Wczoraj byłam w pabie, z poznaną przez internet koleżanką, po prostu szukałam jakiejś znajomej żeby mieć z kim pogadać. Poszłyśmy sobie na piwo, dosiadł się do nas pewien miły gość, totalnie o wszystkim zapomniałam bawiłam się super. Wróciłam do domu o 2. Wiem, że są na świecie inni ludzie, którzy mają swoje historie, są wartościowi i w ogóle. Ale boli mnie bardzo, że mój (były?) partner, nie chce już być ze mną, nie czuje już do mnie nic prócz przyjaźni i potrzeby troski. Związek, który trwał 3 lata i był naprawdę trudny ze względu na wiele problemów, które pojawiały się na naszej drodze. Jednak przywiązałam się niesamowicie, wiele dałam z siebie, wiele poświęciłam i zatraciłam trochę swoją osobę w tym wszystkim. Wczoraj znowu poczułam się sobą, już dawno się tak nie czułam. Ale boli mnie to, że ja chciałabym popracować nad sobą, zmienić pewne rzeczy i powalczyc o ten związek, żeby było między nami lepiej, na pewo nie tak jak kiedys bo jesteśmy teraz innymi ludźmi niż te 3 lata temu ale tyle nas przecież łączy. Wiem, że nie można nikogo zmuszać do miłości, ale jest mi tak źle, że On nie chce już się starać i ciągnąć tego bez sensu jak się wyraził. Mieszkamy razem od 3 lat, to już 3 mieszkanie, które wynajmuję w tym mieście i przyzwyczaiłam się do okolicy i samego mieszkania oczywiście, to taki trochę mój 2 dom. Nie mogę się odzierać z godności i błagać o miłość ale tak bardzo bym chciała. Czuję, że straciłam grunt pod nogami, poczucie bezpieczeństwa jakiejś stabilizacji, jest mi z tym bardzo źle. Mam perspektywę znalezienia mieszkania z koleżanką, z którą znam się od czasów liceum, razem chodziłyśmy do klasy. Ale ja będę sama, sama w pokoju, będę musiała sama spać, od czego się odzwyczaiłam i czego nie chcę
-- 21 maja 2014, 10:04 --
Hej. Byłam wczoraj u wspaniałej Pani Psycholog, która poświęciła mi dużo czasu i uwagi i wiem, że mnie nie osądzała i naprawdę mnie słuchała. Po wyjściu z gabinetu czułam, że to metalowe ciężkie coś, trochę poluzowało, nie rozpychało się już tak odczuwalnie i boleśnie. Ale kiedy wróciłam do mieszkania i później zaczęliśmy z moim byłym partnerem rozmawiać to uczucie wróciło. Po prostu, mam taki mętlik w głowie, bo wiem już teraz, że 80% uwagi przez następne pół roku (orientacyjnie rzuciła Pani Psycholog) mam poświęcać sobie. Wiem, że nie możemy razem mieszkać, że nasze relacje się zmieniły i nie nie będę się czuła w tym związku tak,jakbym chciała, ale jak się budzę i śpi obok mnie to mnie to boli ogromnie, że to już koniec. Jak mam sobie w tym poradzić? Jadę dzisiaaj do domu, skupię się na pisaniu pracy mgr, pobedę trochę w swoim pokoju, pogadam z rodzicami. Od lipca będę już chyba mieszkać gdzie indziej z koleżanką, która obecną umowę ma do końca czerwca. Mimo, iż wiem, i pamiętam o czym rozmawiałam wczoraj z Panią Psycholog, to jest mi strasznie źle i ciężko
-- 21 maja 2014, 10:13 --
Hej. Byłam wczoraj u wspaniałej Pani Psycholog, która poświęciła mi dużo czasu i uwagi i wiem, że mnie nie osądzała i naprawdę mnie słuchała. Po wyjściu z gabinetu czułam, że to metalowe ciężkie coś, trochę poluzowało, nie rozpychało się już tak odczuwalnie i boleśnie. Ale kiedy wróciłam do mieszkania i później zaczęliśmy z moim byłym partnerem rozmawiać to uczucie wróciło. Po prostu, mam taki mętlik w głowie, bo wiem już teraz, że 80% uwagi przez następne pół roku (orientacyjnie rzuciła Pani Psycholog) mam poświęcać sobie. Wiem, że nie możemy razem mieszkać, że nasze relacje się zmieniły i nie nie będę się czuła w tym związku tak,jakbym chciała, ale jak się budzę i śpi obok mnie to mnie to boli ogromnie, że to już koniec. Jak mam sobie w tym poradzić? Jadę dzisiaaj do domu, skupię się na pisaniu pracy mgr, pobedę trochę w swoim pokoju, pogadam z rodzicami. Od lipca będę już chyba mieszkać gdzie indziej z koleżanką, która obecną umowę ma do końca czerwca. Mimo, iż wiem, i pamiętam o czym rozmawiałam wczoraj z Panią Psycholog, to jest mi strasznie źle i ciężko
-- 23 maja 2014, 10:18 --
Nie rozumiem jednej rzeczy. Jeśli uświadomiłam sobie, że związek, w którym byłam ostatnie 3 lata nie był taki jaki chciałabym, aby był i nie czułam się tak, jak chciałabym czuć się z zwiazku, to czemu jest mi tak ciężko? Ewentualna przyszłość musiałaby się kręcić wokół niego, ewentualne oszczędności nie mogłyby zostać zainwestowane w mieszkanie, czy cokolwiek innego-ważnego, tylko w niego z racji trudnej sytuacji, a raczej czegoś co do końca życia będzie wymagało uwagi. Wzięłam na siebie tyle problemów, że teraz nie wiem co mam rozumieć przez 80% uwagi poświęconej sobie. Czuję, że sobie nie poradzę. Mam wrażenie, że wszystko jest takie niepewne a najgorsze to jest chyba to, że raz czuję, że już jest ok i mniej więcej mam jakiś plan działania a za chwilę znowu wszystko leci w dół. W kącie głowy mam nadzieję, że wszystko się zmieni o 180stopni albo i więcej i on będzie dla mnie inny i my będziemy dla siebie inni i bedziemy razem. Jestem jakaś głupia czy co? Rozstania zawsze tak wyglądają, czy tylko ja się tak czuję?