Cześć Wszystkim,
Rozpoczne troche od mojej historii. Wszystko zaczelo sie jakies 18 miesiecy temu, po bardzo mokro zakrapianym weekendzie, w poniedzialek trafilem na pogotowie z bardzo wysokim cisnieniem i tetnem, lekarz dal mi lek na zbicie cisnienia, przeswietlil klatke piersiowa, zrobil EKG, wszystkie wyniki wyszlo dobrze. Nastepnym pare dni byly mocno niepokojace, balem sie usnac, caly czas myslalem, ze mam jakas powazna chorobe. Trafilem nawet na oddzial kardiologiczny, pozniej do neurologa, nastepnie do akupunkturzystym, a na sam koniec do psychiatry. Moimi glownymi objawami/natrectwami byly: ciagly niepokoj, bojazn, myslenie o niedoltenionym ciele/mozgu, mrowienie w konczynach. Psychiatra najpierw przepisal mi Axyven, zaczalem od dawki 37,5, po 2 tygodnia 75 mg, nastepnie po dwoch miesiacach 112,5 mg, a na koniec 150 mg. Poczatkowo czulem sie bardzo dobrze, wierzylem, ze pokonuje nerwice, po dwoch miesiacach, nastapila stagnacja poprawy, wszystko zatrzymalo sie w miejscu, nawet bo wejsciu na dawke 150 mg, tak bylo przez pol roku, po czym lekarz zdecydowal, ze przejde na Sulpiryd, najpierw 50 mg, po 2 tygodniach 100 mg. Historia sie powtorzyla, jak z Axyvenem, na poczatku bylo bardzo dobrze, systematyczna poprawa, a pozniej STOP, zero poprawy, nawet nawracaly gorsze momenty, sprzed brania leku. Po 3 miesiacach na Sulpirydzie, psychiatra skierowal mnie na psychoterapie (chodze juz na nia 4 miesiace, spotkania co dwa tygodnie). Dodatkowo po konsultacjach z lekarzem zmienilem Sulpiryd na Parogen. Zaczalem od dawki 10 mg, pozniej 20 mg. I znowu to samo, rewelacje, naprawde, zero lekow, natrectw, jedynie lekka swiadomosc, ktorej nie moge opisac slowami, po prostu nazwe to COŚ, po paru tygodniach okazalo sie, ze 20 mg to za malo, bo po raz kolejny nastapil nawrot objawow, wiec wszedlem na dawke 30 mg (po konsultacjach z lekarzem). Poczatkowo (jak zwykle) bylo bardzo dobrze, trwalo to ok. tygodnia, nastepnie znowu nawrot objawow. To jest jak bledne kolo, wchodze na nowy lek, jest rewelacyjnie, a potem znowu zle ... Aktualnie nie mam juz natrectw jak problemu z oddychaniem, czy mrowienie w konczynach. Jest za to ciagla mysl o samobojstwach, o samookaleczeniu, o tym, ze moglbym zrobic komus krzywde, brak skupienia, niepokoj, napiecie. Co do psychoterapii, to sam nie wiem, ale jestem jakos zawiedziony, spodziewalem sie jakis efektow, a tak naprawde po uswiadomieniu sobie, nic dobrego z tego chyba nie wynosze ...Staram sie duzo modlic, oddawac w opieke Boga, czytam "Potege podswiadomosci" Murphy'ego. Stosowalem mudre palcow, probuje codziennie sobie wmawiac, ze jest dobrze, ze jestem szczesliwy, zdrowy, ze nic mi nie dolega... niestety nierzadko nerwica wygrywa, czesto mam ochote sie poddac, skoczyc z balkonu ...
Wiem, ze nie ma cudownego leku na nerwice, ale jesli ktos ma cos "podobnego", moze udalo mu sie to zlagodzic, wyrzucic z siebie i ma jakies dobre rady, chetnie poczytam, wyslucham, po prostu juz nieraz nie daje rady
Nadmienie, ze jestem studentem V roku, jezdze za granice w wakacje, ferie (do pracy) takze z plynnoscia finansowa nie mam probelmow, jestem z dziewczyna, ktora kocham, nie mam probelmow w nauce. Przyczyna moze byc np tato - alkoholik, moj hulaszczy tryb zycia na studiach (marihuana, alkohol). Nie pije alkoholu (w ogole) i nie pale marihuany od jakis 15 miesiecy.
Troche dlugi ten wywod, ale chcialem jakos stosunkowo zrozumiale naswietlic swoja historie, za wszytkie odpowiedzi bardzo dziekuje :)