem, (oprocz tego wtedy specjalnie pogorszylam sie w nauce, by byc jak on) ale uzaleznilam sie chyba jakis rok temu... tez nie za bardzo jestem w stanie to okreslic, bo miesza mi sie to jak i kiedy sie zachiwaywalam. moje uzaleznienie polega na tym, ze ejzeli nie mam dostepu do internetu to najzwyklej wpadam w szal. to wyglada tak jak na tych filmach itp. ; wije sie, placze i wyzywam.
nawiaze tutaj do kwestii spolecznych... bo wtedy wlasnie tam -w internecie znalazlam przyjaciol. wczesniej mialam tylko znajomych z klasy. ale nie lubili mnie. nie bylam zbyt rozrywkowa i nie bylo wspolnych tematow. do tego moj wstyd... w koncu zaprzyjaznilam sie z tym kolega o ktorym wczesniej wspomnialam. wlasnie dzieki grze, w ktora razem gralismy. w wakacje jednak napisal mi, ze sie wyprowadza. ja wiec postanowilam, ze zapomne o nim i samotnosci i bede grac caly czas. tam zauwazylam, ze ludzie sa smieszni, serdeczni i inni. tez postanowilam byc taka "fajna" i stworzylismy sobie jakby spolecznosc. historia poodbna do tej z sali samobojcow. niestety nic nie trwa wiecznie... wkoncu moi przyjaciele odeszli do prawdziwego zycia a ja zostalam z wspomnieniami, ktore mnie doluja.pozniej (bo to sie skonczylo gdzies jak mialam 12 lat) zaczelam sie zmieniac, podporzadkowywac do nowych spolecznosci w tej grze i teraz nie za bardzo wiem tez jaka jestem naprawde. jakis rok temu znowu bylo swietnie, ale teraz jestem zupelnie sama. dodam, ze w ten czas gdy w internecie bylam "kims" to i w realu lepiej sie dogadywalam, znalazlam orzyjaciolke w klasie i nie bylo tak zle... teraz nie mam przyjaciol. tylko znajomych, kotrzy tak na orawde mnie nie lubia, ale gadaja ze mna tylko by cisnac beke, bo ja umiem z siebie robic idiotke. i robie to w sumje ze strachu przed tktalnym odrzuceniem. zauwazykam, ze wlasnie smieje sie gdy sie boje.
ps. przepraszam za wszelkie literowki, brak polskich znakow i za to, ze pisze tak chaotycznie. niestety... kiedys tak nie bylo.