Skocz do zawartości
Nerwica.com

bosy

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bosy

  1. Ja mam ogromne problemy ze spaniem. Prawdę mówiąc to sypiam koło czterech, pięciu godzin dziennie. Zwykle przed zaśnięciem odczuwam największe natężenie lęków, między innymi tak przeciwstawne jak: lęk przed tym, że będę rano nieprzytomny i lęk przed zaśnięciem (to dziwne, ale zasypiając boję się utraty kontroli nad sobą i to mnie w pewien sposób przeraża). Palę w nocy najwięcej fajek, a strach zabijam proszkami, albo zapijam. Natomiast jeśli mam wolny czas następnego dnia to najchętniej nie chodzę w ogóle spać. Szczerz mówiąc ranek i wschód słońca to pory dnia, w których czuję się najlepiej (o ile nie zasnę, bo jeśli mam się rano obudzić to jest tragedia).
  2. Przepraszam, że tak wcinam się w dyskusję, ale nie wiem już co mam robić. Tak przy okazji jestem nowy na forum i chciałem wszystkich pozdrowić. Ale do rzeczy. Od dwóch lat chodzę na terapię. Ostatnio uczestniczę w terapii grupowej. Nie mam zdiagnozowanej żadnej choroby, bo nie byłem u psychiatry, ale sam diagnozuję u siebie każdą. Mam chyba wszystkie rodzaje nerwicy, do tego dochodzi jakaś depresja (stawiam na sezonową), a ostatnio moje życie to po prostu katorga. Nie wiem od czego zacząć. Ostatnio wracając do domu miałem spotkanie z psem. Wstrętny mały włochaty jamnik ugryzł mnie w nogę, a w zasadzie w spodnie. Przedziurawił je na wylot, ale na nodze nie mam nawet śladu po ugryzieniu. Od razu poszedłem do właściciela i poprosiłem o książeczkę szczepień psa (o spodniach nawet nie wspomniałem, byłem zbyt przestraszony widmem wścieklizny). Gość przyniósł mi ją i pokazał. Nie wiem co prawda jak wygląda naklejka szczepienia na wściekliznę, ale było tam kilka różnych szczepień, więc zakładam, że i to było zrobione. Nie sprawdziłem niestety, czy to na pewno książeczka owego psa, czy może drugiego, którego ma mój sąsiad. Data szczepienia to grudzień 2006, czyli jeszcze było ważne. Po przyjściu do domu umyłem nogę pięć razy wodą z mydłem i dokładnie przeszukałem kończynę, ale nie znalazłem choćby zadrapania. Mimo to wciąż boję się, że jestem chory na wściekliznę. Szukam wspomnianego psa idąc po ulicy, czy jeszcze żyje, bo czytałem, że zarażać może dopiero 10 dni przed śmiercią. Niefortunnie, pies jest chyba domowy, bo nie mogę go zlokalizować na podwórzu. Od razu mam mnóstwo scenariuszy. Że pies zmarł, a właściciel nie chce mi o tym powiedzieć, bo się boi konsekwencji i takie tam. Do tego dochodzi reszta moich hipochondrii. Tydzień temu zrobiłem sobie morfologię, którą zleciła mi lekarka, bo narzekałem na ból gardła i podejrzewała migdałki. Wyniki niby w normie, ale niektóre są dość blisko (jak na mój niewykształcony rozum) granicy. Jeden wskaźnik jest za wysoki: MCHC, ale to chyba nic poważnego, bo nie znalazłem informacji, które mówiły, że jest on odpowiedzialny za coś ważnego. Umieram na myśl o ziarnicy i chłoniaku. To tak gwoli wyjaśnienia. Boję się też czerniaka, więc ostatnio rozdrapałem sobie strupki przy paznokciu, bo myślałem, że to początek nowotworu. Bolą mnie stawy. Mam uczucie "ciężkiej głowy", która ma tendencje do opadania. Cały czas jest mi gorąco w twarz, mam też zimne nogi i ręce. Drżę na myśl o sepsie, mimo, że zdaję sobie sprawę, że to wszystko wina mediów rozdmuchujących każdy przypadek. Nie mogę zasnąć. Moja ulubiona pora dnia to wschód słońca, ale nie ma rady, żeby na niego wstał, więc zwykle ze wschodem zasypiam. Dzisiaj nie zasnąłem w ogóle bo musiałem wcześnie wstać na zajęcia. To wszytko razem powoduje, że jestem załamany. Życie mnie dobija. Nic mi się nie udaje, nie mogę zrobić niczego, co sobie założę. Posprzątam dziś pokój! Okej! I siedzę do rana przy komputerze. Pouczę się! I czytam książkę. Boję się napadów paniki, które to lęki ciągną się ładnych parę lat. Jutro mam kolejną wizytę na terapii, ale odkąd przestałem chodzić na indywidualną nie mogę dojść do głosu i nie mówię na niej o swoich problemach. Wybaczcie, że się wam tutaj żalę, ale jestem kompletnie załamany... Jak mawiał Woody Allen: "Mam ochotę popełnić samobójstwo, ale to nic nie da – mam zbyt wiele problemów." No może to przesada - o samobójstwie nie myślę i nie mam zamiaru, ale problemy.. ech.
×