Skocz do zawartości
Nerwica.com

Calista

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Calista

  1. Mogłabyś rozwinąć o jakie zmiany dokładniej chodzi? Bo właśnie to miałam na myśli. Nie chce za bardzo rozwijać ten temat bo zależy mi szczególnie na otrzymaniu rad na temat mojej obawy ku medytacji. Ale ciężko mówić o funkcjonowaniu. Bardzo mało wychodzę, cały dzień spędzam w pokoju a całymi dniami śpię i siedzę przy komputerze. A oprócz tego spędzam duzo czasu na dbaniu o mój wygląd. Czasami cos poczytam ale mam niemałe problemy z koncentracja i nawet czytanie sprawia mi problemy ( problemy ze zrozumieniem, przeskakiwanie slow i zdań oraz obawa ze nie zrozumiem tego co przeczytałam i problemy z zapamiętywaniem), aczkolwiek moj psycholog twierdzi ze to wina ZOK. A ZOK mam na tle wieluuuu rzeczy. Jest ono wszędzie. Nie tylko układam wszystko do symetrii, dbam o czystość i porządek, również sprawia ze mam natrętne obsesje i myśli przy bardzo wielu rzeczach. Tego nie da sie opisać. :/
  2. Cześć. 3 lata temu zaczęłam mieć poważne problemy które nagle wpadły do mojego życia i całkowicie załamana i pogubiona, skorzystałam z pomocy psychologa który z czasem zdiagnozował mi takie zaburzenia jak depresje, fobie społeczną, dysmorfofobie, zaburzenie obsesyjno-kompulsywne które prawdopodobnie jest genetyczne bo cierpię na nie od dziecka i inne, "mniejsze" zaburzenia. Byłam juz na prozacu, ogólnie moja terapia jest nieregularna bo jako agorafobiczka mam problemy z wychodzeniem z domu i utrzymywaniem stałego kontaktu z psychologiem. Przez cały ten czas miałam gorsze i trochę lepsze momenty. W tym czasie stale pracowałam nad sobą poznając się. Z reguły jestem osobą która lubi spędzać dużo czasu sam na sam, we własnym umyśle, rozmyślać i planować kroki by ciągle się udoskonalać, zdobywać wiedzę. Aczkolwiek mam trochę nietypowy problem... polega on na tym ze w pewien sposób boje się wyzdrowienia i zmian jakie by to za sobą niosło. Czuje blokadę ponieważ odnoszę wrażenie jakby te wszystkie problemy, ciągły smutek, nie zbyt pozytywne myśli ( uważam sie za realistkę ale psycholog uważa ze jestem pesymistka) mnie przenikly w pewnym momencie mojego życia i przejęły na własność. Jakby stały sie częścią mnie albo ja ich. W jakiś sposób mam wrażenie ze przyzwyczaiłam się do cierpienia, uczucia frustracji, dyskomfortu i całej masy negatywnych uczuć. Przez te 3 lata na chorobach rozwijałam się, zmieniałam, mój charakter bardziej się ukształtował, moje życie się zmieniło i kreci się wokół mnie i moich problemow. Problem właśnie w tym ze jestem niezdecydowana i boje sie "polepszenia". Świat i społeczeństwo ciągle przypomina nam o tym jak ważne jest być optymistą ( co ja uważam za naiwne wyjście), żeby dążyć do szczęścia, żyć tak czy inaczej. Prowadzę odwrotne "życie". Zamknięta w domu, wieczne problemy motywacja, z nauką, niemożliwość pracy, brak jakichkolwiek przyjaźni i znajomych... uważam ze ludzie są nudni a kontakty z większością to strata czasu, bez obrazy, po prostu nie mam z nikim nic wspólnego i zawsze jestem niezrozumiana a perfekcjonizm utrudnia mi to jeszcze bardziej bo mam swoje wymagania. Uznałam ze czuje się lepiej będąc sama. Dodatkowo staram sie być pewna siebie. Zyje w ten sposób już długo i boje się tego zmienić. Pewnie zastanawiacie sie co do tego ma medytacja wymieniona w tytule. Otóż od dłuższego juz czasu zastanawiam sie nad rozpoczęciem medytowania. Pragnę być bardziej spokojna, opanowana, wyciszona i przede wszystkim zyskać więcej kontroli nad umysłem, co prawdopodobnie wynika z mojej malej obsesji dążenia do kontroli nawet tego co rzekomo niemożliwe. Chce być jeszcze bardziej pewna siebie, bardziej zdecydowana... ponoć medytacja w tym pomaga, ale ciągle czytam o tym jak cudowna jest i ze niektórzy uznają ja nawet za lek który wprowadza na stale zmiany w mózgu. Miedzy innymi; większa empatia, wrażliwość, optymizm, szczęście. To mnie trochę... przeraża. Nie wiem czy to są cechy które chce w sobie posiadać. Z reguły nie jestem zbyt empatyczną osobą w stosunku do ludzi bo w stosunku do zwierząt mam wyjątkowo duże serce, ma to prawdopodobnie związek z moją mizantropią i jestem tego świadoma, ale po prostu tak mam i podchodzę do ludzi sceptycznie. Nie wiem czy chce byc wrażliwa i podchodzić jakoś emocjonalnie do ludzi. Juz trochę jestem i chciałabym sie tego pozbyć. Myślę ze zbyt duża wrażliwość i nadmiar emocji, zazwyczaj zbędnych, jest w pewnym sensie słabością której nie chce w sobie nosić a długo walczyłam by sie tego pozbyć. Nie chce być optymistyczna ( bo jak juz mówiłam, uważam to za naiwność) ani szczęśliwa, bo ciągłe dążenie do szczęścia i wręcz uganianie się za tym wydaje mi sie przereklamowane i po prostu bezsensowne. Nie chce szukać szczęścia ani do niego uparcie zmierzać, lecz zaznać wewnętrznego spokoju wiedząc ze panuje nad moim umysłem bo w tej chwili czuje ze to on panuje nade mną i jest mi z tym źle. Dlatego nie wiem co zrobić. Jak juz mówiłam, jestem w pewnym sensie przyzwyczajona do moich problemow, utknęłam w nich, tak jakby cierpienie było normalną już codziennością... ale chce udoskonalić moją osobę i wierze ze medytacja mogłaby mi w tym pomoc. Ale boje się zbyt dużych zmian. Nie wiem, może źle postrzegam medytacje i niepotrzebnie martwię sie o to ze zmieni ona mój charakter? Co o tym sądzicie?
×