Witam,
Piszę tutaj ponieważ mam poważny problem z którym nie umiem sobie poradzić. Otóż mój były chłopak wczoraj na GG napisał mi, że próbował się zabić. Muszę tutaj wyjaśnić całą sytuację - byliśmy razem trochę ponad 2 lata, mieszkaliśmy w 2 różnych miastach więc nie widzieliśmy się często. On już wtedy miał bardzo depresyjną naturę, umiał całymi dnami pisać mi że tęskni, że nic nie ma sensu, że mu źle i ciężko. Kiedy było mu ciężko umiał pisać w kółko w lepszych okresach olewał mnie. Ja niestety okropnie przeżywałam jego słowa, że ma dość, że nie widzi w niczym sensu. Z czasem zaczęłam rozumieć, że on po prostu tak mną manipuluje, ale mimo wszystko nie umiałam go olać. Starałam się pomagać, ale mu zawsze było mało. W końcu on nagle zerwał ze mną. Napisał, że nudzę go, że ma mnie dość itp. Ogólnie bardzo źle mnie potraktował, padło wiele słów pod moim adresem. On nawet nie chciał niby ze mną się kolegować, napisał mi że nie chce utrzymywać ze mną kontaktów. Z bólem serca, ale zrozumiałam. Przez ponad półtora roku dochodziłam psychicznie do siebie. On jakoś po pół roku zaczął pisać, że żałuje i że chce wrócić. Odmówiłam. Wtedy raz był miły, by zaraz wykazywać się jakąś agresją słowną. Urwałam kontakt. On czasami napisał na gg (raz na pół roku, rok) to wtedy odpisałam (dziś wiem, że to był błąd chyba), nie umiał jakoś pogodzić się z tym, że kogoś mam, pytał i prosił abym dała mu 2 szansę. Tak minęły 4 lata. I wczoraj weszłam na GG na które normalnie nie wchodzę i on napisał. Odpisałam mu, cześć. Spytał co u mnie. Odpisałam, że może być. Nie chciałam mu się żalić itp. A on, że od dwóch miesięcy chodzi do psychologa, bo próbował się zabić. Wstrząsnęło to mną. Potem on tak prowadził rozmowę, że miałam poczucie, jakby chciał zwalić całą winę na mnie. Wielokrotnie mówił mi, że odkąd nie jesteśmy razem nic mu się nie udaje, poddał się. Zawsze mu powtarzałam, że jeszcze może spotkać go wiele dobrego i nie może tak myśleć. On jednak zawsze zaprzeczał. I wczoraj też mówił, że nie powinnam dziwić się mu ponieważ wiedziałąm jak jest, a mimo to olewałam go przez te wszystkie lata... Twierdził, że gdybym z nim rozmawiała, on nie popadłby w depresję, bo miałby komu się żalić itp. Co chwilę pisał o tym, że nie widzi już w niczym sensu, że chce umrzeć, że niby się starał coś zmienić, ale nic nie wychodziło. Pisał o tym, że faszeruje się kodeiną i acodinem... Ja się na tym kompletnie nie znam, ale kolega któremu się zwierzyłam, powiedział, że nie brzmi to dobrze. Starałam się go jakoś pocieszyć, powiedzieć, że jezcze będzie dobrze bo jest młody (23lata), ale on ciągle swoje. Miał totalne wahania nastrojów - prosił, abym go przytuliła, a zaraz potem wyzywał. Napisałam mu, że nie umiem mu pomóc bo nie jestem psychologiem, to on że powinnam się z nim spotkać i teraz na pewno się znów będę wykręcała jak zawsze - mistrzyni wykrętów w swoim żywiole tak mi napisał. Jak napisałam mu, że takie spotkanie mu w żadnym wypadku nie pomoże, to mnie zwyzywał.
Wyżaliłam się koledze o tej całej sytuacji, ponieważ mnie przytłoczyła. On kazał mi się podpytać go o tego psychologa i były napisał, że chodziło jednego, ale że to niby nie jest terapia właściwa, bo na taką musi poczekać jeszcze 2 miesiące. Wyraźnie unikał tego tematu. Ja zaczynam podejrzewać, że żadnego psychologa nie ma i być może nawet tej próby samobójczej też nie było. On zawsze uwielbiał kłamać, byleby być w moim centrum uwagi. Oczywiście są to tylko takie przybłyski, bo żadnej pewności nie mam. Ten kolega powiedział mi, że powinnam koniecznie skontaktować się z jego matką i wszystko powiedzieć, bo nawet jeżeli on kłamie i nie było tej próby, to już samo to, że on w kółko w rozmowach ze mną pisze o śmierci, że chce się zabić jest bardzo niepokojące. Ja mam mętlik w głowie. Nie wiem co mam zrobić. On napisał mi wczoraj, że nie mam udawać że się nim przejmuję, bo jutro zapomnę o tej rozmowie i znów go oleję na kolejne lata. Dziś znów do mnie napisał, a ja kompletnie nie wiem co mam robić. Odpisać mu, zignorować (boję się tego).
Czuję, że sama nie dam sobie z tym rady. Wiem, że on mną jakoś manipuluje, ale nigdy bym sobie nie wybaczyła gdyby coś sobie zrobił, a ja jakoś nie zareagowała. Nie wiem co mam zrobić. Może ktoś mi coś poradzi?