Skocz do zawartości
Nerwica.com

jeremiaszek

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez jeremiaszek

  1. jeremiaszek

    Prosto z otchłani

    Witam. Na wstępie zaznaczę, że to będzie dosyć długie przywitanie i będzie sporo odniesień do religii, wiary, Boga. Więc jak ktoś tego nie trawi to proszę po prostu to przemilczeć. Może są to śmieszne przemyślenia, ale nic na to nie poradzę, wiara jest dla mnie ważnym składnikiem. Nie chcę nikogo nawracać i nie chcę być nawracany. Jako mały dzieciak (od komunii z jakieś pięć lat) byłem ministrantem. I przez ten okres dużo się nasłuchałem tych wszystkich pierdół lub mądrości jak kto woli. W tym wieku mój umysł chłonął jak gąbka (później się zresztą przekonałem, że mój umysł cały czas dużo przyswaja) niestety dla mojej zguby. Na przykład dowiedziałem się, że można grzeszyć myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. W końcu zrezygnowałem, na długi czas rozstałem się z Bogiem. Minęło liceum, w którym zacząły się moje pierwsze problemy spowodowane nieśmiałością, fobią społeczną, osobowością schizoidalną, osobowością schizotypową (tyle już miałem diagnoz, niepotrzebne skreślić). Ale ja nie o tym, bo wydaję mi się, że to jest problem do przeskoczenia. Dopiero na studiach zaczęły się prawdziwe problemy. Ukochana nerwica natręctw. Na początku niewinnie, że chcę kogoś uderzyć lub powiedzieć coś chamskiego chociaż wcale tego nie chciałem. Wszystko się zbiegło mniej więcej z powrotem do wiary w Boga, ale już w zmienionej formie, niezbyt katolickiej. I tak nerwica zaczęła ewoluować. Myśli typu zatłuc kogoś młotkiem, poderżnąć gardło, zepchnąć z wysokości były na porządku dziennym. W obecnym momencie chyba doszedłem już do końca tej drogi. Nie wyobrażam sobie, żeby istniały gorsze rzeczy niż te, które mnie nawiedzają. Jakbym je opisał to sami byście mi podali linę i drzewo, na którym mam się powiesić. Teraz nie mam nawet wytchnienia we śnie, bo nawet tam te wszystkie chore wynaturzenia mnie odwiedzają. Osobiście myślę, że to wszystko od horrorów, które uwielbiam oglądać. A po co wplotłem do tego religię? Dlatego, że po prostu uważam się za złego człowieka, bo można grzeszyć też myślą. Po parokrotnym pobycie w szpitalu psychiatrcznym, dwóch terapiach i wielu lekach których nazw nawet nie pamiętam przyszedł czas na powrót do kościoła. Jak trwoga to do Boga. Ale nie ma tak łatwo. Mogę wytrzymać słownie 10 minut w kościele. Od razu po przekroczeniu progu załączają mi się bardzo schizowe myśli profanacyjne, ręce zaczynają mi się trząść. Parę razy wytrzymałem cała mszę i to był dla mnie na prawdę wielki wyczyn. Czuję, że moja osoba beszcześci kościół. Sam już nie wiem w co wierzę. Wierzę w niebiańskie życie po śmierci, bo nie chciałbym przestać istnieć, a z drugiej strony nie chcę ogzystować z tymi natręctwami. Wierzę w piekło, bo uważam, że niektórzy na nie zasługują. Z kolei nie chcę, żeby istniało, bo mogę tam trafić. Wierzę w koniec naszej wędrówki po śmierci, bo skończą się wszystkie problemy. Po obejrzeniu jednego filmu, myślę, że spotyka mnie kara za wszystkie moje uczynki. Nie jestem żadnym zwyrodnialcem, ale życie ma wiele odcieni szarości. Moja barwa jest zdecydowanie bliżej czarnej niż białej. Gratuluję i dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca moich wypocin. A i znalazłem jeden sposób, który rozwiązuje ten problem - alkohol. Ale wiadomo, jak się może skończyć leczenie w ten sposób. I to by było chyba na tyle.
×