W sumie nie wiem nawet po co, ale się zarejestrowałam i postanowiłam że napiszę...
Mam 25 lata, jestem studentką 5 roku - właściwie już kończę. Studiuję daleko od domu, ok 300 km...
Mozna przypuszczac teorie że właściwie uciekłam z domu... Jestem DDA między innymi też byłam bita w dzieciństwie, miałam (chyba już nie mam ...) mutyzm wybiórczy w dzieciństwie. Od przedszkola do prawie nikogo poza domem się nie odzywałam, przez całą podstawówkę, nawet dzieciaki też się na mnie wyzywały, w gimnazjum troche zaczełam rozmawiać z rówieśnikami, w liceum też rozmawiałam odrobinę, chociaż miałam tak naprawdę jeszcze duże problemy. Duzo pomogły mi w tym studia...
Leczę się na depresję już od kilku lat, i chodzę też aktualnie do psychologa... ale po prostu nie wiem jak to opisać... mam teraz jakiś dziwny okres i chyba jest coraz gorzej nie wiem czy leki niedopasowane czy co... ostatnio miałam zmieniane we wrześniu... Z psychologiem też rozmawiałam, no ale co ona mi może zrobić, an to co ja czuje, nikt za mnie zył nie będzie
A ja po prostu nie mogę tego znieść, nie mogę znieść tego cholernego rozrywającego mnie dosłownie uczucia beznadziejności....nie wiem jak mam to określić to nawet przybiera czasem forme fizyczną jakiegos bólu od środka, jakbym się miała rozpaść....Dzisiejszy cały dzień spędziłam bujają csię na krześle przed komputerem i płacząc...nie wiem ..... nie zniosę tego dłużej, cholernie jest mi ciężko znieść to że istnieję.... pisze pracę mgr powinnam robić bazę danych do badań a ja dopisałam do bazy tylko dwie osoby przez cały dzień, reszte spędziłam bujając się na krzesle... niekt mnie nie widzi jak teraz wyglądam.... zapewne żałośnie... cieżko mi się za coś zabrać... próbowałam chociaż poczytać książkę czymś się zająć ale nie da rady... nie wiem może dzisiaj mam taki dzien.... może jutro będzie lepiej......