Skocz do zawartości
Nerwica.com

ania_kot

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ania_kot

  1. O rany! A czy Ty też nie jesteś rozchwiana emocjonalnie? Przeczytałam w wszystko, co napisałaś i szczerze mówiąc zastanawiam się, czy właśnie ten Twój facet, a ojciec tego dziecka nie zachowuje się najnormalniej. Jeżeli tamta kobieta ułożyła sobie życie (nieważne czy jest szczęśliwa - to nie Twoja sprawa), a poza tym on nie miał z nią żadnych miłych wspomnień, dodatkowo Ty jesteś rozchwiana emocjonalnie w stosunku do tego dziecka, to ja uważam (60%), że on się zachowuje w miarę racjonalnie. Próbuje ułożyć sobie życie zupełnie na nowo, bez wcześniejszych obciążeń. I choć szkoda mi dziecka (sama jestem w związku z mężczyzna z dzieckiem, na szczęście normalnym), to jednak uważam, że takie zabawy nim - dopóki nie uzgodnicie tej sprawy z matką dziecka nie mają sensu. Była żona mojego faceta, która notabene zostawiła go dla innego tez nie chciała, żebym ja się z dzieckiem spotykała. Sprawa uspokoiła się po około 2 latach wspólnego związku, gdy uznaliśmy wspólnie (we trójkę), że nadszedł właściwy moment - my już planowaliśmy ślub, ona mnie zaakceptowała (było to ważne, żeby nie robiła sieczki w głowie dziecku - na zasadzie "mama Cie kocha bardziej, a ta pani to głupia krowa") uzgodniliśmy wspólne działanie j już 7 rok mija jak jest OK. Dopóki nie dojdziecie do porozumienia z matką dziecka - to będziecie je sobie wyrywać i nikomu nie przyniesie to korzyści. To tak na szybko. Powodzenia Kochana, trzymaj się ciepło.
  2. Dołączyłam do Was niedawno. Przeczytałam, ile się dało. Nigdy nie próbowałam popełnić samobójstwa, ani nie uważam się za osobę chorą na depresję. Ale o samobójstwie myślę często, a stany załamania mam nagminnie. I straszliwie mocno chciałabym, aby to wszystko mi minęło, straszliwie chcę być w końcu szczęśliwa. Sytuacje, które spotykają mnie w życiu codziennym są albo dramatami (tata zginął w wypadku, po dwóch latach najbliższa przyjaciółka, dwa lata temu przyjaciel), albo problemami, z którymi ciężko jest się zwyczajnie pogodzić. ( rodzina najbliższa nie utrzymuje ze mną kontaktów, żeby nie musieć pomagać mi finansowo). Trudno mi utrzymać pracę - jestem osobą, która nie toleruje chamstwa i wyzysku, dlatego rezygnuję, gdy trafi się przejaw któregoś z tych zachowań. Nie potrafię inaczej - oczywiście, gdy już wyczerpię każdy możliwy arsenał walki z tymi cechami. Jestem jednocześnie bardzo silna psychicznie, bo nadal potrafię się śmiać, choć w moim życiu nie mam niczego na czym mogłabym się oprzeć: brak rodziny, brak pracy, długi, związek z chłopakiem, który mnie utrzymuje, ale który mnie nie szanuje - bo mnie utrzymuje, więc ma "władzę". Ale jednocześnie jestem słaba, bo każda krytyka, złe słowo potrafi mnie załamać. Chciałabym popełnić samobójstwo, ale zwyczajnie boję się śmierci - i to nie dlatego, ze tam może być gorzej, ale dlatego, że jak sobie pomyślę, że Bóg / Anioł / ktokolwiek tam jest mówi mi na powitanie: " no i co narobiłaś? Jutro miałaś wygrać 10 milionów w toto lotka, a za rok wyszłabyś za mąż, za 10 lat miałabyś szczęśliwą rodzinę i dożyłabyś w szczęściu do 80-tki" to mnie po prostu szlag trafia na samą myśl i znowu próbuję walczyć o lepsze jutro. Najgorsze jest to, że nie mam pomysłu, jak walczyć z moimi słabościami- w ogóle zastanawiam się, czy powinnam walczyć - bo przecież każdy ma gorsze dni i każdy z ludzi miał w swoim życiu ciężkie okresy - czytałam mnóstwo biografii i historii ludzi, którzy byli na dnie, a jednak wyszli z tego i ułożyli sobie życie. Myślę też o tym, jak bardzo krytyka ludzi najbliższych potrafi wykończyć psychicznie i wyzerować poczucie własnej wartości. Nigdy mnie za nic nie chwalono, krytykowano najdrobniejsze uchybienie, każdy mój wybór. W szkole średniej, na studiach byłam najlepsza - ale moja matka uważała, że to żaden sukces. Byłam bardzo atrakcyjną fizycznie osobą, ale mama zawsze potrafiła coś znaleźć - a to kolor bluzki, a to że buty na obcasie - bo i tak jestem wysoka (176), ciągle i ciągle. W domu to samo - za bardzo grzejesz, za często się kąpiesz, za drogi krem ( dostawałam stypendium naukowe i pracowałam w radiu - od 20 roku życiu nie dostałam na nic ani grosza) itp itd. A ja patrzyłam na moich znajomych, którzy prześlizgując się z klasy do klasy, czy z roku na rok - wyjeżdżali na wakacje w nagrodę - a ja siedziałam w domu - i szukałam kolejnej pracy dodatkowej, żeby mieć na własne wydatki - zimowa kurtka, czy buty. I nie dlatego, że nie było w moim domu pieniędzy. Były, ale nie dla mnie. Chciałabym przestać myśleć o przeszłości i jakoś podnieść się z tego, ale jak tylko jest trochę lepiej - zaraz bum w głowę. Ostatnio dostałam wezwanie do sądu, żebym zrzekła się praw do mieszkania, w którym spędziłam całe dzieciństwo - odziedziczyłam część po zmarłym tacie. I przepisała swoją część na moją mamę. Tak po prostu. A ja nie wiem, co to znaczy, po co to. Nie mam męża, pracy, to mieszkanie - a właściwie meldunek w tym mieszkaniu to wszystko, co mam. Jak się zrzeknę - to niech mnie wymeldują, chłopak mnie zostawi - i wyląduję na ulicy. chciałabym umieć z tym walczyć, chciałabym umieć przestać się tym przejmować a po prostu powiedzieć "nie", zamknąć sprawę i iść dalej. Znaleźć siłę, żeby pozwolić sobie na słabości i natychmiast rozwiązywać problem, a nie rozpamiętywać, zamartwiać się, płakać i użalać się, jacy to wszyscy dookoła są podli dla mnie. Jestem dupa wołowa, ot co.
×