Skocz do zawartości
Nerwica.com

Elise

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Elise

  1. Elise

    Nie radzę sobie.

    Jestem 28-letnią kobietą. Leczę się od pół roku na depresję i stany lękowe, choć podejrzewam, że miałam to wszystko wcześniej, tylko o tym nie wiedziałam, bo nie interesowałam się takimi sprawami. Czuję się raz lepiej, raz gorzej, a ostatnio częściej gorzej. Nie zawsze tak było, ale przez ostatnie 2 lata mieszkam z rodzicami i nie pracuję. Zasiłek dla bezrobotnych dawno mi się skończył, więc jestem zależna. Nie przelewa im się, więc staram się żyć tak, żeby nie naciągać ich na koszty - nie wychodzę (tam gzie trzeba płacić), nie kupuję ciuchów czy kosmetyków. Matka kłóci się ze mną o brak pracy przez tak długi czas i ja sama widzę, że mam poważny problem z pracą przez moją chorobę. Przez długie bezrobocie straciłam pewność siebie. Poza tym mam słabe wykształcenie i słabe doświadczenie zawodowe, więc nie jestem aż tak bardzo zapraszana na rozmowy. Jak jestem, zdarza się, że pójdę, a zdarza się, że nie pójdę, bo zwyczajnie nie jestem w stanie. Potrafię nie spać całą noc przed taką rozmową, rano czuć duszności, dostać biegunki i jeszcze czasem mieć wybuchy płaczu. Zapuchnięta, niestabilna nie jadę i nie tyczy się to tylko pracy. Dziś umówiłam się z kimś na spacer i tak samo nie wyjdę, bo nie jestem w stanie. Matka wykłóca się o to ze mną co drugi dzień i każe mi "wypierdalać". Dosłownie, ona w takim tonie rozmawia. Mówi, że mam alergię na pracę, a moja depresja dla niej nie istnieje. O to, że chodzę do psychiatry i że się leczę też są kłótnie. Jej zdaniem z braku roboty mi odbija i z dobrobytu (jak byłam mała rodzice stali dobrze, więc kupowali mi co chciałam). Dziś matka nie potrafi wymienić nawet jednej rzeczy, którą zrobiła dla mnie jako człowiek, jak raz zapytałam powiedziała - no przecież kupiliśmy ci to, kupiliśmy ci tamto. Szkoda gadać. Trudno to pisać, ale sytuacja w domu jest patologiczna. Moja matka jest okropną osobą. W domu rządzi wszystkim, nie czuję się tu dorosłym człowiekiem, tylko niedorozwiniętym umysłowo. Jak myję naczynia, to ona mi je zabiera, bo jej zdaniem robię to źle, bo używam za dużo płynu, jak piorę swoje rzeczy to robi to za mnie, bo jej zdaniem robię to źle, bo piorę w za niskiej temperaturze. Jak ojciec, który się na tym zna, maluje ścianę, to robi to źle, dlatego nikt w tym domu niczego nie remontuje i mieszkamy w norze, do której wstyd kogokolwiek przyprowadzić. Opisałam drobne sytuacje, ale tak jest na każdym kroku, więc wyobraźcie sobie, jaka jest atmosfera. Przestałam robić cokolwiek i ostatnio sporo siedzę w internecie, jej zdaniem za dużo, więc zagroziła, że mi go odetnie. Czasem spotykam się z przyjacielem (bez dwuznaczności, nie mam partnera), więc po ostatniej kłótni powiedziała, że więcej do niego nie pojadę, a tu u nas ona "mojego gacha" jak się wyraziła, nie życzy sobie widzieć. Chce mi odebrać jedyne źródło rozrywki (nieszczęsny internet) i jedyna osobę, na której mi zależy. Takie ma metody, kiedyś jak pokłóciła się z ojcem i nie miała jak na niego wpłynąć to zabrała mu jak dziecku kluczyki do samochodu. Ojciec też się leczy na depresję i też się o to kłócą. Tylko on głównie siedzi przed telewizorem i często robi to, co ona chce. Telewizor też groziła, że mu odetnie, bo siedzi za dużo, żeby było śmiesznie. Moja lekarka twierdzi, że głównym źródłem mojego stanu jest dom i powinnam się z niego wyprowadzić. Też tak uważam, tylko moja matka ma inne plany na moje życie. Ona chce, żebym mieszkała z nimi i pracowała tu gdzie mieszkamy (małe miasteczko), już nawet ustaliła, co powinnam zrobić z pieniędzmi, kiedy zacznę pracować. Ja nie chcę tu zostawać, chcę kogoś poznać, chcę mieć życie, a nie patrzeć na patologiczna matkę, od której przez całe życie nie usłyszałam ani jednego dobrego słowa. Poza tym to małe miasteczko, prawie wieś, nie widzę tu przyszłości i nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Jeśli znajdę pracę na miejscu, musiałabym znaleźć po prostu stancję, więc nic nie odłożę i nie wyniosę się stąd nigdy. Poza miastem pracy nie znajdę, bo nikt mi nie da nawet na głupi wyjazd na rozmowę. O ile będę w stanie jechać, bo jak pisałam, to potrafi być problemem. Ciężko mi. Nie mam żadnego wsparcia psychicznego, wręcz przeciwnie. Nie mam żadnej pomocy od nikogo. Coraz odważniej myślę o samobójstwie. Ostatnio nawet im więcej kłótni, im więcej bólu, tym bardziej się cieszę, bo to mnie tylko do tego przybliża. Chciałabym, żeby żyła z poczuciem winy do końca, o ile w ogóle by ją to obeszło. Póki co jestem tylko ciężarem. Wszyscy są ode mnie lepsi itp. Mam dość.
×