Skocz do zawartości
Nerwica.com

Łukasz258

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Łukasz258

  1. Łukasz258

    Witam.

    Szukałem miejsca takiego jak te. Forum z ludźmi, którzy mają podobny, lub inne, ale jednak problemy psychiczne. Tak naprawdę nie wiem co chcę napisać, ale chyba potrzebuje komuś się tak jakby "wyżalić". Mam na imię Łukasz, mam 14 lat. Zacznę od początku: W 6 kl. podstawówki, pomimo tego, że miałem świetną klasę, wspaniałych kolegów i koleżanki, przyjaciół, to cały czas towarzyszyła mi obawa przed tym jak będzie w gimnazjum. W wakacje dużo o tym myślałem, ale starałem się patrzeć głównie na pozytywy: poznam nowych ludzi itp. Rozpoczęcie roku i kolejne obawy. Jestem nieśmiały, nie łatwo ufam innym i nie często dziele się z nowymi znajomymi moimi pasjami, przeżyciami, myślami itp. Nie lubię gdy ktoś kogo dobrze nie znam dużo o mnie wie. Klasa wydawała się okej. Znałem parę osób. Minął wrzesień. Wtedy się chyba zaczęło... Trudno było i wstać do szkoły, trudno mi było tam iść, ale szedłem, nie wagarowałem, uczyłem się dobrze i niby wszystko okej, nikt mi nie dokuczał, ale gdy byłem w szkole nie chciałem myśleć o domu, o tym co lubie, o książkach muzyce. Nie chciałem mojego domu i życia prywatnego przenosić do szkoły, nie chciałem, żeby rzeczy które lubię i kocham kojarzyły mi się z nią. W tedy też zaczęło mnie nachodzi nieznane mi wcześniej uczucie. Lęk przed przyszłością, brak sił, brak szczęścia, obawy przed przyszłością. Z każdym kolejnym dniem było gorzej. Chciałem jak najszybciej wracać do domu, nie chodziłem na dodatkowe zajęcia, chciałem być jak najmniej w szkole. Potem zaczęły się natręctwa, mycie rąk po przyjściu ze szkoły, wstręt do książek i plecaka. W szkole nie chciałem jeść ani pić, starałem się nie dotykać innych i żeby inni nie dotykali mnie. Przebieranie się w szatni na w-f'ie też nie było miłe. Wyobrażałem sobie te bakterie wszędzie, tylu ludzi w szkole... Zacząłem myśleć, że jestem inny, dziwny... Nie zwierzałem się nikomu, a emocje, obawy, wstręt, natręctwa wypełniały mnie. Wieczorami płakałem, płakałem gdy się myłem, płakałem gdy się pakowałem, płakałem w nocy. Ukrywałem to jak mogłem, żeby rodzice nie widzieli. Przyszły święta. Tak bardzo cudowny czas, rodzina, dużo wolnego czasu i brak szkoły. Zero. Nie chciałem o niej myśleć, słyszeć... Ale święta się skończyły. I znów cały styczeń. Odliczałem dni do ferii do 1 lutego. ostatni dzień i taka radość. We ferie nie wychodziłem z domu, oprócz lekarza, okulisty jakieś zakupy... Dużo czytałem i słuchałem muzyki. Uciekałem od świata. Niedziela ostatni dzień ferii. Plan lekcji, książki, plecak, szkoła - wróciły. Wieczorem byłem sam w domu i leżałem i płakałem. Dużo płakałem myślałem sam o sobie, że nie jestem silny emocjonalnie... Nawet wtedy nie słyszałem gdy rodzice wrócili. Zaczęło się wypytywanie, a ja wszystko ukrywałem. Poniedziałek. Po szkole emocje z całego dnia wybuchnęły przy obiedzie. Mama zadzwoniła do wychowawcy, a ja tak bardzo się wstydziłem i bałem co o mnie pomyśli. We wtorek rozmowa z psychologiem. Prawie się nie odzywałem. W środę już nie mogłem wytrzymać, po kątach ocierałem łzy, myślałem jak uciec, chciałem iść do psychologa szkolnego ale się wstydziłem. Nawet nie pamiętam jak wracałem do domu. W domu coś pękło, i to wszystko się ze mnie wylało. Czułem się taki bezsilny, bezradny. To było takie straszne uczucie, nigdy wcześniej nie potrafiłbym sobie go wyobrazić. Zadzwoniłem do mamy ale nie byłem wstanie mówić. Zadzwoniła do mnie siostra, pytała co się ze mną dzieje, powiedziała, że jutro przyjedzie, że nie pójdę do szkoły, że będzie ze mną. Ale ja nie chciałem zostać, wiedziałem, że jak nie pójdę 1, 2, 3 dni nie będę siły miał wrócić. Rano się ubrałem, umyłem chwilę przed wyjściem opowiedziałem o wszystkim mamie. Poszliśmy do lekarza rodzinnego, potem psychiatry, poradni psychologiczno-pedagogicznej, rozmowa z psychologiem... Od marca mam indywidualne nauczanie, biorę leki, zacznę chodzić na terapię. Ale dalej się boję przyszłości, są momenty kiedy wszystko traci sens, kiedy czuję się jakby ktoś wyssał ze mnie całe szczęście. NIe lubię wychodzić na dwór, nie lubię chodzić do sklepów. Tam jest tyle ludzi, tyle zarazków. Uciekam do świata książek, do muzyki, do filmów, byleby nie myśleć i nie wyobrażać sobie tego co będzie. Nie denerwować myśląc, że ludzie uważają, że tacy młodzi ludzie nie mają żadnych problemów. Bojąc się, że ktoś pomyśli, że udaję, wymyślam, żeby zwrócić uwagę... Trudno mi było o tym napisać, ale napisałem. Jeżeli przeczytałeś, lub przeczytać, wiedz, że jestem Ci wdzięczny, bo post jest długi. Dziwię się, że to kogoś zainteresowało i dotrwał do końca. Mam nadzieję, że nikt ni pomyśli, ze jestem głupi czy coś... to choroba.
×