Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pokemonka

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pokemonka

  1. Też lubiłam Akrtosa :) Pocieszyliście mnie, z tego co widzę to to nic złego czy dziwnego. Dzięki :)
  2. Owszem, dość duże. I tym fikcyjnym postaciom też współczuje, co nie zmienia faktu ze nadal uwielbiam ich ból. I jest mi przez to często przykro, że mnie to kręci...
  3. Właściwie to ja bardziej na fikcyjnych (częściej na tych pozytywnych postaciach) i właściwie to są to szczegółowe plany, razem z dokładnym przebiegiem mordu, zatarciem śladów, alibi itp... Radość? Coś w tym rodzaju, bardziej takie uniesienie, no i podniecenie (w każdym rozumieniu tego słowa) Coś w tym jest, sporo złego mnie spotkało w życiu ale jakoś sobie poradziłam, choć upodobanie takich scen i postaci mam od maleńkości, odkąd sięgam pamięcią... Nawet jako przedszkolak najbardziej np. z filmów o Kubusiu Puchatku lubiłam ,,Tygrys i Przyjaciele'' ze względu na sceny gdzie mój kochany, tytułowy Tygrys cierpiał psychicznie oraz fizycznie...
  4. Hmmmm chyba tylko to ostatnie. Nie mogę się powstrzymać od przewijania tego, czuję wtedy takie ukłucie adrenaliny w podbrzuszu. Uwielbiam to. A jak długo czegoś takiego nie oglądam to aż mnie nosi... Ale realne cierpienie ani trochę mnie nie kreci wręcz przeciwnie...
  5. Witam, jestem nowa na forum i przepraszam jeśli podobny temat już powstał, albo utworzyłam go w złym dziale. Zauważyłam u siebie pewną... tendencję. Jeśli oglądam film, serial, kreskówkę, czytam książkę albo gram w grę najbardziej przypadają mi do gustu ofiary losu i tzw wooby, czyli postaci, które nie mają, lub nie miały, w życiu lekko. Wiem, że wiele osób tak ma i to nic dziwnego, ale ja, dodatkowo, po prostu uwielbiam kiedy dzieje im się coś złego. Wręcz mnie to podnieca. Gdy są ranione, chore, umierające. Lubię też gdy giną, ale nie tak permanentnie. Owszem, płaczę na smutnych scenach i ciesze się na radosnych, ale czasem np. przewijam sobie scenę śmierci, któregoś z bohaterów i oglądam ją w kółko, jarając się jak małe dziecko lizakiem. Nie rzadko moimi ulubionymi postaciami stają się antagoniści. Dodatkowo (jestem fanką powieści kryminalnych) założyłam sobie zeszyt w którym planuję morderstwa. Takie wyszukane, jak w książkach Agathy Cristie, uspokaja mnie to trochę. Na co dzień jestem dość radosna i chyba sympatyczna, nigdy nikogo nie pobiłam i mam często wyrzuty sumienia za rzeczy, które nawet nie były złe a je zrobiłam (np że coś komuś powiedziałam, nawet jeśli zasłużył i się nie pogniewał). Czasami tylko wybucham gniewem, ale trwa to krótko i sprowadza się jedynie do podniesienia głosu. Planując zabójstwa czuję ten sam dreszczyk emocji (choć mniej intensywny) co podczas oglądania fikcyjnego cierpienia. Czy jest to jakaś forma zaburzenia? Może do czegoś prowadzić? Czy po prostu taki dziwny fetysz? Dodatkowo chcę nadmienić, że stwierdzono u mnie depresję i nerwicę natręctw...
×