Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaDUZA

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia zaDUZA

  1. zaDUZA

    Witajcie.

    Wczoraj byłam w pabie, z poznaną przez internet koleżanką, po prostu szukałam jakiejś znajomej żeby mieć z kim pogadać. Poszłyśmy sobie na piwo, dosiadł się do nas pewien miły gość, totalnie o wszystkim zapomniałam bawiłam się super. Wróciłam do domu o 2. Wiem, że są na świecie inni ludzie, którzy mają swoje historie, są wartościowi i w ogóle. Ale boli mnie bardzo, że mój (były?) partner, nie chce już być ze mną, nie czuje już do mnie nic prócz przyjaźni i potrzeby troski. Związek, który trwał 3 lata i był naprawdę trudny ze względu na wiele problemów, które pojawiały się na naszej drodze. Jednak przywiązałam się niesamowicie, wiele dałam z siebie, wiele poświęciłam i zatraciłam trochę swoją osobę w tym wszystkim. Wczoraj znowu poczułam się sobą, już dawno się tak nie czułam. Ale boli mnie to, że ja chciałabym popracować nad sobą, zmienić pewne rzeczy i powalczyc o ten związek, żeby było między nami lepiej, na pewo nie tak jak kiedys bo jesteśmy teraz innymi ludźmi niż te 3 lata temu ale tyle nas przecież łączy. Wiem, że nie można nikogo zmuszać do miłości, ale jest mi tak źle, że On nie chce już się starać i ciągnąć tego bez sensu jak się wyraził. Mieszkamy razem od 3 lat, to już 3 mieszkanie, które wynajmuję w tym mieście i przyzwyczaiłam się do okolicy i samego mieszkania oczywiście, to taki trochę mój 2 dom. Nie mogę się odzierać z godności i błagać o miłość ale tak bardzo bym chciała. Czuję, że straciłam grunt pod nogami, poczucie bezpieczeństwa jakiejś stabilizacji, jest mi z tym bardzo źle. Mam perspektywę znalezienia mieszkania z koleżanką, z którą znam się od czasów liceum, razem chodziłyśmy do klasy. Ale ja będę sama, sama w pokoju, będę musiała sama spać, od czego się odzwyczaiłam i czego nie chcę -- 21 maja 2014, 10:04 -- Hej. Byłam wczoraj u wspaniałej Pani Psycholog, która poświęciła mi dużo czasu i uwagi i wiem, że mnie nie osądzała i naprawdę mnie słuchała. Po wyjściu z gabinetu czułam, że to metalowe ciężkie coś, trochę poluzowało, nie rozpychało się już tak odczuwalnie i boleśnie. Ale kiedy wróciłam do mieszkania i później zaczęliśmy z moim byłym partnerem rozmawiać to uczucie wróciło. Po prostu, mam taki mętlik w głowie, bo wiem już teraz, że 80% uwagi przez następne pół roku (orientacyjnie rzuciła Pani Psycholog) mam poświęcać sobie. Wiem, że nie możemy razem mieszkać, że nasze relacje się zmieniły i nie nie będę się czuła w tym związku tak,jakbym chciała, ale jak się budzę i śpi obok mnie to mnie to boli ogromnie, że to już koniec. Jak mam sobie w tym poradzić? Jadę dzisiaaj do domu, skupię się na pisaniu pracy mgr, pobedę trochę w swoim pokoju, pogadam z rodzicami. Od lipca będę już chyba mieszkać gdzie indziej z koleżanką, która obecną umowę ma do końca czerwca. Mimo, iż wiem, i pamiętam o czym rozmawiałam wczoraj z Panią Psycholog, to jest mi strasznie źle i ciężko -- 21 maja 2014, 10:13 -- Hej. Byłam wczoraj u wspaniałej Pani Psycholog, która poświęciła mi dużo czasu i uwagi i wiem, że mnie nie osądzała i naprawdę mnie słuchała. Po wyjściu z gabinetu czułam, że to metalowe ciężkie coś, trochę poluzowało, nie rozpychało się już tak odczuwalnie i boleśnie. Ale kiedy wróciłam do mieszkania i później zaczęliśmy z moim byłym partnerem rozmawiać to uczucie wróciło. Po prostu, mam taki mętlik w głowie, bo wiem już teraz, że 80% uwagi przez następne pół roku (orientacyjnie rzuciła Pani Psycholog) mam poświęcać sobie. Wiem, że nie możemy razem mieszkać, że nasze relacje się zmieniły i nie nie będę się czuła w tym związku tak,jakbym chciała, ale jak się budzę i śpi obok mnie to mnie to boli ogromnie, że to już koniec. Jak mam sobie w tym poradzić? Jadę dzisiaaj do domu, skupię się na pisaniu pracy mgr, pobedę trochę w swoim pokoju, pogadam z rodzicami. Od lipca będę już chyba mieszkać gdzie indziej z koleżanką, która obecną umowę ma do końca czerwca. Mimo, iż wiem, i pamiętam o czym rozmawiałam wczoraj z Panią Psycholog, to jest mi strasznie źle i ciężko -- 23 maja 2014, 10:18 -- Nie rozumiem jednej rzeczy. Jeśli uświadomiłam sobie, że związek, w którym byłam ostatnie 3 lata nie był taki jaki chciałabym, aby był i nie czułam się tak, jak chciałabym czuć się z zwiazku, to czemu jest mi tak ciężko? Ewentualna przyszłość musiałaby się kręcić wokół niego, ewentualne oszczędności nie mogłyby zostać zainwestowane w mieszkanie, czy cokolwiek innego-ważnego, tylko w niego z racji trudnej sytuacji, a raczej czegoś co do końca życia będzie wymagało uwagi. Wzięłam na siebie tyle problemów, że teraz nie wiem co mam rozumieć przez 80% uwagi poświęconej sobie. Czuję, że sobie nie poradzę. Mam wrażenie, że wszystko jest takie niepewne a najgorsze to jest chyba to, że raz czuję, że już jest ok i mniej więcej mam jakiś plan działania a za chwilę znowu wszystko leci w dół. W kącie głowy mam nadzieję, że wszystko się zmieni o 180stopni albo i więcej i on będzie dla mnie inny i my będziemy dla siebie inni i bedziemy razem. Jestem jakaś głupia czy co? Rozstania zawsze tak wyglądają, czy tylko ja się tak czuję?
  2. zaDUZA

    Witajcie.

    Też mam świadomość, że zel w życiu niejako ustawia nas do pionu i daje poczucie sensu właśnie (masło maślane) ale ja tego sensu nie ma właśnie. Myślałam, że mam. Szkoła, matura, studia, egzaminy, nowe znajomości a potem praca. Przeszkadza mi moje myślenie, że inni potrafią żyć sami i są zadowoleni, nie potrzebują być dla kogoś najważniejszą osobą, żeby to czuć a ja potrzebuję. Nie wiem, czuję się fatalnie.
  3. zaDUZA

    Witajcie.

    Dzięki za miłe słowo. Obecna sytuacja jeszcze bardziej mnie dociążyła do ziemi, gdyż wczoraj ostatecznie rozstałam się z chłopakiem. Byliśmy razem od ponad 3 lat, mieszkaliśmy i mieszkamy (!) ze sobą. Nie wiem co mam zrobić. Do domu nie chcę wracać, bo tam naprawdę bezrobocie powala. Mieszkanie, które wynajmujemy jest niesamowicie tanie, mieszkam tu od ponad 2 lat i zdążyłam się przyzwyczaić do otoczenia, mam swoje panie w sklepie i tak dalej. Mogłabym wynająć mieszkanie na przyszły rok z moją dobrą koleżanką, ale wtedy czynsz będę płacić wyższy niż tutaj za całe mieszkanie. Poza tym, nie jestem przyzwyczajona do samotności, wszystko robiliśmy zawsze razem, miałam jakieś poczucie stabilności, bezpieczeństwa nie wiem. Dodatkowo mam problem z zasypianiem właśnie, nie wyobrażam sobie spać sama w pokoju albo mieszkać sama. Cały czas chce mi się płakać, muszę napisać pracę magisterską a nie mam do tego głowy. Nie umiem z dnia na dzień być przyjacielem dla kogoś kto był dla mnie najważniejszą osobą. Fakt, od długiego czasu się nie dogadywaliśmy już ale ja chciałabym to jakoś naprawić a on nie chce już tego dłużej ciągnąć. Oboje jesteśmy w trudnym okresie, ja właśnie chyba mam depresję i wszystko jest na ''nie;'' u mnie, a on ciągle przeobraża siebie, by być tym, kim zawsze chciał być i czuł, że jest. Mam nadzieję , że napisałam to jakoś po ludzku.
  4. zaDUZA

    Witajcie.

    Nie spodziewam się, że pisząc cokolwiek tutaj osiągne spokój, albo będę ''zdrowa''. Nie wiem w zasadzie czemu zamiast pójść do psychologa zaśmiecam forum. Byłam raz, na początku kwietnia jakoś, poczułam się jak idiotka, wygadujaa bzdury niedojrzała osoba, oceniona i podsumowana. Nie wiem w zasadzie od czego zacząć. W sumie to zacznę od końca. Od paru dni przeglądam różne fora internetowe, szukam przyjaciół. Czuję się tak samotna, jakby nie było absolutnie nikogo na świecie oprócz mnie. W klatce piersiowej mam jakiś kawałek metalu, ciężki i rozpycha się po żebrach jakby miał tam za mało miejsca albo chciał zmienić właściciela. Patrzę na swoje odbicie w lustrze i nie wiem kogo widzę właściwie. Dziwne jest to uczucie, chcę poczuć się lepiej, tak jak kiedyś albo może jak nigdy, chciałabym bez strachu patrzeć w przyszłość, mieć pewność, że moi rodzice będą jeszcze żyli przynajmniej ze 20 lat i nie zginę marnie bez nich. Ale jak pomyślę o tym, to nie widzę żadnego sensu. Że niby co? Ktoś mnie wysłucha i po jakimś czasie okaże się, że wszystko ma sens? Kiedy myślę o przyszłości, to jakbym miała przejść milion kilometrów tylko dlatego, że ktoś będzie miał z tego ubaw, dla mnie nic. Po co mi to? Ale przecież zrobić sobie nic nie mogę bo boję się śmierci i piekła, chociaż jestem niby niewierzaca a duchów się boje i sama w życiu nie usnę. Jak jestem sama w mieszkaniu czekam na 5 rano kiedy jest widno, bo czuję, że ktoś patrzy na mnie i stoi nade mną, Poza tym nigdy nie zrobiłabym tego moim rodzicom. Jestem ich trzecim, wyczekanym i jedynym dzieckiem, prędzej będę się męczyć do końca świata niż zabiję ich czymś podobnym. Jestem na ostatnim roku studiów, 5 lat temu przeprowadziłam się do Katowic. Lubię to miasto, przyzwyczaiłam się, dobrze mi tu. Studia mnie bardzo rozczarowały, nie mam szans, by pracować w zawodzie. Fizjoterapia wymaga kursów, by stać się wartościowym terapeutą, kursy sporo kosztują, żeby mieć pieniądze trzeba mieć pracę, ale jak można mieć pracę skoro nie ma się kursów i nic się nie potrafi? Koło się zamyka, kurtyna, oklaski. Będąc w gimnazjum myślałam sobie "Kaśka, będziesz pomagać ludziom, stawiać ich na nogi, Twoje życie będzie miało sens, będziesz potrzebna i szanowana". Tamta Kaśka teraz jest wiecznie płaczącą dziewczyną. Nie no jej już nie ma po prostu. Dużo by pisać ale jak walnę na dzień dobry taką ścianę tekstu to nikt nie przeczyta.
×